W czerwcu minęła kolejna rocznica śmierci Edwarda, ale w ich domu przy ulicy Zachodniej wszystko pozostało tak, jak gdyby wyjechał na czas jakiś i miał tu wrócić. Gabinet lekarski, w ostatnich latach życia pleszewianina, stał się pracownią malarsko – rzeźbiarską. Na biurku rzeźby, na sztalugach niedokończone obrazy… Wygląda to tak jak gdyby Edward Horoszkiewicz na chwilkę stąd wyszedł.
Dom pełen Edwarda
W kolejnym pokoju biblioteka wypełniona książkami, wśród których wiele dotyczy historii, zwłaszcza Kresów, z których pochodził. Na jednej półce stoją książki autorstwa Edwarda, wiersze, wspomnienia z Wołynia, z którego musiał z rodzicami uciekać, historia pleszewskiego lecznictwa, wspomnienia z czasów posłowania na Sejm….
W kuferku teczki pełne dokumentów, papierów, zdjęć. Na biurku rozłożona książka, na ścianach zdjęcia rodziców, córek, obrazki, dyplomy…
Trzeci pokój, kiedyś zajmowany przez młodszą córkę, też jest „pełen pana Edwarda”, w kredensie komplet talerzy ze zdjęciami Pleszewa, w szufladach albumy, pamiątki, dyplomy.
Fajny kolega
Miałam przy moim mężu bardzo ciekawe życie, takie prawdziwe, nie usłane różami. Realizowałam się przy nim, ale nie mogłam rywalizować z jego pracą – podkreśla Krystyna Horoszkiewicz. Kiedy wspomina, jak się poznali, w jej oczach zapalają się iskierki. Była studentką I roku stomatologii, miała 17 lat, przyjechała do Poznania z Końskich, bo w stolicy Wielkopolski starszy brat Zdzisław kończył medycynę i miał mieć na młodszą siostrę baczenie. A miłość swojego życia poznała dzięki przyjaciółce, która z Edwardem Horoszkiewiczem pracowała w kole naukowym i chwaliła się, że ma fajnego kolegę.
Zabrał koleżankę w jasyr
Spotkaliśmy się kilka razy, ale on bardziej pytał o sprawy naukowe, raz zaprosił mnie do kina, ale zawsze kolokwium było ważniejsze, mówił: idź się uczyć! „ – wspomina pani Krystyna. A potem były juwenalia. Koleżanka pojechała do Wrocławia a Krystyna, w przebraniu Arabki, stała w dużej grupie i nagle pod zegarem dostrzegła Winnetou, który powiedział: „zabieram Cię w jasyr”. Trzy dni trwało studenckie święto. Edward całował Krystynę w czoło na pożegnanie pod akademikiem, raz kupił bukiet fiołków, adorował w piwiarni „Słowiańska”. A potem były wakacje. Ona pojechała do domu, on na praktyki do Kijowa. Na jej drugim roku już byli parą. Edward był na VI roku, pracował w kole naukowym, miał zostać na uczelni.
Wspólny start w Pleszewie
O zmianie planów życiowych zadecydował przypadek. Edward pojechał do Pleszewa po zaświadczenie, że przed podjęciem studiów pracował tam jako felczer. Teraz zaproponowano mu pracę na etacie lekarza. I … podpisał umowę. Krystyna była pewna, że w tej sytuacji znajomość się rozpadnie. Po skończeniu II roku studiów pojechała do domu, a on do pracy do Pleszewa. Wbrew przewidywaniom, znajomość trwała. Kiedy była na III roku studiów, Edward ją odwiedzał w Poznaniu. W wakacje wzięli ślub. Młodemu małżeństwu przydzielono w Pleszewie mieszkanie w bloku przy ul. Poznańskiej a Krystynie zaproponowano stypendium fundowane z Pleszewa.
Pierwsza praca Krystyny
W listopadzie przyszło na świat dziecko, po tygodniu Krystyna wróciła na studia. Córeczkę w Parzewie wychowywali teściowie a ona przyjeżdżała na niedziele z Poznania do dziecka, wszystkie egzaminy zdawała przed terminem. W 1971 roku, jako pierwsza na roku, zdała egzamin końcowy. Kiedy 16 czerwca zgłosiła się w Pleszewie do pracy, kolejny raz była w ciąży. Zaawansowanej. Dziesięć dni później urodziła Małgosię. Jako stypendystka otrzymała mieszkania w bloku przy ul. Hanki Sawickiej, dzisiaj ul. Bolesława Krzywoustego.
Praca i rodzina
I w tym bloku przez lata toczyło się życie rodzinne i zawodowe, bo Krystyna otworzyła w jednym pokoju gabinet stomatologiczny. Pracowała też jako stomatolog zakładowy w Przychodni Obwodowej przy ul. Poznańskiej, w Obrabiarkach, w Trójce, w PZGS-ach, potem też w spółdzielni stomatologicznej. W domu czasem przyjmowała prywatnie do godziny 22.00. Edward Horoszkiewicz pracował w szpitalu, marzyła mu się chirurgia, ale że w Pleszewie był tylko jeden ginekolog, dr Lis, musiał zmienić plany.
Zielone światło dla szpitala
Kiedy w 1974 roku likwidowano w Polsce powiaty, służba zdrowia była bardzo rozdrobniona, oddzielnie funkcjonował szpital, oddzielnie przychodnia i pogotowie. W 1975 utworzono w Pleszewie Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej, do którego należały też ośrodki zdrowia w gminach. Dyrektorem został Edward Horoszkiewicz. Wtedy zaczęły się zabiegi wokół budowy nowego szpitala.
Żona lekarza wspomina, że nie było to łatwe, bo wszystkim okolicznym miastom marzyły się szpitale. Pamięta, że razem z Alojzym Staszewskim, I sekretarzem Komitetu Powiatowego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Pleszewie załatwili plany budowy i w czynie partyjnym zaczęli kopać i zalewać fundamenty. Staszewski uważał, że „czynu ludzi pracy, władza nie odrzuci” i miał rację – mówi Krystyna. Budowa szpitala w Pleszewie została zatwierdzona.
Trudne lata 80.
Tymczasem z dwójką dzieci i gabinetem stomatologicznym, Horoszkiewiczowie wciąż mieszkali w bloku przy Hanki Sawickiej ale rozglądali się za działką pod budowę. Miasto dawało takie działki w wieczyste użytkowanie. I dostali przy ulicy Zachodniej obok Barbary i Andrzeja Knastów i Jolanty i Janusza Markiewiczów. Były to działki dla służby zdrowia. Lata 80. były dla rodziny bardzo złe. Chociaż Krystyna zapisała się do „Solidarności”, jak większość pracowników NZOZ-u a Edward Horoszkiewicz przyjął do pracy na oddział dziecięcy lekarza – działacza „Solidarności”, wciąż spotykali się z ostracyzmem.
Szpital i dom
Nieszczęście przyszło nagle. Budując szpital, Edward Horoszkiewicz przeżył pierwszy zawał. Miał 46 lat. Ale po rekonwalescencji wrócił do pracy. Z okazji 22 lipca 1982 roku oddawano do użytku nowy szpital w Pleszewie. I tu rechot historii: w 1989 roku, Edward jako poseł na Sejm kontraktowy, Święto Odrodzenia Polski, znosił.
Tymczasem jest rok 1985, Horoszkiewiczowie kończą budowę domu przy Zachodniej. W ostatni dzień roku szkolnego córki przyszły ze świadectwami na budowę domu przy Zachodniej i oświadczyły, że nie wracają już do bloku. Wtedy zaczęło się koczowanie w nowym domu, gdzie trwały prace wykończeniowe.
Choroba, nowy dom i kredyt
We wrześniu tego roku przyszedł drugi zawał. Karetka zawiozła doktora do szpitala do Poznania na Długą. A żona ze szwagierką jechały autem za karetką. Z szpitala przy Długiej przewieziono go do lecznicy w Aninie a Krystyna co tydzień jeździła do męża w odwiedziny, najpierw autem do Kalisza, potem pociągiem „Odrą” do Anina, gdzie robiono mu koronarografię.
Krystyna nie ukrywa, że to był dla niej bardzo trudny czas. Mąż chory, dom nieukończony, małe dzieci i kredyt. Ale – jak mówi – ludzie jej pomogli. Młoda lekarka, która przyszła w Aninie na dyżur, obejrzała Edwarda i powiedziała, że ma on szansę na leczenie w Belgii i w Szwajcarii. Ale jak tam się dostać? – zastanawiała się żona.
Po zdrowie do Belgii
I znów szczęśliwy zbieg okoliczności, w Belgii była operowana dr Bartecka, którą znali, bo w latach 70. była ordynatorem interny w pleszewskim szpitalu. Dzięki lekarzom Pietrzakowi, Kołodziejowi udało się wydeptać ścieżkę w ministerstwie zdrowia, potem jeszcze paszporty, wizy i 3 stycznia 1986 roku samolotem transportowano Edwarda do szpitala w Belgii. Razem z nim leciała 16 – letnia dziewczyna. Krystyna zatrzymała u sióstr zakonnych, które znaleźli Barteccy.
Towarzyszyła mężowi przez 3 tygodnie. W tym czasie przyglądała się belgijskiej służbie zdrowia, gdzie wszystko było zorganizowane z myślą o pacjencie. Zdumiała się, kiedy przed operacją przyszła dietetyczka pytać męża, co lubi jeść. A zaraz po operacji prof. Stalphen pozwolił jej zobaczyć męża. Cieszyła się, bo nie wiedziała, czy razem wrócą do Polski…
W Sejmie
W maju pojechali razem do Rzymu na dziękczynną pielgrzymkę. A potem Edward Horoszkiewicz wrócił do pracy w szpitalu, tylko dyżurów nie brał. Czuł się tak dobrze, że w 1989 roku wystartował do Sejmu z listy Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, ale „namaszczenia od towarzyszy nie dostał” – wspomina żona. Dostał się do Sejmu X kadencji i był aktywnym posłem.
Kiedy skończyło się posłowanie, przegrał konkurs na dyrektora NZOZ. Został w szpitalu, pracował na oddziale ginekologii, w pracowni „K”.
Na swoim
Nastał w Polsce ten czas kiedy lekarze zaczęli przechodzić na własną działalność. Postanowiliśmy połączyć swoje praktyki i stworzyliśmy Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej – wspomina Krystyna Horoszkiewicz. Były to lata 1995/96. Pleszewskie młyny przechodziły restrukturyzację, poradnię stomatologiczną, gdzie pracowała Krystyna, przeniesiono z Przychodni Obwodowej przy ul. Poznańskiej do gabinetu, który pozostał w młynach.
Krystyna dostrzegła potencjał w budynku przy Wyspiańskiego, postanowili więc wydzierżawić piętro a w przetargu kupili sprzęt. I tak zaczęliśmy budować kapitalizm, na początku tylko z prywatnej praktyki, potem przyszły kontrakty z kasami chorych w końcu młyny sprzedały nam cały budynek – wspomina moja rozmówczyni.
W budynku przy Wyspiańskiego utworzyli Centrum Usług Medycznych i pracowali, potem już razem z córką Paulą, która ukończyła stomatologię na Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu.
Zasłużony dla Rozwoju MiG Pleszew
W 2001 roku Rada Miejska w Pleszewie przyznała Edwardowi Horoszkiewiczowi tytuł Zasłużonego dla Rozwoju Miasta i Gminy Pleszew.
Czytaj też:Ulica Edwarda Horoszkiewicza
Miał opiekę na górze
Kolejna choroba Edwarda przyszła nagle, mimo iż symptomy pojawiały się wcześniej, bo wieńcówka dawała o sobie znać. To było 7 marca 2008 roku. Ale o chorobach męża pleszewianka nie chce opowiadać. Uważa, że miał jakąś opiekę na górze…Przeżyli razem ponad pół wieku, jeśli dodać czasy narzeczeństwa. Do złotego wesela zabrakło 2 miesięcy.
Po odejściu męża Krystyna Horoszkiewicz została sama w wielkim domu pełnym pamiątek po Edwardzie. Wspomina różne sytuacje ze wspólnego życia, między innymi tę, kiedy Jan Piasecki zachęcił jej męża do pisania. A on podjął wyzwanie. Tym samym wypełnił wolę ojca, który prosił syna, żeby opisał losy mieszkańców Wołynia.
Książki
Pozbierał więc wspomnienia, dokumenty i tak powstała książka „Zamordowane dzieciństwo” o Bakalarce pod Łuckiem, gdzie urodził się w grudniu 1937 roku (ale podczas repatriacji mama mu jeden rok dodała) o rzezi Polaków na Wołyniu w 1944 roku, o ucieczce z rodzinnych stron. Córki Paula i Małgorzata były z wnukami na planie filmu„Wołyń” a cała rodzina na premierze.
Edward Horoszkiewicz pisał też wiersze, fraszki, sentencje, spisał historię pleszewskiej służby zdrowia. Lubił i potrafił rzeźbić. Jak przestał pracować zawodowo, zamienił gabinet na pracownię. Był człowiekiem renesansu, robił doskonałe wino, uwielbiał ogród i wszystko mu w nim rosło.
Był liderem
Jakim był ojcem, mężem, dziadkiem? – Dobrym, prośbą można było u niego wszystko załatwić. Nie było podziału obowiązków na damskie i męskie. W niedziele przygotowywał śniadania, gotował wspaniały ukraiński barszcz jajecznicę. Potrafił rozwiązywać problemy z córkami, spojrzał i wiedziały o co chodzi. Krystyna przyznaje, że jej mąż miał charakter przywódcy, zawsze był wybierany na lidera. Był bardzo dobrym synem, zwłaszcza mama była dla niego ważna.
A życie u boku takiego lidera? Jakie było? – Ciekawe ale nie usłane różami. Realizowałam się przy nim, lubił kiedy kobieta się rozwija. Ale z jego pracą nie mogłam rywalizować. Zresztą nawet nie chciałam – podkreśla Krystyna Horoszkiewicz i zamyśla się nad zdjęciami, które dokumentują jej życie w Pleszewie, w którym przeżyła ponad pół wieku.
W czerwcu 2021 roku obchodziła 50 – lecie pracy w Pleszewie. Pół wieku dba o zęby pleszewian.
Czytaj też:
Ciekawa historia kamienicy „po Sąginie”, przy ul. Poznańskiej 35 TUTAJ
Film „Wołyń” z udziałem rodziny Horoszkiewiczów z Pleszewa TUTAJ
Będzie ulica Edwarda Horoszkiewicza TUTAJ
Lekarz napisał książkę TUTAJ