Pleszewianin wspomina, że przygotowania do świąt Bożego Narodzenia w rodzinie Ratajczaków, gdzie oprócz niego był starszy brat Janusz i młodsza siostra Krystyna, zaczynały się w połowie grudnia, kiedy mama Elżbieta piekła na blaszkach pierniki z marmoladą. Jedne były z lukrem, drugie bez lukru. Kilka dni przed Bożym Narodzeniem piekła makocze – tak w Pleszewie nazywa się strucle z makiem zwane też makowcami.
Grzybowa i kapusta z grzybami
Na wigilijną kolację w rodzinie Ratajczaków przygotowywano też ryby, najczęściej były to karpie. Gdzie je kupowano? Gdzie zabijano ?Tego pleszewianin nie pamięta. W wigilijnym menu była kiszona kapusta z grzybami. Jeśli chodzi o zupę – podawano grzybową.
Babcia lubiła grać w chińczyka
Większość produktów na świąteczny stół mama kupowała na targu, po mleko chodziło się z kanką do mleczarni przy ul. Krzyżowej – wspomina pan Kazimierz. Święta kojarzyły mu się z przyjazdem babci – mamy mamy. Dzieci cieszyły się, bo babcia bardzo lubiła grać z wnuczętami w planszową grę ”Człowieku nie irytuj się” czy jak kto woli w „Chińczyka”.
Maszyna parowa od wujka
W rodzinie Ratajczaków dzieci otrzymywały prezenty. Pan Kazimierz do dziś pamięta prezent od wuja Michała – brata mamy. Była to replika maszyny parowej, która miała koło zamachowe i zbiornik na wodę. Była podgrzewana świeczką lub palnikiem na denaturat . Kiedy woda się podgrzewała, maszyna się uruchamiała – wspomina Kazimierz Ratajczak.
Skrzynki na kredki od taty
Był też inny prezent – od ojca, który u znajomego stolarza – pana Wojtyły, teścia Hieronima Fołtyńskiego, zamówił dla obu synów identyczne skrzynki na kredki i ołówki z monogramami – na jednym pudełku były litery J.R. na drugim K.R. Pan Kazimierz zdradza, że skrzyneczkę swoją po latach ofiarował wnukowi pa na Wojtyły – synowi przyjaciela Franciszka Kubiaka – architekta, który pracuje z ojcem Tomaszem Kubiakiem.
Święta bez kościoła
Wracając do Wigilii Bożego Narodzenia – rodzina Ratajczaków spędzała ją w domu. W czasie okupacji nie było Pasterki, bo kościół farny był otwarty tylko dla Niemców. Polacy musieli jeździć do kościoła do Kalisza. I jeszcze jeden szczegół – w czasie okupacji okna w mieszkaniach musiały być szczelnie zasłonięte, obowiązywał verdunkelung.
XXX
Jest to pierwsza część wspomnień Kazimierza Ratajczaka – pleszewianina, który pracował w magistracie, w Urzędzie Rejonowym w Pleszewie i swoimi wspomnieniami będzie się dzielić.
Słuchaj: Rozmowa z Ireną Kranz o wigiliach przedwojennych i okupacyjnych w Pleszewie