Trudno się wybrać samemu do teatru albo do muzeum. Ale w grupie rówieśników oglądanie spektaklu czy zwiedzanie muzealnych sal jest możliwe i jest przyjemne.
Szczególnie jeśli wyjazd zorganizuje Fundacja Animacja, która prowadzi Centrum Wspierania Inicjatyw Obywatelskich w Pleszewie.
O Fundacji Animacja, której prezesem jest Lucyna Roszak, już na blogu pisałam. O Centrum Wspierania Inicjatyw Obywatelskich, które znajduje się w dawnej „Szkole na Nowej Wsi”, a kieruje nim Emilka Golińska, też już było.https://irenakuczynska.pl/historia-budynku-szkoly-nowej-wsi-ktory-rowiesnikiem-niepodleglej-polski/
Dzisiaj zachęcam do przeczytania relacji z wycieczki, którą Fundacja Animacja zorganizowała dla pleszewian w wieku 60+. Pieniądze na realizację projektu pozyskano z UMiG Pleszew.
I odbyła się wycieczka, kilkugodzinna, ale jakże bogata w treści. Zaczęło się od wizyty w Teatrze im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu i spektaklu „Plotka” Franciszka Vebera w reżyserii Norberta Rakowskiego.
Musi być zdjęcie, na pamiątkę że byliśmy w Teatrze im. W. Bogusławskiego w Kaliszu
Na widowni, w oczekiwaniu na spektakl
Spektakl odbywał się na małej scenie. Widzowie byli zaproszeni do uczestnictwa i mieli aktorów w przysłowiowym zasięgu ręki.
Bohaterem „Plotki” jest przeciętny, normalny facet. Grozi mu utrata pracy, odchodzi od niego żona – życie wymyka mu się z rąk. Taka sytuacja może przydarzyć się każdemu z nas. Co można wtedy zrobić? Czy dopiero gdy stracimy wszystko, stajemy się zdolni do czegokolwiek?
Bohater „Plotki” nie mając nic do stracenia, decyduje się na ryzykowny krok, który uruchamia serię absurdalnych i chwilami zabawnych zdarzeń. On nadal pozostaje tym samym nieśmiałym człowiekiem. To, co się zmienia, to spojrzenia innych...- napisał po premierze Andrzej Kurzyński na portalu www.kalisz.naszemiasto.pl.
Nie będę pisać szczegółowo, o co chodzi, a to dlatego, żeby zachęcić do obejrzenia spektaklu tych, którzy jeszcze go nie widzieli, a czasem mają czas wolny i nie wiedzą jak go zagospodarować.
My byliśmy z tego spektaklu bardzo zadowoleni. Tym bardziej, że po przedstawieniu mieliśmy szansę z Anetą Joachimowską zajrzeć za kulisy i do charakteryzatorni a na widowni w dużej sali posłuchać o historii kaliskiego teatru, o aktorach obecnie grających oraz osobach, których na scenie nie widać, ale bez nich żadne przedstawienie by się nie odbyło.
Zasłuchani i zapatrzeni w opowiadającą o teatrze Anetę Joachimowską
W charakteryzatorni, gdzie każdy rekwizyt jest opisany i ma swoje miejsce
Pani Aneta przypomniała, że Wojciech Bogusławski (1757 – 1829) polski aktor, śpiewak operowy, reżyser, pisarz, tłumacz, propagator ideologii oświecenia, wolnomularz; dyrektor Teatru Narodowego w Warszawie, ojciec teatru polskiego; teoretyk i historyk teatru, który w 1936 roku został patronem Teatru Miejskiego w Kaliszu, był jego twórcą.
Pojawił się w Kaliszu – prowincjonalnym pruskim miasteczku (były to czasy Księstwa Warszawskiego) w 1800 roku z trupą Teatru Narodowego w Warszawie. Były to wakacje, warszawiacy wyjechali z miasta, więc aktorzy musieli jeździć za chlebem na prowincję.
Nie spodziewali się, że mieszkańcy Kalisza tak tłumnie będą uczestniczyć w przedstawieniach. W „nędznej budzie” przy ul. Babinej grano nawet „Krakowiaków i górali” – sztukę napisaną przez samego mistrza Bogusławskiego.
Ten postanowił zbudować w Kaliszu teatr. Do współpracy zaprosił malarza Antoniego Smuglewicza. I zbudował pierwszy w Kaliszu teatr. Mimo, iż obiekt przetrwał tylko 16 lat i stał w zupełnie innym miejscu niż ten, który zbudowano później, to Bogusławskiego Kalisz czci jako ojca swojego teatru.
Aneta Jachimowska mówiła o Kaliskich Spotkaniach Teatralnych, jedynych takich w Polsce, o aktorach, którzy tu pracują, o tym, że przygotowanie nowego spektaklu trwa nawet kilka miesięcy a zaangażowany w to jest kilkunastoosobowy sztab pracowników różnych profesji.
Na widowni w dużej sali
Odpowiadała też na pytania uczestników wycieczki, którzy przymierzali się do wygodnych foteli na widowni w sali głównej. Jestem pewna, że na kolejną wycieczkę do teatru na pewno pojadą. A może też sami się wybiorą?
Na bocznej klatce schodowej, która prowadzi na boczną scenę, spotkaliśmy Zbigniewa Antoniewicza – odtwórcę głównej roli. Kilka uśmiechów, zdjęcie i idziemy dalej.
Ze Zbigniewem Antoniewiczem… aktorem grającym główną rolę w „Plotce”
O godzinie 15.00 mieliśmy umówionego przewodnika po Zamku Czartoryskich w Gołuchowie. Niektórzy uczestnicy wycieczki po raz pierwszy wchodzili na dziedziniec i po raz pierwszy mieli do Zamku wejść.
W oczekiwaniu na przewodnika
Zwiedzanie zaczęło się od znajdującej się w przyziemiu Sali Gobelinowej, gdzie przewodnik przybliżył dzieje Zamku oraz jego właścicieli.
Sala Gobelinowa
Zamek jest powiązany z dwoma królewskimi rodami. Został zbudowany w XVI wieku dla Rafała Leszczyńskiego w połowie XVI wieku, a zmodernizowany 50 lat poźniej przez jego syna Wacława – wojewodę kaliskiego.
Wtedy (1600 – 1619) zamek nabrał charakteru renesansowo – manierystycznej rezydencji magnackiej. Jednak Leszczyńscy, z których wywodził się późniejszy król Polski Stanisław Leszczyński, w 1695 roku Gołuchów sprzedali.
Przechodząc z rąk do rąk, Zamek popadał w ruinę – podkreślał przewodnik. Uratował go Tytus Działyński, z Kórnika, który w 1856 roku zakupił podupadający majątek dla swojego syna Jana, który żenił się z księżniczką Izabellą Czartoryską – córką Adama Jerzego Czartoryskiego – nazywanego w niektórych kręgach emigracyjnych (po powstaniu listopadowym) niekoronowanym królem Polski.
Prosto z Paryża z Hotelu Lambert Izabela przyjechała do Gołuchowa. Jednak na stałe zamieszkała tu dopiero po przebudowie Zamku, chociaż i tak zimowe miesiące spędzać miała w Paryżu.
Czy Izabela była szczęśliwa w Gołuchowie? Pleszewianka prof. Zofia Karczewska – Markiewicz napisała o niej książkę „Panna lodowata”. Jednak czy naprawdę była lodowata?
W 1871 roku Izabela wykupiła formalnie od swojego męża Gołuchów, który miał być przez władze pruskie skonfiskowany za udział Jana Działyńskiego w powstaniu styczniowym.
W latach 70. i 80. XIX wieku Działyńska przeprowadziła odbudowę Zamku połączoną z przebudową. Korzystała ze szkiców Zygmunta Gorgolewskiego (projektował Operę we Lwowie) , ale autorem ostatecznego projektu był – co podkreślał przewodnik – Maurycy August Ouradu.
Zamek już za życia właścicielki – kolekcjonerki, malarki – był przeznaczony na cele muzealne (za wyjątkiem poddasza). Izabela Działyńska odtworzyła siedzibę magnacką z XVI/XVII wieku i udostępniła ją społeczeństwu.
W 1893 roku stworzyła Ordynację Książąt Czartoryskich, co zapewniało zbiorom niepodzielność i dostępność. Po jej bezpotomnej śmierci Gołuchów odziedziczył bratanek Witold Czartoryski, a po jego przedwczesnej śmierci jego brat Adam Ludwik.
Podczas zwiedzania kolejnych zamkowych sal przewodnik opowiadał o tym, co zgromadziła i zostawiła po sobie Izabela, co podczas wojny zostało rozgrabione. Podkreślił, że po wojnie tylko niewielka część zbiorów np. waz greckich do Zamku wróciła.
Nie mogli wrócić do Gołuchowa Czartoryscy. W 1951 roku Muzeum Narodowe przejęło Zamek, w którym wcześniej mieściły się różne gminne instytucje.
Do czasu wybudowania nowego kościoła, zburzonego przez Niemców, Sala Gobelinowa pełniła funkcję parafialnej świątyni. Historia gołuchowskich kościołów w tym linku: https://irenakuczynska.pl/wyburzyli-kosciol-zeby-zbudowac-dom-partii
Potem była to sala ślubów, teraz odbywają się tu koncerty, konferencje, akademie a także śluby.
Jest w Zamku kilka perełek m.in. stół barokowy, na którym przez kilka miesięcy spoczywały zwłoki Izabeli sprowadzone z Francji, gdzie zmarła w 1899 roku, a kaplica – mauzoleum jeszcze nie była gotowa.
Są w Zamku dwa portrety ostatniego króla Polski Stanisława Augusta Poniatowskiego namalowane przez nadwornego malarza królewskiego Marcello Bacciarellego.
Portret Stanisława Augusta Poniatowskiego w stroju koronacyjnym
Są oryginalne kominki z herbami Leszczyńskich, ale też są kominki – zabytki, zakupione przez Izabellę we Włoszech. Podziw wzbudza klatka schodowa, gdzie każda tralka ma inny wzór wyrzeźbiony. Podobno księżna sama pracowała przy tej klatce schodowej, którą ukończono już po jej śmierci.
Są wazy greckie, oczywiście nie wszystkie, bo nawet te które po wojnie oddali Rosjanie, w większości pozostały w Muzeum Narodowym w Warszawie.
W każdej sali znajdują się zdjęcia wystroju wnętrz sprzed wojny, kiedy gospodarowali tu Czartoryscy. Piękne są w Zamku podłogi i sufity. Ciekawe jest ogrzewanie i tajemne przejścia. Godne uwagi są obrazy i meble – książki – m.in. widoczna na zdjęciu Biblia – ale też … widoki z okien na park.
W ciągu godziny za wiele się nie zobaczy. Ale można się zafascynować i zachęcić do ponownego odwiedzenia Zamku żeby jeszcze raz obejrzeć każdy obraz, każdą wazę, każdy szczegół i widok z każdego okna na park, który jest także dziełem Izabeli i Jana Działyńskich.
A może ta wizyta zachęci do przeczytania książek o wychowanej w Paryżu Izabeli z Czartoryskich Działyńskiej, która wzorem swojej babci Izabeli z Flemmingów Czartoryskiej – twórczyni Świątyni Sybilli w Puławach, stworzyła pokaźną kolekcję dzieł sztuki i waz greckich w Gołuchowie?
Przewodnik zakończył oprowadzanie pod portretem ostatniej pani na Gołuchowie Marii Ludwiki z Krasińskich z synkiem. Powiedział, że m.in. wnuk tego chłopczyka – Adam Stefan Zamoyski otrzymał w tym roku od państwa polskiego rekompensatę za majątek przodków w wysokości 20 000 000 zł.
Na pewno nie przypuszczała biedna księżna, jaki los ją czeka. Wojna zastała ją daleko od Gołuchowa. Zmarła na obczyźnie. Też kiedyś o niej napiszę, tym bardziej, że o „Cioci Ludwisi” opowiadała mi hrabina Eliza z Belina Brzozowskich Gozimirska z Kowalewa.https://irenakuczynska.pl/wspomnienie-o-dobrej-pani-palacu-kowalewie-hrabinie-elzbiecie-gozimirskiej/
Szczegóły odzyskania przez Fundację Czartoryskich majątku po przodkach w tym linku:https://irenakuczynska.pl/minister-odkupil-czartoryskich-goluchow/
Dzięki Fundacji Animacja pół setki pleszewian w wieku 60+ miało okazję spotkania z kulturą i sztuką pisanymi z dużych liter.
Emilia Golińska – koordynatorka projektu – kierowniczka wycieczki – dobry duch CWIO – osoba, która potrafi nadawać na tych samych falach co starsze o 40 lat koleżanki
Trzeba jeszcze zrobić zdjęcie… Bożenka nawet nie wie, że już została uwieczniona
Tylko Ela widzi, że robię fotkę
Te schody, po których schodzą uczestnicy wycieczki zostały uwiecznione na zdjęciach do filmu „Królowa Bona”. Gołuchów był tam włoskim miastem Bari, z którego przyjechała do Polski Bona Sforza, żeby zostać żoną króla Zygmunta Starego.
W zamkowych salach były też kręcone sceny z ostatniego spotkania królowej Bony z synem Zygmuntem Augustem, kiedy ten przekonywał matkę, że i tak się ożeni z Barbarą Radziwiłłówną
I jeszcze sceny śmierci królowej Bony – w gołuchowskim Zamku filmowa Bona umierała. Przewodnik wspomniał, że w Zamku
były też kręcone niektóre sceny z filmu „Akademia Pana Kleksa”.
Terenia z mężem na dziedzińcu
Dorota na dziedzińcu
I jeszcze raz Bożenka na tle jesiennego parku
Opuszczamy dziedziniec Zamku w Gołuchowie bogatsi o to, co widzieliśmy i o to, co słyszeliśmy