Resztki jedzenia, ścierki, buteleczki po wódce, popiół z pieca a nawet martwe zwierzęta wrzucają pleszewianie do rur kanalizacyjnych. Powoduje to zatykanie rur i może uszkodzić przepompownie.
Oczyszczanie kanalizacji generuje dodatkowe koszty – powiedziała radiu Centrum Dorota Olejniczak – kierownik Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Pleszewie i zastępca dyrektora oczyszczalni ścieków.
Największym problemem dla pomp są chusteczki nawilżające dla niemowląt, które się nie rozłożą tak jak papier toaletowy. Owijają się wokół rur i pompy nie są w stanie ich przepchnąć do rurociągu. Podobnie jest z podpaskami higienicznymi, ścierkami do naczyń, czy nawet mopami.
Ale nie tylko to ląduje w sedesach. Dorota Olejniczak mówi, że w pleszewskiej kanalizacji pracownicy znajdują resztki jedzenia, obierki, kości, lekarstwa, prezerwatywy a nawet popiół z pieca. Resztki jedzenia powodują, że w rurach osiedlają się szczury.
Zdarzają się też w kanalizacji martwe zwierzęta np. kura z pierzem, małe kotki czy martwe prosiaki, które hodowca wrzucił do studzienki na drodze, bo „do toalety w domu by się nie zmieściły a utylizacja kosztuje”.
Zabójczy dla rur jest tłuszcz, który się zbryla i nie rozpuszcza, zmniejszając przekrój rur. Powinien być na miejscu w ubojniach oddzielony separatorem i oddany do utylizacji – mówi dyrektorka.
Jeśli trafi w rury, trzeba go oddzielić i zutylizować na oczyszczalni. Martwe zwierzęta też trzeba wydobyć i oddać do utylizacji, bo „oczyszczalnia tego nie przerobi”.
W 98,3 kilometrach pleszewskiej kanalizacji znaleźć można też niedopałki papierosów, a nawet „małpki” po alkoholu, czyli wszystko to, co pleszewianie rozrzucają po ulicach. Sedes to nie śmietnik, a oczyszczanie rur kosztuje.
Resztki betonu, kamienie, pieluchy jednorazowe i wszystko to, co powinno trafić na wysypisko, na kompostownik, do kontenera odpadów zmieszanych, do utylizacji nie tylko zatyka rury, może też uszkodzić jedną z 32 przepompowni – podkreśla Dorota Olejniczak.