Czasem w 1 maja można było coś ciekawego kupić w sklepach. Władze się starały, żeby w Święto Pracy, czymś lud pracujący miast i wsi uszczęśliwić.
Historia Święta Pracy TUTAJ
Przygotowania do świętowania rozpoczynały się dużo wcześniej. Każda firma czy instytucja chciała się pokazać i to nie tylko zgromadzonym na trybunie ówczesnym VIP-om ale też mieszkańcom miasta. Z okazji 1 maja podejmowano liczne czyny społeczne, ale nie tylko. Oddawano na przykład inwestycje, zwiększano produkcję…itd. Przede wszystkim jednak, chciano się pokazać. A pochód miał być barwny, kolorowy, radosny i perfekcyjnie przygotowany. O to dbały organizacje partyjne.
30 kwietnia odbywały się uroczyste akademie. Zawsze z przemówieniem. Pamiętam w moim Ostrorogu, w sali kina “Grunwald” przemówienie I Sekretarza Komitetu Miejsko – Gminnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Był to dyrektor miejscowego POM (Państwowy Ośrodek Maszynowy), ojciec naszych koleżanek. Mówił, mówił, mówił kończąc słowami “Niech się święci 1 maja”. A potem były występy.
Na scenę wchodził chór szkolny i śpiewał “Wzdłuż ziemi swobodnej od morza do Tatr, po niebie pogodnym przechadza się wiatr. I zorzę rozwija, jak hasło w pochodzie i śpiewem się staje , gdy chwyta go młodzież...” Pamiętam cały tekst, ale nie chcę Was maltretować. Już w IV k lasie śpiewałam w chórze. Występowałam też w inscenizacjach przygotowywanych przez panią od polskiego. Zawsze grał zespół mandolinistów z PGR w Bininie. Ćwiczył ich pan Kazimierz Cembrowicz.
Pochód w Ostrorogu rok 1959
Nazajutrz był pochód. W Ostrorogu wyruszał z dworca kolejowego. Na czele jechali chłopcy na rowerkach. W szprychy była powkręcana bibuła. Kiedyś jechał mój brat Kazik. Ja szłam z zuchami. Mam takie zdjęcie z III klasy w mundurku harcerskim i berecie z pomponikiem.
Przed pochodem były niezliczone próby wspólnego marszu ze śpiewem. I tak było chyba przed całą podstawówkę. W pochodzie szedł też zawsze mój tata Michał, który grał w orkiestrze na klarnecie. Pamiętam, że orkiestra grała na pochodzie a w Boże Ciało na procesji, tylko pieśni się zmieniały. Po pochodzie, w gospodzie na rynku panowie popijali piwko.
Po południu była zwykle zabawa. Przy deszczowej pogodzie, tańce odbywały się w sali kina “Grunwald”, gdzie grała “orkiestra doborowa” a bufet “był obficie zaopatrzony”. Jak było ciepło, bawiono się nad jeziorem. Nad Morminem była podłoga i tam się tańczyło do upadłego. To znaczy, ja do 20.00 bo uczniom liceum szamotulskiego nie było wolno po 20.00 być poza domem.
W czasach licealnych, które przypadły na epokę Gomułki, udział w pochodzie był obowiązkowy. Sprawdzano obecność. Kto uczestniczył w pokazie, musiał w kwietniu zostawać w Szamotułach na próbach i wracać do domu ostatnim autobusem ok. 18.00. Potem na studiach w Poznaniu też udział w pochodzie był obowiązkowy.
Opiekun grupy sprawdzał obecność. Jeśli udało się wywinąć od niesienia szturmówki, wtedy można było zwiać z pochodu na pierwszym zakręcie. Tak też się robiło. Po pochodzie w Poznaniu były spacery po mieście, kiełbaski z bułeczką, piwo, woda mineralna z saturatora.
Potem przyszedł czas pochodów pleszewskich. Pamiętam, że już na początku kwietnia zbierała się szkolna egzekutywa – I sekretarz partii w szkole, dyrektorzy, szef Związku Nauczycielstwa Polskiego, drużynowy ZHP, szefowie innych organizacji młodzieżowych i omawiano, z czym szkoła na pochodzie wystąpi i co trzeba dać do czytania o szkole (osiągnięcia uczniów i nauczycieli) do czytania przez spikera na rynku, kiedy nasza szkoła będzie przechodzić przed trybuną.
Przez cały kwiecień ćwiczono pokazy sportowe, marsze, było też na boisku coś takiego jak “próby pochodu”. Każdy dyrektor i szef jednostki stawał na przysłowiowych rzęsach, żeby zyskać uznanie panów “w białym domku” ale też zaskoczyć kolegów z innych szkół. I nie tylko szkół.
Najwięcej działo się pod trybuną na rynku, która była ustawiona tam gdzie sklep Rossman. Tam sportowcy robili szpagaty, tam prężyli się harcerze, machały chorągiewkami dzieci, których rodzice zabrali na pochód. Kilka razy w latach 70. przed trybuną przejeżdżał wieloosobowy rower, który skonstruowali uczniowie technikum mechanicznego pod okiem nauczycieli Teodora Krawczyka i Czesława Michlika. Na zdjęciach widać też inny pojazd – chyba to b ył rower z ogromnym kołem.
Młyny
Szyk pochodu, który zbierał się na stadionie przy ul. Wojska Polskiego, był z góry ustalony. Chodziło o to, aby przepleść bardziej widowiskowe grupy – czyli szkoły, sportowców, grupami, które miały tylko szyld firmy i szturmówki. Pamiętam sytuację z lat 70. kiedy to grupa licealistów miała zrobiony wielki transparent na temat przyjaźni polsko – radzieckiej. Zrobiony z ciężkiej sklejki przedmiot niesiony przez kilku chłopców, pękł na środku i został odstawiony pod mur któregoś z domów przy Wojska Polskiego. Nazajutrz uczniowie żartowali, że “pękła przyjaźń polsko – radziecka”.
Wystrojone pleszewianki
Pokazanie się w pochodzie było też okazją do zaprezentowania swojej przynależności do grupy zawodowej czy firmy. W czasach przedtelewizyjnych, kiedy gazet lokalnych nie było, pochód był okazją do pokazania się. Dlatego każdy szedł, nawet małe dzieci w wózkach towarzyszyły rodzicom na pochodzie. Zdarzało się, że mamy z dziećmi “wskakiwały do pochodu” przed wejściem na rynek, gdzie stały tłumy. Pleszewianie wychodzili tłumnie z domów, żeby popatrzeć na znajomych i przyjaciół czy sąsiadów maszerujących w pochodzie.
Szli też żołnierze z pleszewskiej jednostki oraz kadra oficerska. Jedni i drudzy byli wmieszani w maszerujący tłum. Pielęgniarki szły w czepkach i białych fartuchach, listonosze i kolejarze oraz leśnicy w mundurach. Były ciągniki udekorowane bibułkami i brzozowymi gałęziami, na których jechali pracownicy Państwowych Gospodarstw Rolnych oraz Rolniczych Spółdzielni Produkcyjnych. Ja pamiętam ich jeszcze na wozach ciągniętych przez konie.
Może kilka zdań o atrybutach 1 Maja. W latach 50. i 60. niesiono portrety przywódców narodu Bolesława Bieruta, Józefa Cyrankiewicza, Władysława Gomułki. W latach 70. raczej ich już nie było. Zawsze były transparenty, przypominające o “przewodniej sile narodu”. Były sztandary i szturmówki czerwone (nikt ich nie chciał) i biało – czerwone. Wiem, że był z nimi problem, bo szturmówka musiała wrócić do firmy, co znaczyło dotrwanie do końca pochodu. Wszystkie wystawy w sklepach musiały być świąteczne, najlepiej z godłem i biało – czerwonymi kwiatami.
Lata 60. Portrety przywódców narodu
Po pochodzie miasto świętowało. VIP-owie w “białym domku” podsumowywali imprezę i przesyłali meldunki do województwa o wykonanym zadaniu. Naród się bawił. Nawet w roku 1986, po wybuchu elektrowni w Czarnobylu, pochód był obowiązkowy. Chociaż w latach 80. po zakończeniu stanu wojennego, już takich pochodów jak w latach 50., 60., 70. nie było. Zaczęło się unikanie udziału w pochodach.
Chociaż nauczycieli “przekonywano”, że jako urzędnicy państwowi muszą na pochodzie być. W ostatnich latach PRL pochodów już nie było. Były (chyba) capstrzyki na rynku. Ale już raczej z udziałem osób funkcyjnych i członków Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. W latach 90. lewica organizowała pikniki. Pamiętam jeden przy wigwamie przy ul. Sportowej, potem jeszcze były pikniki w parku miejskim.
Teraz wywieszane są flagi. Wiszą do 3 Maja. Kiedyś, przed przywróceniem Święta Konstytucji 3 Maja, które kojarzy się też z świętem Matki Bożej Królowej Polski, 2 maja szybko flagi zdejmowano. Smutni panowie w czarnych kurtkach sprawdzali, kto zapomniał zdjąć flagę.
Aha, w poniedziałek Dzień Flagi Rzeczpospolitej Polskiej. Nie zapomnijmy jej wywiesić.
Zdjęcia z kolekcji Stanisława Kałki, Zbigniewa Jana Haina i Muzeum Regionalnego w Pleszewie