Kiedy przeczytałam na fanpage Team Pleszew, że Ryszard Andersz przebiegł 99 maratonów, przy czym jeden maraton to 42 km i 195 metrów, postanowiłam poznać bliżej człowieka, który ma taką pasję.
No i umówiliśmy się w zakładzie siodlarskim, który pan Ryszard Prowadzi przy ul. Kaliskiej 36A. Mówi, że profesję przejął po przodkach.
I są tu obecni. Dziadek Ludwik uśmiecha się do wnuka z jednego zdjęcia, tata Leszek z drugiego. W pracowni za ścianą jest syn pana Ryszarda Piotr – też siodlarz. Na zdjęciu wnuczek. Może będzie kontynuować tradycje rodziny Anderszów?
Ze zdjęć spogląda dziadek Ludwik i tata Leszek
W gabinecie pana Ryszarda stoją gotowe siodła, które czekają na odbiorców. Obok na ścianie wiszą medale zdobyte za udział w biegach, nie tylko maratonach. Jest ich mnóstwo.
Ale rozmowa nasza rozpoczyna się od rymarstwa i od dziadka Ludwika Andersza. Urodził się w Pleszewie a właściwie na Maliniu, gdzie jego ojciec Mikołaj Andersz pracował w majątku Jouannów.
Wnuk mówi, że mały domek pradziadków Marii i Mikołaja stał tam, gdzie w latach 70. XX wieku były tzw. „malińskie doły”. Pradziadek pracował w majątku przy koniach. Być może urodzony w 1910 roku jego syn Ludwik tam zafascynował się końmi i rymarstwem.
Jak miał 17 lat, zaczął uczyć się rymarstwa w zakładzie swojego szwagra Kosińskiego w Bronowie. Wtedy rymarz robił wszystko: począwszy od skórzanych toreb, walizek, poprzez kufry skórzane do bryczek, tapicerkę do powozów, uprząż do koni.
W dużych majątkach ziemskich, rymarz był potrzebny, bo ciągle coś się psuło. Dlatego zatrudniały rymarzy okoliczne majątki. Ryszard mówi, że w dwudziestoleciu międzywojennym dziadek pracował i u Taczanowskich w Taczanowie i u Jouannów w Maliniu, Baranówku, Lenartowicach i nie tylko. Przeważnie każdy majątek miał swojego rymarza.
Jednak zanim Ludwik Andersz rozpoczął pracę w zakładzie rymarskim u Kosińskiego w Pleszewie na Rynku pod nr 11 (wejście od ulicy Kościelnej), dwa lata spędził w wojsku a dokładnie w 26 Pułku Ułanów Wielkopolskich w Baranowiczach. To tam – uważa wnuk – dziadek zaraził się miłością do koni. Kochał konie. Dosiadał ich jeszcze w siedemdziesiątym roku życia.
W wojsku zdobył stopień kaprala, a po ćwiczeniach plutonowego. Do wybuchu wojny pracował we wspomnianym już zakładzie Kosińskiego w rynku.
Wojenne losy Ludwika Andersza nadają się do opisania w oddzielnym artykule. We wrześniu 1939 roku wyruszył z 70 pułkiem piechoty na wojnę, po kapitulacji dostał się do niewoli, skąd wrócił w 1941 roku i pracując w rymarstwie, zaangażował się w działalność Armii Krajowej.
27 lutego 1945 roku pracował w firmie rymarza Kosińskiego. I mógł być świadkiem wydarzeń, opisanych przez Czesława Metelskiego – ofiarę wybuchu wraku sowieckiego czołgu 27 lutego 1945 roku.
https://irenakuczynska.pl/sowiecki-zolnierz-uratowal-mu-zycie/
Po wojnie dziadek pana Rysia stworzył własny zakład siodlarski ale w 1950 roku włączył się w tworzenie Spółdzielni Pracy Branży Skórzanej. Mieściła się w kamienicy na rogu Rynku i ulicy Krzyżowej. Ludwik Andersz pracował tam do emerytury.
Wnuk z rodzinnych opowieści wie, że po wojnie zgłosił się do dziadka Ludwika hrabia Prądzyński z okolic Warszawy, który szukał koni wywiezionych z Polski przez Niemców. I sprowadzał je. Potrzebne były siodła i te siodła wykonywało pod okiem pana Ludwika prawie 50 pracowników spółdzielni rymarskiej. Wśród nich był Leszek Andersz.
Pracy było dużo, bo siodła i uprzęże zamawiały w Pleszewie liczne stada ogierów. W 1983 roku do Ludwika i Leszka dołączył Ryszard. W 1989 roku Anderszowie założyli prywatną firmę. Przez czas jakiś mieściła się ona przy ul. Marszewskiej w okolicach późniejszego klubu „Hades”.
Więcej w tym linku:https://irenakuczynska.pl/i-po-hadesie/
W 1991 roku Anderszowie przenieśli się z warsztatem na ulicę Kaliską 36, gdzie była nieruchomość drugiej żony Ludwika Andersza – pani Zofii Drążewskiej.
Na początku firma była w poniemieckim baraku przebudowanym z pawilonu meblowego (pracowali tam państwo Jarzębowscy). Kilka lat temu, kiedy spadkobiercy sprzedali działkę, Ryszard Andersz zarezerwował sobie u nowego właściciela nieruchomości miejsce na warsztat w podziemiach budynku.
I tam właśnie prowadzimy rozmowę, która stopniowo zmierza ku sportowym pasjom pana Rysia. Zaczął od jeździectwa, które zawdzięcza dziadkowi, który w 1974 roku tworzył w Pleszewie Klub Jeździecki „Piast”.
Stajnie były wtedy na Maliniu, dokładnie tam, gdzie zaczęto potem budować restaurację zwaną później „Baksem” od nazwiska Stanisława Królika – prezesa RKS Nowy Świat, który przejął okoliczne majątki ziemskie.
To na Maliniu Ryszard Andersz uprawiał jeździectwo. Nawet był w kadrze narodowej juniorów. Trenerem jeździectwa był jego ojciec Leszek.
Mówi, że od dzieciństwa ciągnęło go do koni i do siodeł. Jednak przygodę z jeździectwem zakończył. Pozostało siodlarstwo. Pan Ryszard podkreśla, że kiedyś rymarz robił wszystko, teraz robi głównie siodła i uprzęże do powozów.
A są one różnorodne, bo klient jest wymagający a każde siodło jest inne, robione na indywidualne zamówienie. Bo konie są różnej wielkości, różnych ras, różne są też gusty ich właścicieli. Kiedyś dla klienta z Włoch pan Ryszard robił siodło na złotych szpilkach.
Już wcześniej wspomniałam, że w gabinecie pana Ryszarda obok siodeł jest tablica z medalami za udział w biegach i maratonach. Trudno je nawet policzyć. Już wiemy, że maratonów było 99 ale biegów innych znacznie więcej.
Z medalami, ze zdjęciem, na którym jest pies Parys i z ikoną św. Jerzego patrona rymarzy
Próbuję się dowiedzieć, kto mu podsunął pomysł biegania. I tu pada nazwisko Ryszarda Krupińskiego – kuzyna pana Rysia i mojego dobrego znajomego, który też biega. Każde okrągłe urodziny Rysio spędza w biegu.
Ryszard Krupiński na Biegu Przemysława
Siedemdziesiąte urodziny uczcił 7 kwietnia 2017 roku przebiegnięciem 70 km. Pisałam o tym rok temu.
https://irenakuczynska.pl/rychu-dasz-rade-biegnij-ryszard-przebiegl-70-km-70-urodziny/
Rysio Krupiński (jego babcia była z domu Andersz) przyszedł do Rysia Andersza i mówi : biegaj! I kuzyn czyli Rysio młodszy zaczął truchtać po Pleszewie. Zacząłem od marszobiegów. Kiedy przetruchtałem pierwsze 400 metrów – usiadłem i na płacz mi się zebrało. Wszystko mnie bolało – podkreśla mój rozmówca.
Przez trzy lata biegał sobie sam lub w towarzystwie psa Parysa. Wtedy zaświtał mu w głowie maraton – 42 km 195 metrów. Ten pierwszy maraton przebiegł w Poznaniu i rozsmakował się w bieganiu. Chociaż dwa tygodnie leczył się z zakwasów i wtedy się zarzekał: nigdy więcej!
Ale jak zakwasy się rozeszły, zaczął szukać kolejnego maratonu. Biegał trzy do pięciu maratonów rocznie. Oczywiście trenował i czyni to nadal. Biega trzy razy w tygodniu, wszędzie, dokąd oczy poniosą, „żeby nie było nudno”. A ile spraw można w tym czasie przemyśleć…
W biegu...
W 2013 roku, kiedy było 740 – lecie Pleszewa, wymyślili bieg 740 km na 740 – lecie miasta. Skrzyknęli się i razem pobiegli: Przemysław Marciniak, Hieronim Brania (siostrzeniec Rysia Krupińskiego), Jacek Wypuszcz, Wiesław Szymański.
Z tego wspólnego biegania zrodził się Team Pleszew, który jest grupą koleżeńską bez prezesa, bez składek, ale ułatwia wspólne wyjazdy na biegi, maratony.
Z kolegami - Półmaraton Ostrów Wlkp. Maratony w Kaliszu, w Poznaniu
Dla Ryszarda Andersza przyszedł czas na nowe wyzwania: nie tylko maratony ale i ultramaratony (ponad 50 km), biegi na 100 km, biegi 24 – godzinne, gdzie można odpoczywać troszkę, można się posilać, ale trzeba przebiec w czasie np. od 12.00 jednego dnia do 12.00 drugiego dnia minimum 120 km, czyli dalej niż z Pleszewa do Poznania. Ostatnio w takim 24 – godzinnym biegu w Łodzi Ryszard Andersz przebiegł 160 km.
Maraton Solidarności Gdańsk 2017
I nie chodzi tu mu o bieganie na czas. Nigdy nie ustanawia własnych rekordów i ich nie pobija. Największe wrażenie zrobił na nim Maraton W Rzymie, gdzie spod Kolosseum wystartowało prawie 30 000 biegaczy a trasa wiodła między największymi zabytkami Wiecznego Miasta.
Na Maratonie w Rzymie Ryszard Andersz i Piotr GrygielW Rzymie
Ryszard Andersz uczestniczy też w biegach parogodzinnych. Mówi, że w Polsce nie ma zbyt wielu możliwości biegania maratonu. Uczestniczy więc w imprezie Witunia Weekend Maraton w Więcborku na Pomorzu.
I tak pan Rysiek sobie biega. W ciągu 7 lat przebiegł 99 maratonów po 42 km 195 metrów każdy. W ostat nich latach biegał 30 maratonów rocznie – czyli 1260 km. Do tego 3700 km treningowo przebiegniętych w słońcu, deszczu, mrozie, gołoledzi, bo pogoda nie jest przeszkodą. Daje to około 5000 km rocznie.
Można sobie to mnożyć, dodawać, przeliczać i podziwiać. Może trochę zazdrościć? Ale w sobotę 12 maja można pobiec razem z panem Ryśkiem. Jego koledzy wymyślili imprezę.
Pan Ryszard ma nadzieję, że dużo osób dzięki temu zmobilizuje się do ruchu. Trasa jest wyznaczona w Plantach i na bieżni na stadionie. Można sobie robić dwa lub trzy okrążeni po 2 km każde.
On przebiegnie trasę 25 razy. Da to 42 km i 195 metrów. Swój udział w biegu potwierdziło już wielu znanych biegaczy między innymi Ryszard Kałaczyński – pomysłodawca Witunia Weekend Maraton.
Bieg z Ryśkiem Anderszem to także piknik z tortem i wspólne grillowanie. Oraz oczywiście medale i to skórzane, jak na mistrza rymarstwa przystało.
Medale skórzane dla uczestników 100 Maratonu Ryśka Andersza
Zgłoszenia na bieg przyjmuje recepcja Parku Wodnego Planty do 8 maja. Na portalu społecznościowym utworzono specjalne wydarzenie, gdzie można znaleźć informacje.
Nosi nazwę 100 Maraton Ryśka Andersza: https://www.facebook.com/events/350167542140620/
Do tej pory żaden pleszewianin nie przebiegł 100 maratonów. Ryszard Andersz będzie pierwszy. I przebiegnie go w Pleszewie, gdzie jego bieganie się zaczęło.
Teraz ma problem. Do 12 maja nie może biegać żadnego maratonu, bo wtedy ten jubileuszowy nie byłby już setnym.
Ostatnio zaniedbuje trochę morsowanie, do którego zainspirował go Wiesław Szymański. Jego koledzy zwykle morsują w niedzielę przed południem, właśnie wtedy, kiedy on biega.