W pierwszą sobotę czerwca uczniowie dawnej 4E spotkali się w restauracji Baks, aby wspominać lata spędzone w szkole. Byłam z nimi, bo to moja klasa
Przed restauracją BAKS 3 czerwca 2017 roku Michał, Tomek, Sebastian, Arleta, Magda, Adam, Bartek, Maciej, Iwona, Agnieszka, Michał, Basia, Małgosia, Monika, Kasia i ich pani Irena
Kiedy kilka tygodni temu Kasia, która mieszka na moim osiedlu, powiedziała mi, że 3 czerwca klasa się spotyka i mnie zaprasza, serce mi zabiło mocniej. Wyjęłam stare zdjęcia i zaczęły się wspominki.
1996 rok – przed budynkiem Liceum Ogólnokształcącego im. St. Staszica w Pleszewie
Klasa IE matematyczno – fizyczna
A było co wspominać, bo z tą klasą spędzałam dużo czasu także po lekcjach. Już w pierwszej klasie była pierwsza wycieczka, chyba nad morze do Pobierowa, gdzie firma w której był zatrudniony tata Łukasza, miała swój ośrodek.
Pamiętam, chociaż minęło wiele lat od tej wycieczki, jak wieczorem dotarliśmy nad brzeg Bałtyku. Pięknie zachodziło słońce. Niektórzy po raz pierwszy widzieli morze. Powskakiwali więc do wody. I dobrze, że nie krzyczałam na nich. Nazajutrz padał deszcz i kąpieli by nie było.
Był więc Trzęsacz z resztkami kościółka, Kamień Pomorski z katedrą, latarnia morska, Turkusowe Jezioro i oni, fajne dzieciaki, dobrze wychowane, za które nie trzeba było się wstydzić. No i rodzice, którzy dzielnie mnie wspierali.
Za rok znów wycieczka. Pieniądze zbierało się przez cały rok, żeby każdy mógł jechać. Trochę pracowaliśmy dzięki tacie Bartka i tacie Łukasza. Soboty wolne były zajęte. Ale na tych pracach, kiełkowały miłości i przyjaźnie, które przetrwały do dziś.
W drugiej klasie pojechaliśmy w Karkonosze. Pamiętam wyprawę pieszą na Szrenicę. Autobus nas zostawił na starcie na szlak i miał czekać przy zejściu ze Szrenicy. Tymczasem jedna z dziewczyn przez całą drogę miała kłopoty z żołądkiem. Koledzy na zmianę ją prowadzili. Tego się nie zapomina.
Na klasę trzecią była zaplanowana pięciodniowa wycieczka. Kosztowała sporo, ale tata Łukasza załatwił pracę aż pod Koninem, a tata Bartka nas woził. Wszyscy pojechali. Najpierw pociągiem do Krakowa, gdzie odebrał nas autokar.
Był Kraków, potem spływ Dunajcem, były Tatry. Pamiętam, jak w deszczu, wszyscy w niebieskich albo żółtych pelerynach, wchodzili do Doliny Kościeliskiej. W połowie dnia wyszło słońce a widoki były tak piękne, jak nigdy.
Nazajutrz ambitna trasa. Pamiętam, jak wjeżdżaliśmy kolejką linową na Kasprowy Wierch a potem wspinaliśmy się na przełęcz Karb. Pod Świnicą padał śnieg. Było trudno i niebezpiecznie. 20 lat temu nie był obowiązkowy przewodnik. Nauczyciel szedł i brał wszystko na siebie.
Ale warto było. Kilka lat po maturze, dostałam kartkę z pozdrowieniami : jestem tu, gdzie byłam z panią. Wiem, jak się w górach ogarnąć. Dziękuję.
Byli świetni. Zżyliśmy się bardzo. Pamiętam moje urodziny, kiedy do klasy weszła z tortem Małgosia. Razem go zjedliśmy na serwetkach. Jedną kartkę, którą dostałam na Walentynki, przechowuję do dziś.
Zdjęcie przed gmachem liceum, zrobione było w klasie III. Nie ma na nim wszystkich, co mnie dziwi, bo ta klasa lubiła chodzić do szkoły, a Bartek i Robert przez 3 lata żadnego dnia nie opuścili. Robert nawet ze złamaną nogą, chodził do szkoły.
Od lewej stoi Gosia, to ona upiekła tort na moje urodziny. Często ją spotykam, bo mieszka w Pleszewie. Jest budowlańcem. Obok Bartek, teraz poważny prezes Spółki Sport Pleszew. Pamiętam, że na rosyjskim siedzieli z Robertem (ten po mojej lewicy) w pierwszej ławce, mieli długie włosy, a ja ich często za te czupryny targałam.
Robert mieszka w Pleszewie, był na poprzednim zjeździe 5 lat temu. Teraz coś mu wypadło. Szkoda. I Iwonka, nasza klasowa prymuska. Teraz szczęśliwa mama dwojga dzieci, bizneswomen, prowadząca Hotel na cztery łapy. Nie dotarła, ale bardzo żałowała.
W drugim rzędzie Agnieszka z Czermina i Ada z Kotlina. Obu dziewczyn nie widziałam od matury. Ada dotarła na zjazd, mimo iż z lekkim poślizgiem, dlatego nie ma jej na zbiorowym zdjęciu. Jest mamą dwóch dziewczynek: piętnastoletniej i piętnastomiesięcznej.
Artletka mieszka w Taczanowie. Jest moją znajomą na portalu społecznościowym. Na bieżąco „monitoruję” to, co robi. Spotykamy się też w mieście. Monika – super dziewczyna, to ona logistycznie ogarnęła to spotkanie jubileuszowe. Jest księgową.
Kasia – mama dwóch fajnych dziewczynek. Mieszka na moim osiedlu, nawet w radzie osiedla działa. Jest geodetką, tak jak chciała. I długie włosy nadal ma. I kiedy spotykamy się na placu zabaw, zawsze porozmawiamy.
Justynka, czasem tylko przebiegnie koło mnie, zawsze się ukłoni, ale na zjazdy raczej nie dociera. Nad nią Basia. Teraz mieszka w Pleszewie, spotykamy się, rozmawiamy. I Mariolka – niestety nie widziałam jej od matury. Prawdopodobnie pracuje za granicą.
Agnieszka skończyła filologię rosyjską. Samodzielnie prowadzi firmę, wychowuje troje dzieci, buduje dom. Szczerze mówiąc, podziwiam ją. Karolinka mieszka w Puszczykówku i jest – jak mówi – księgową. Na studniówce była przebrana „za mnie”. I świetnie mnie udawała.
Joasia na zjazdy nie dociera, ale ja docieram do niej, czasem coś w jej sklepach kupuję. Lubię z nią pogadać. Wiem, że jej starszy syn to bardzo dobry uczeń gimnazjum przy Trójce.
Magda mieszka w Kaliszu, też jest księgową. Świetna dziewczyna, te loki i te duże niebieskie oczy przez 20 lat pozostały takie same.
Nad Madzią Michał. Niestety, na zjazdy nie przyjeżdża. Ale kontakt złapał. Kiedy zamieściłam na Facebooku zdjęcie ze spotkania, polubił je. Może dotrze za 5 lat?
Adam – nadleśniczy w Antoninie. Dotarł do Baksa z ręką na temblaku. Złamał ją niedawno. Adam spełnił swoje marzenia i kocha to co robi. Nawet doktorat obronił na leśnictwie. Pamiętam, że z Folusza chodził do szkoły pieszo.
Tomek mieszka w Anglii. Jest programistą. Ożenił się z Iwonką (nie ma jej na zdjęciu, ale na zjeździe była). Wyjechali z dziećmi kilka lat temu zainspirowani przez Michała. Teraz Michał pseudo „Wojciech” wrócił do Polski kończyć studia, a oni zostali. I o powrocie nie myślą.
Maciej z Zachodniej, do którego zawsze zwracam się „Tomek”. Nie wiem, dlaczego. Marzył o geologii i ją skończył. Mieszka w Warszawie. I Piotruś. Tak liczyliśmy na jego obecność. Potem na Facebooku nas pozdrowił.
Michał pseudo „Wojciech” z Żegocina. Nie poznałabym go. W szkole spokojny, teraz zresztą też, ale taki światowy. Widać, że sobie dobrze radzi. Z pobliskiego Wieczyna był Piotruś. Pięć lat temu przyjechał, teraz nie. I Adam, pewnie bardzo zajęty firmą, bo też go nie było.
Drugi Michał jest nauczycielem języka angielskiego w Trójce w Pleszewie. Angielski lubił zawsze i teraz go uczy. A jego uczniowie mówią, że robi to dobrze i z pasją. Michał pochwalił się dwoma córeczkami i synem.
Na spotkanie nie dotarł Łukasz z Łowicza, 5 lat temu był. Teraz mu coś nie pasowało. Nie dotarł też Paweł z Dobrzycy. Podobno siedzi za granicą. Na poprzednim spotkaniu był.
5 lat temu: Michał, Sebastian, Łukasz, Piotrek, Małgosia, Robert, Kasia, Karolina, Bartek, na dole: Paweł, Monika, Arleta i obok mnie Iwonka
I Sebastian, który miłość swojego życia znalazł w sąsiedniej klasie. Wyroby, które wychodzą spod jego ręki, zadziwiają kunsztem. Prawie każdy z kolegów ma coś od Sebastiana. Ja mam stolik ze szklanym blatem.
Przy stole toczyły się rozmowy o życiu. Każdy mówił o sobie to, co chciał. Nikt nikogo nie pytał. Płynęły wspomnienia o szkole, o nauczycielach, o wspólnych przeżyciach, o planach życiowych, tych spełnionych i tych, które nie wypaliły. Jedni przysiadali się do drugich, rozmawiali, śmiali się…
Wspominaliśmy też studniówkę w restauracji Baks
A ja dziękuję za zaproszenie, za to, że mogłam pobyć w towarzystwie wspaniałych młodych ludzi, z którymi los mnie zetknął 24 lata temu w Liceum Ogólnokształcącym im. St. Staszica, dzięki którym też realizowałam swoje marzenia.
Migawki ze spotkania
Stare zdjęcia przysłała Asia , niektóre przyniosła Małgosia