Umówiły się ze mną w mieszkaniu Beaty – najstarszej córki Kaźmierczaków, która po wyprowadzce z budynku dworca we wrześniu 2015 roku, zamieszkała w bloku przy ul. Lipowej. Rodzice otrzymali mieszkanie obok, ale Lucjan Kaźmierczak przeprowadzki nie dożył. Zmarł pół roku przed wyprowadzką z mieszkania służbowego. Zapowiadał, że się z Kolejowej nie wyprowadzi – wspominają córki. Był związany z koleją od młodości. Innego miejsca pracy nie miał. W Żelazkowie, skąd Kaźmierczakowie do Pleszewa w 1976 roku przyjechali, też pracował na stacji kolejki wąskotorowej.
Wspominamy
Spotkały się ze mną we trzy – Kasia, Iwona, Beata. Połączyliśmy się też przez messengera z Asią i Zbyszkiem. I popłynęła opowieść o rodzinnym gnieździe, które Kaźmierczakowie stworzyli w budynku dworca kolei wąskotorowej w Pleszewie.
Dwa pokoje na początek
Wejście, do usytuowanego na pierwszym piętrze mieszkania, było od ulicy Kolejowej. Na początku rodzina zajmowała dwa pokoje z kuchnią i łazienką. Pomieszczenia były bardzo duże – wspominają siostry. I na zdjęciach dworca pokazują okna swojego mieszkania. Potem, ponieważ rodzina się powiększała (narodziny Joanny i Madzi), Kaźmierczakowie kolejno adaptowali na pokoje „pomieszczenia nad niższym budynkiem, z okienkami w kaferkach”. Kiedy najstarsze córki wyfruwały z gniazda, pokoje na strychu przechodziły na młodsze rodzeństwo – tłumaczy Kasia.
Ogródki i kury za torami
Mieszkanie w budynku dworca, gdzie z jednej strony jest torowisko, z drugiej ruchliwa ulica Kolejowa i Ogrodowa oraz rampa, na której rozładowywano wagony, znacznie ogranicza przestrzeń do życia. Tak się przynajmniej może wydawać. Tymczasem w latach 70. kiedy rodzina tu zamieszkała, a nawet w 80., mieszkańcy Kolejowej 1 mieli ogródki działkowe dokładnie tam gdzie teraz miasto buduje Compact Lab Pleszew. Natomiast po drugiej stronie torów – „pod orzechami” (od strony ul. Poziomkowej) Kaźmierczakowie mieli drugi ogródek z drzewami, warzywami i klatkami w których hodowano kury i króliki.
Jak jedna rodzina
I nie było żadnego problemu z przejściem z wiaderkiem pożywienia dla kur, w towarzystwie psa i kota, przez korytarz dworcowy na tory i dalej do kurnika. Nikt nikogo nie przeganiał. Wszyscy tu żyli „jak jedna rodzina” kolejarze pracujący na stacji i mieszkańcy dworca. Dzieciaki bawiły się na rampie (dzisiaj jest tam parking), gdzie rozładowywano wagony – wspominają córki Kaźmierczaków. Czasem, kiedy pociąg jechał tylko do Kowalewa, kolejarze zapraszali ich na przejażdżkę ciuchcią. Zbyszek to nawet w parowozie jeździł. Jeśli chodzi o zabawy, to najchętniej bawili się w kolejarzy np. w poczekalni i na wyładowni.
Na kolei jak w domu
Stacja była naturalnym miejscem życia rodzin mieszkających w budynku dworca. Każdy się tu czuł jak w domu. W kasie biletowej pracowała pani Kaźmierczakowa (zbieżność nazwisk), w biurze – na wprost schodów miał biuro zawiadowca stacji pan Nowakowski. Z lewej strony, na parterze była noclegownia dla kolejarzy. Z korytarzyka było wejście do dyżurnego ruchu. Kiedy Iwona z Kasią dojeżdżały do Ostrowa do szkoły średniej zbiegały ze schodów prosto na peron, gdzie już sapała kolejka. Beata dodaje, że tą samą trasą, głównym wyjściem, przez peron, szło się do kur.
Wspólne kolędy i dyngus
O tej familiarności może świadczyć wspólne świętowanie np. Wigilii Bożego Narodzenia. Kiedy wróciliśmy z Pasterki, rozkładaliśmy duży stół i razem z kolejarzami śpiewaliśmy kolędy – mówią siostry. Dodają, że w latach 70. kolejka odbywała regularne kursy do Kowalewa także w nocy, więc czas oczekiwania spędzano razem. Także wielkanocne święta zapadły w pamięć, kiedy wszyscy oblewali się wodą – mieszkańcy domu i kolejarze. A bywało, że i z sąsiednich domów koleżanki i koledzy przybiegli.
Tęskno za gwarem
Czy odgłosy kolejki nadjeżdżającej albo ruszającej z gwizdem z peronu, żegnanej okrzykiem dyżurnego ruchu „odjazd!” albo skrzypienie pobliskiej nastawni nie przeszkadzały w normalnym funkcjonowaniu? Oczywiście, że nie – odpowiadają jednym głosem prawie Beata, Kasia i Iwona. Dodają, że kiedy się już wyprowadziły od rodziców, niejednokrotnie za tym kolejowym gwarem tęskniły. Do najmłodszej córki Madzi tata pisał listy, dołączał zdjęcia a brat Marcin filmiki i wysyłali za ocean. Z upływem czasu wnuki z wielkim entuzjazmem podziwiały kolejkę z okien domu dziadków. To było dla nas rodzinne gniazdo przede wszystkim i nieważne, że było na dworcu – mówi Kasia.
Praca blisko domu
Plusów mieszkania na kolei było więcej. Tata, który był kontrolerem przewozów osobowych i towarowych a potem też inspektorem BHP na kolei, wyjeżdżał do pracy w Poznaniu … kolejką, więc miał blisko. Mama była zatrudniona w kolejowym magazynie, który znajdował się w budynku dworca i mogła czasem wpadać do domu, żeby dopatrzeć najmłodsze dzieci, które zostawały w mieszkaniu. Kiedy Kaźmierczakowie osiedlili się w Pleszewie Beata miała 9 lat, Kasia 7, Zbyszek 4, Iwona 3, Marcin 2 miesiące.
Podglądali Komediantkę
Tymczasem siostry połączyły się przez Messengera z Asią i Zbyszkiem. To on wspomina rok 1986 kiedy na dworcu w Pleszewie były kręcone sceny z filmu „Komediantka” wg powieści Władysława Stanisława Reymonta. Pamięta odtwórczynię głównej roku Małgorzatę Pieczyńską, która wsiadała do pociągu a inna aktorka machała jej z okien dużego „białego” pokoju Kaźmierczaków. Tę scenę kręcono z peronu a my podglądaliśmy z okienka w kaferku. Byliśmy w korytarzu z ekipą filmową z ekipą filmową – wspomina Zbyszek Kaźmierczak. Pamięta też aktora Bronisława Pawlika na peronie. I rosyjskie bukwy na tablicy Pleszew Miasto. Stał wtedy z kolegami po drugiej stronie torów.
Ranni na rampie
W Pleszewie na stacji kręcono też sceny do serialu „Republika Ostrowska” z 1988 roku. Pleszewianin pamięta, że pociągiem przywożono rannych, którzy na noszach leżeli na rampie. Oglądać pracę ekipy filmowej przybiegały na dworzec kolejki dzieciaki z całego miasta – opowiadał Zbyszek Kaźmierczak.
Dworzec w wodzie
Jednym z ważniejszych wydarzeń w życiu mieszkańców ul. Kolejowej 1 była powódź w 1986 roku, kiedy po kilkudniowym ulewnym deszczy Ner wydostał się z rur i woda rozlała się nie tylko po torowisku. Zalana była Strumykowa, Kolejowa, Targowa, Słowackiego. Zalane były ogródki działkowe. Na ul. Sienkiewicza stały platformy, po których pleszewianie z ulicy Wojska Polskiego dostawali się na Rynek. Dworzec stał w wodzie co widać na zdjęciach. Nie kursowała kolejka. Moi rozmówcy wspominają, że w piwnicy było pełno wody a w pierwszych dniach podpływali do nich strażacy na łódkach i pytali, czy nie trzeba podrzucić chleba.
Dom otwarty
Wszystkie dzieci Kaźmierczaków, a rozmawiałam z pięcioma (z siedmiorga), zgodnie podkreślają, że rodzice prowadzili dom, gdzie każdy był mile widziany. Życie rodzinno – towarzyskie toczyło się w całym domu. Wpadali na Kolejową 1 ich koledzy i koleżanki a każdy mógł liczyć na dobre słowo, na wsparcie, na kromkę chleba czy talerz ciepłej zupy.Także wychowankowie Domu Dziecka mogli poczuć ciepło rodzinne w domu przy Kolejowej 1.
Świetlica TPD przy dworcu
Z tego zrodził się pomysł utworzenia pleszewskiego oddziału Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, którego prezeską została Władysława Kaźmierczak. Wspierał ją Hieronim Osiński – komendant pleszewskiego Hufca ZHP. Siedziba TPD była w pomieszczeniach kolejowych. Starsi pleszewianie na pewno pamiętają niewysoki budyneczek, przyklejony do dużej parowozowni od strony ulicy Sienkiewicza. Nad wejściem był szyld TPD. Przed nim kilka huśtawek piaskownica a potem większy plac zabaw. Siostry Kaźmierczakówny pamiętają, że do świetlicy przychodziło dużo dzieci, organizowano tam występy m.in. wieczór kolęd. Co zostało uwiecznione na zdjęciach. Ta świetlica to nieodłączny element kolejki pleszewskiej i kawałek życia ich rodziny.
Kurczenie kolejki
Czy zauważyli stopniowe kurczenie się kolejki? Kiedy w 1986 roku zawieszono kursy do Krotoszyna, młodzi tego nie odczuli za bardzo, bo wciąż pociągi kursowały do Kowalewa i z powrotem. A one dojeżdżały do szkoły w Ostrowie Wlkp. Do Krotoszyna Kaźmierczakowie nie jeździli. Ale – potwierdzają, z czasem ubywało pracowników na kolei, coraz mniej było pasażerów, przybywało samochodów.
Zostali kolejarze
W końcu przyszedł rok 2001, kiedy zawieszono wszystkie kursy kolejki. Opustoszały biura, kasy, warsztaty. Zamknięto wszystko na trzy spusty. Na murze zawieszono tablicę odsłoniętą z okazji 100 – lecia Pleszewskiej Kolei Dojazdowej. Pozwalniano kolejarzy, pozostawiono przewozy towarowe. W mieszkaniach kolejowych nadal mieszkały rodziny pracowników kolei.
Przeczuwali wyprowadzkę
Kiedy miasto przejęło od PKP tereny pokolejowe, Kaźmierczakowie przeczuwali, że ich czas w służbowym mieszkaniu na Kolejowej 1 się kończy. Do 2015 roku mieszkali tam rodzice i najstarsza Beata z rodziną, która powróciła do rodzinnego gniazda, kiedy wszyscy się już wyprowadzili.
Ojciec nie przeżył
Termin wyprowadzki do mieszkań przy ul. Lipowej, które zaoferowało kolejarzom miasto, wyznaczono na wrzesień 2015 roku. Lucjan Kaźmierczak tego nie dożył – w lutym zmarł – wspominają córki. Mama przeżyła na nowym miejscu kilka lat. Czy wracała chętnie na kolejkę? Chyba nie – mówią córki. Żyła dla innych na nowym miejscu. Bo taki miała charakter, że lubiła pomagać.
Pani siedzi w naszej łazience
Pytam Beatę, Iwonę i Kasię, co one czują, kiedy teraz przechodzą koło dworca? Mówią, że mają sentyment do tego miejsca. Iwona oprowadzała synka po bibliotece i opowiadała mu co było tu wcześniej. A on się dziwił. Beata wspomina, że wkrótce po otwarciu biblioteki, chodziła po nowych pomieszczeniach i mówiła zdziwionej bibliotekarce, że „siedzi w jej łazience”. Pokazywała gdzie była sypialnia rodziców a gdzie mieszkała sąsiadka.
Dźwięki kojarzyły się z domem
Mają sentyment do tego miejsca, bo – proszę pani, to było nasze rodzinne gniazdo, gdzie toczyło się życie, drzwi były zawsze otwarte i każdy mógł znaleźć miejsce przy stole. A dźwięki dochodzące z peronu były swojskie i kojarzyły się z domem.
Zdjęcia z mieszkania na dworcu
Więcej tekstów związanych z pleszewską kolejką WĄSKI TOR
Czytaj też: Historia pleszewskiej ciuchci
Urszula Kunert i jej 30 lat pracy na kolei