
Podczas biesiady dożynkowej, sekretarz rolny Zbigniew Michałek, miał powiedzieć „jedzmy, bo to może być nasza ostatnia wieczerza”… I miał rację, za kilka miesięcy rozpoczęły się obrady Okrągłego Stołu. A ostatnie dożynki pleszewianie zapamiętali.
Stadion na jedną imprezę
Prorocze słowa zapadły głęboko w pamięci Czesława Skowrońskiego, który jako rolnik i działacz Kółek Rolniczych, był gospodarzem dożynek i po latach wszystko opisał w „Roczniku Pleszewskim”. Na okoliczność dożynek, zwłaszcza przyjazdu do Pleszewa przedstawicieli najwyższych władz partyjnych i państwowych, w podpleszewskim Marszewie pobudowano stadion, gdzie odbywało się widowisko, w którym uczestniczyli uczniowie pleszewskich szkół.
Burmistrz stał w literce „I”
Burmistrz Pleszewa Arkadiusz Ptak pamięta, że kiedy dzieci tworzyły napis „Calisia”, on stał w literce „l”. Przed dożynkami sklepy w Pleszewie oraz stragany w Marszewie były zaopatrzone w deficytowe towary m.in. w kiełbasę. Miasto było wysprzątane. Nad witrynami sklepowymi w Rynku zamontowano markizy. W przeddzień dożynek goście ze stolicy odwiedzili gospodarstwa starostów dożynek – Urszuli Dymnej z Brzezia i Ryszarda Janiaka z Pacanowic.
Pleszewo zamiast Pleszew
W niedzielę, w głównym wydaniu Dziennika Telewizyjnego, ukazał się kilkuminutowy materiał, który prezentował ostatnie dożynkl. Wszystkie te splendory nie zdołały jednak przyćmić lapsusa, który popełnił Wojciech Jaruzelski. Zamiast Pleszew – w mowie powitalnej, powiedział on Pleszewo.
Foto Zbigniew Hain, kadry z filmu TVP Historia TUTAJ