Poznajcie Emilię Golińską – 1800. fankę mojego bloga

Irena Kuczyńska30 października 201813min
Emilia-Golińska-czolo.jpg

Z Emilką umówiłyśmy się w restauracji “Frascati”.  Chociaż znamy się od dawna, wiedziałam o niej niewiele. Dlatego perspektywa rozmowy bardzo mnie ucieszyła. I nie zawiodłam się.

Okazało się, że Emilia od dawna zna i czyta mojego bloga i nawet nie wiedziała, że dotąd nie zdążyła go polubić. I kiedy przeczytała na fanpage zachętę do polubienia, kliknęła i sama się zdziwiła, że jest tą 1800. osobą lubiącą bloga.  I że została zaproszona na kawę i na rozmowę.

Czego szuka na blogu? Przede wszystkim historii o miejscach, o ludziach, o rewitalizacji Pleszewa, którą doceniają pleszewianie, co wynika z badań przeprowadzonych przez Fundację Animacja. No to teraz sama będzie bohaterką takiej “historii o ludziach”.

Emilia Golińska jest pleszewianką, chociaż – jak mówi – jej pradziadkowie do miasta przyjechali i tu się osiedlili. Dziadek po kądzieli Zbyszko Szkudlarz założył na ulicy Marszewskiej 31 warsztat, który przekazał synowi. A brat Emilki, jako, że ma smykałkę do biznesu, pomaga wujowi.

Dzieciństwo mojej rozmówczyni było bardzo pracowite. Przed południem uczyła się w Jedynce, po południu w szkole muzycznej w klasie fortepianu pani Doroty Szczepaniak.

Do wyboru szkoły średniej Emilia  podeszła ambitnie. Wybrała pleszewskie liceum i nie żałowała, tym bardziej, że w tym roczniku było wielu absolwentów szkoły  muzycznej, “które śpiewały w zespole, często występowały, co pozwalało unikać pytania na lekcjach” – zdradza moja rozmówczyni.

Ale samo występowanie jej nie satysfakcjonowało. Szukała  “czegoś, gdzie się pomaga” i znalazła wolontariat. Już wcześniej w gimnazjum jako harcerka jeździła 2,3 razy w miesiącu do Domu Pomocy Społecznej w Broniszewicach, ale – jak mówi – skończyła się szkoła, towarzystwo się rozpadło…

I nagle w liceum pojawił się wolontariat. Co prawda, kiedy Lucyna Roszak była w szkole i opowiadała o wolontariacie, ona akurat była nieobecna. Ale poprzez Angelikę Mofinę do Lucy do świetlicy trafiła.

I już została. Był to rok 2008. Na początek zlecono jej prowadzenie pośrednictwa wolontariatu, raz w tygodniu przez godzinę. “Lucyna mnie bardzo doceniała i inspirowała, była mi wdzięczna za wszystko, co robiłam, a mnie to uskrzydlało” – podkreśla Emilka.

Zaczęła uczęszczać do Centrum Wolontariatu przy Powiatowej Świetlicy dla Młodzieży Dojeżdżającej codziennie. Wolontariat ją fascynował. Także ten opiekuńczy. Chodziła do Zakładu Opiekuńczo – Leczniczego… ale bardziej ją interesowała aktywizacja, pisanie projektów dla młodzieży o promocji i rozwijaniu wolontariatu.

I przyszedł pierwszy sukces – projekt “Ja – Pleszew – Europa” – raz w tygodniu dwugodzinne warsztaty dla grupy dzieci z Pleszewa. Uczestniczyło w różnych warsztatach od 20 do 30 dzieci – przez cały rok.

Po maturze mama zachęciła Emilię do złożenia dokumentów na studia pedagogiczne na WAP UAM w Kaliszu, by zdobyć lepsze wykształcenie, ale Emilia “liczyła, że się nie dostanie i pójdzie do pracy”.

Wbrew przewidywaniom, się dostała i nawet stypendium socjalne jej przyznano. “Dojeżdżałam, dorabiałam i zawsze na kawę miałam” – wspomina czasy studenckie moja rozmówczyni.

Na I roku – jak mówi – rozkwitła. Miała wokół siebie fajnych ludzi. Była bardzo aktywna, dobrze się uczyła a z niektórych przedmiotów zwalniano ją z egzaminów, zaliczając aktywność na zajęciach. Tak było w przypadku socjologii.

Wybierając specjalizację, myślała o kulturze społecznej, ale było za mało chętnych i grupa się nie stworzyła. Poszła więc na komunikację społeczną. Nigdy się nie widziała np. w przedszkolu.

Wspominając czasy szkolne, z uznaniem mówi o nauczycielkach z Gimnazjum nr 1 Lidii Lewandowskiej i Sławie Madalińskiej, które podkreślały, że świat należy do średniaków.

  I to prawda – mówi Emilka – byłam średniakiem, teraz jestem liderem, ale to za sprawą Lucy Roszak, która podniosła moją samoocenę. Uwierzyłam, że bycie średniakiem ma wartość. Lucy mi uświadomiła, że mogę sama o sobie decydować. A dzięki wolontariatowi zauważyłam, że mogę mieć wpływ na to, co się dzieje w moim mieście – podkreśla.

Po studiach pracowała w różnych miastach, ale że jest bardzo związana z Pleszewem, postanowiła tu zamieszkać. Nawet Szymon, jej chłopak z Kalisza, dla niej do Pleszewa się sprowadził.

Poznała go jeszcze w czasach licealnych. Jest artystą, tak jak ona. Pasjonuje go muzyka metalowa, gra na gitarze basowej, robi projekty z muzykami z różnych krajów Europy. “Ale z zawodu jest geodetą z logicznym podejściem do świata” – mówi Emilka.

Kiedy w Pleszewie powstawała Fundacja Animacja, która prowadzi Centrum wspierania Inicjatyw Obywatelskich przy ul. Bolesława Krzywoustego, Lucyna Roszak – prezes FA, zaproponowała Emilce pracę. “Była umowa: razem piszemy projekt, jeśli wygramy, mam tę pracę” – wspomina.

Justyna Zawieja, Lucyna Roszak i Emilia Golińska - liderki wolontariatu pleszewskiego

Wiedziała, że chodzi o seniorów, chociaż w szczegóły wprowadzała ją Lucyna i Teresa Lisiak, która przychodziła do biura w Pleszewskim Uniwersytecie Trzeciego Wieku.

Teraz Emilia łączy pracę z “młodymi wolontariuszami” z działaniem w Senioralnym Centrum Wolontariatu. Podkreśla, że z seniorami, którzy przychodzą do CWIO, o przeszłości się nie rozmawia.  A siłą tego miejsca jest to, że nikt nikogo nie ocenia. Zaś w warsztatach organizowanych w CWIO może wziąć udział każdy.

Emilka była nominowana do tytułu Osobowość Roku 2017 za działalność w Centrum Wspierania Inicjatyw Obywatelskich   

Pytam Emilkę, czy łatwo przychodzi jej kumplowanie z rówieśniczkami jej mamy a  nawet babci. Wszak do CWIO przychodzą również  panie w okolicach osiemdziesiątki i większość zwraca się do siebie po imieniu. Są też po imieniu z Emilką.

Ona nie ma z tym problemu. W CWIO każdy jest traktowany po partnersku i wiek nie ma tu żadnego znaczenia.

“Z perspektywy dwóch lat funkcjonowania CWIO widać, że ma ono sens. I jest najlepszym miejscem aktywizacji seniorów w okolicy” – podkreśla z satysfakcją Emilia.  Osoby uczestniczące w projektach (warsztaty, koncerty, spotkania) mogą robić to, czego nie robiły przez całe życie.

I tak się toczy nasza rozmowa o pracy, która Emilię pochłania, fascynuje, interesuje, wciąga, inspiruje, daje radość życia i rozwija.

Ale jest jeszcze druga strona życia czyli Szymon oraz trzecia czyli biżuteria, którą Emilka wykonuje własnoręcznie. A nauczyła się tego… na wolontariacie. Zaczęła się w tym rozsmakowywać. I nawet warsztaty biżuteryjne prowadzi.

Inwestuje w swoją pasję. Rozkłada przede mną piękne kolczyki, bransoletki, z każdym przedmiotem związana jest jakaś historia. I ten wymarzony naszyjnik. I kolia w kolorach Fundacji Animacja. I kolczyk w pomarańczowym piórkiem, który zakłada na Woodstock...

Jestem pod wrażeniem. Jeszcze mogłybyśmy rozmawiać o kuchni wegetariańskiej, wszak Emilia od lat nie je mięsa, żywi się głównie warzywami. I ma własne poglądy na wiele spraw. I własną filozofię życia, której potrafi bronić.

A o czym marzy? O świecie, który trzeba zmieniać na lepszy i próbuje to robić. I jej się to udaje. Wierzy, że jak będzie potrzebować pomocy, to dobro dane innym wróci do niej.

Jeśli zabraknie jej na chleb, to sprzeda swoją biżuterię, żeby kogoś uszczęśliwiła. Na razie ją uszczęśliwia.

A seniorzy, z którymi na co dzień obcuje? “Patrzę na nich jak na przyjaciół, z którymi mogę zmieniać świat. I tym sobie ich zjednuję. Nie ma dla mnie wieku” – podkreśla Emilka.

A ja czuję, że mnie już sobie dawno zjednała i zaprosiła do swojego świata. Cieszę się, że to ona przyjęła moją zachętę do polubienia bloga, stając się 1800. jego fanką.