Jeszcze w niedzielę byłaś na swojej działce, zbierałaś orzeszki, które ukryły się w suchych liściach. Sprawdzałaś, czy może jakiś jeż, nie zagnieździł się w pozostawionym listowiu. Nic nie wskazywało na to, że nazajutrz o tej porze będziesz leżeć i patrzeć na kropelki, które rureczkami spływają w kierunku ręki, gdzie masz wenflon…
W szpitalu po 40 latach
Ale do rzeczy. Ze skierowaniem wracam do domu, spakować torbę do szpitala. Na szczęście, mam piżamę i koszulę, które kupiłam „na wszelki wypadek” w czasie pandemii COVID-19. Teraz się przydały. Do tego szlafrok, ręczniki, kapcie, kosmetyczkę, ładowarkę – wrzucam do torby, to co może mi się przydać i biegnę do samochodu, w którym czeka mój przyjaciel.
Co za ironia losu! Równo 40 lat temu też jechałam do szpitala, tylko na inny oddział. 9 stycznia 1983 roku urodziłam tu córkę. Ale nie ma czasu na wspomnienia, nawet na telefon z życzeniami do mojej najmłodszej pociechy. Odkładam to na później.
Bransoletka z kodem
Ponieważ mam skierowanie, za długo na SOR-ze nie czekam. Przyjmuje mnie ratownik – absolwent pleszewskiego „Staszka” i rozpoznaje. Uśmiecha się do mnie i powoli mój obezwładniający strach ustępuje. Przychodzi lekarz i zabiera mnie na oddział. Andrzej idzie za mną z torbą. Dostaję łóżko i bransoletkę z kodem. W pokoju cztery sympatyczne panie. Jeszcze rozmowa z lekarzem, badanie tomografem i powoli wchodzę w rytm szpitalnej codzienności. Andrzej odjeżdża, ja dzwonię do bliskich z informacją, że jestem w szpitalu.
Czas kroplówek
Wkrótce pojawia się pielęgniarka, wkłuwa się do żyły, zakłada wenflon. Nadchodzi czas kroplówek. W pokoju cisza, panie odpoczywają po zabiegach. Patrzysz tępo w kroplówkę, starasz się ustawiać dłoń tak, żeby ułatwić kropelkom spływanie. Opiekunka medyczna często wchodzi, sprawdza, czy wszystko jest ok. Strach oswojony, tym bardziej, że ból powoli ale mija.
Pod lampą
Pierwsza noc z kroplówką, na szczęście udaje się zasnąć. Chociaż człowiek budzi się za każdym razem, kiedy ktoś wchodzi do łazienki, która łączy dwa sąsiadujące pokoje. Nad drzwiami zapala się ostre światło. A moje łóżko naprzeciwko drzwi do łazienki. Z czasem i to się oswoi. Wystarczy nasunąć na głowę kołdrę. Noc zaczyna się po 20.00. Chwała Bogu, że żadna z pań nie ogląda telewizji.
Lekarz prowadzący
Dzień zaczyna się koło 5.00 rano, kiedy pielęgniarki i opiekunki medyczne poprawiają pościel i pomagają w toalecie paniom leżącym. Potem jeszcze mierzenie temperatury i można spać dalej. Do pierwszych kroplówek. I pobierania krwi do badania laboratoryjnego. Koło 8.00 śniadanie. Ja nie jem, mogę tylko pić. Jeszcze przed wizytą pojawia się lekarz prowadzący, pyta i tłumaczy, wyjaśnia, diagnozuje, przewiduje tok leczenia. Jestem podmiotem. Wszystko rozumiem, nikt nie musi w mojej sprawie kontaktować się z lekarzem.
Wizyta
Koło 9.00 wizyta z udziałem ordynatora, kilku lekarzy, pielęgniarek. I znów mówią ci jakie są możliwości leczenia twojej choroby. Możesz pytać, rozwiewać wątpliwości. Potem znów leżysz ze wzrokiem utkwionym w kroplówki. Dzwonią dzieci, rodzeństwo, przyjaciele. Każdy chce wiedzieć, co jest i jakoś pomóc, coś przynieść. Rozmowy w pokoju trzeba ograniczać, jest nas pięć, za głośno gadać nie wypada. W przerwach pomiędzy kroplówkami, można wyjść na korytarz z telefonem. Po południu lekarz prowadzący zagląda do pokoju po raz drugi. Zatrzymuje się przy każdym łóżku. Pyta, tłumaczy.
Wschód słońca
W środę trzy panie idą do domu, przychodzą kolejne. I życie szpitalne się toczy. Na trzeci dzień, obserwuję z okna piękny wschód słońca. Jak nad morzem. Najpierw zorza, potem chmury walczą ze słońcem o miejsce na niebie. Po chwili słońce zwycięża i złota kula unosi się coraz wyżej. Promienie docierają w najdalsze zakamarki sali szpitalnej. Okna są nowe, jeszcze nie ma rolet. Ale jest cudnie, słońce to życie. Ten wschód, którego na co dzień nie widuję, bo mieszkam na parterze, to wartość dodana do pobytu w szpitalu.Tak już mam, że szukam plusów nawet najbardziej trudnej sytuacji. Natalia przynosi mi kubek, o którym zapomniałam.
Być pacjentem
W środę kolejne badanie tomograficzne. I polecenie „wypicia 1 litra wody w ciągu godziny małymi łyczkami”. Ponieważ na badanie miałam przejść do pracowni RTG na parter na 11.30, więc podzieliłam litr wody na kubeczki i godzinę wcześniej zaczęłam pić. Z nadzieją, że na miejscu już nie będę czekać. Tymczasem okazało się, że trzeba czekać w kapciach i w szlafroku, bo w kolejce są starsze osoby. W końcu, kiedy mój pęcherz zaczął wariować, zostałam przyjęta jako „osoba z oddziału”. „Teraz pani widzi, jak to jest być pacjentem” – słyszę.
Codzienność
Tego dnia odwiedził mnie syn z żoną. Przywieźli mi słuchawki do telefonu, o które prosiłam. Teraz mogłam nie tylko surfować po internecie, pisać i odbierać wiadomości, kontaktować się ze światem ale też słuchać swoich ulubionych podcastów na YouTube, nikomu nie przeszkadzając. Dzięki temu kroplówki i pobieranie krwi, stają się jakby mniej uciążliwe. A szpitalna codzienność łatwiejsza do oswojenia.
Pacjentki 60+
Przez jedną noc były zajęte tylko 3 łóżka. Ale w czwartek doszła kolejna pani, w piątek jeszcze jedna. Znów byłyśmy w komplecie. Wszystkie w wieku 60 plus. W tym dwie panie z Kalisza, które świadomie wybrały pleszewski szpital. Toczyłyśmy rozmowy, najrzadziej o chorobach. Na szczęście. Ze dwa razy zajrzał do sali ksiądz, życząc dobrego wieczoru. Wpadali bliscy, na chwilkę, coś podać, przynieść, przytulić, pocieszyć. Dzwoniły telefony. W przerwach pomiędzy kroplówkami można było z gośćmi wyjść na korytarz.
Pracowite siostry
Podczas gdy w dni robocze na oddziale pracują opiekunki medyczne, praktykanci, w weekend na placu boju pozostają tylko pielęgniarki. I uwijają się jak przysłowiowe pszczółki w ulu. Muszą wykonać czynności higieniczne leżącym, poprawić pościel, podać leki, podłączyć kroplówki, sprawdzać, czy kropelki spływają w należytym tempie. Muszą pobierać krew, wszystko na bieżąco odnotowywać i biegać do pacjenta, kiedy ten wzywa siostrę, naciskając dzwonek. I uśmiechać się.
Bezbronni w piżamie i kapciach
Pielęgniarki wiedzą, że ich pacjenci to najczęściej przestraszeni starsi ludzie wyrwani przez chorobę z naturalnego środowiska. W koszuli czy piżamie i kapciach są bezbronni. Bez pewności siebie, często zrezygnowani. Zawsze obolali. Skazani na pomoc drugiego człowieka, zawstydzeni, odarci z intymności. Dlatego życzliwość personelu, zwłaszcza zapracowanego i zabieganego, jest bezcenna. Pozwala przeżyć.
Ostatnie kroplówki
Ponieważ wyniki były z każdym dniem lepsze, miałam nadzieję, że w poniedziałek szpital opuszczę. Ale jeszcze od rana musiałam wciągnąć w siebie zawartość trzech butelek po kropelce, poddać się badaniu krwi. I czekać na Andrzeja. Wypis będzie później. Wrócę tu w poniedziałek do poradni na kontrolę…
Jak stare samochody
Ten tydzień spędzony w szpitalu, uświadomił mi, że zdrowie i życie są bardzo kruche. Wszystko może się zdarzyć. My 60+ jesteśmy jak stare samochody, ładne z wierzchu, zadbane, ale w środku trzeba wciąż coś reperować. Mam nadzieję, że jestem na tyle podreperowana że mogę dalej funkcjonować, rozwijać swoje pasje i budować relacje z rodziną i przyjaciółmi i znajomymi, którzy są często jak rodzina.
Wyprawka
Na koniec rada dla osób, które, tak jak ja, same mieszkają. Warto mieć, tak na wszelki wypadek, przygotowaną „wyprawkę do szpitala”. W jednym miejscu. Żeby dzieci czy opiekunowie, w godzinie „w” nie musieli przeszukiwać szaf i szuflad.
Chodzi o piżamę (najlepiej dwie na zmianę), dwa ręczniki, skarpetki, bieliznę (koszulki i majtki), szlafrok, kapcie domowe i laczki pod prysznic, kosmetyczkę z mydełkiem czy żelem pod prysznic, krem, chusteczki, sztućce, kubek – te ostatnie można donieść. No i leki, które bierzemy regularnie. Ładowarkę do telefonu, słuchawki, można dostarczyć później. Wodę można kupić w szpitalnym kiosku, podobnie jak gazety czy szampon.
***
I taka mała refleksja na koniec. W szpitalu nie jesteśmy pępkiem świata. Zawsze są osoby bardziej potrzebujące opieki, bardziej chore, smutne, przerażone, samotne.
Czytaj też: Pleszewski szpital ma nowe okna, drzwi, transformatory