Zaraza przyszła od strony Kalisza. Nawet Gazeta Wielkiego Xięstwa Poznańskiego.
3 lipca 1852 roku o tym pisała, chociaż Kalisz leżał za Prosną w Królestwie Polskim. „Dnia 18 czerwca zmarło w Kaliszu 27 ludzi a książę Golicyn opuścił miasto i udał się do wód zagranicznych”.
Cholera dotarła do powiatu pleszewskiego 10 lipca i potoczyła się jak lawina, nie omijając Dobrzycy – napisała W „Notatkach Dobrzyckich” w artykule „Epidemia cholery w parafii Dobrzyca w roku 1852….” Danuta Wojcięgowska.
W samym Pleszewie od 10 lipca do 10 września 1852 roku umarło 600 osób, na 5000 mieszkańców. Nie wiadomo, czy w tej liczbie były niemowlęta, bo w niektórych spisach zmarłych, dzieci do roku, nie są odnotowywane.
W Księdze zmarłych z roku 1852 proboszcz parafii Ścięcia św. Jana Chrzciciela ks. Basiński odnotował że Symptomy tej choroby to rozwolnienie, womity i okropne kurcze. Z tych co zachorowali, dwie trzecie umierało. Czasami było przeszło 40 trupów w mieście dziennie. Ani jeden dom nie był od choroby wolny. Podobno 14 familii zupełnie wymarło. Nie było na to leku. Najlepiej było zostawić Bogu chorego, natura sama sobie częstokroć pomagała – napisał ks. Basiński.Pleszewianie sobie różnie radzili z chorobą. Ci biedniejsi, „szli za własnym instynktem, pili dużo zimnej wody, innym pomagała ogórczanka, innym maślanka”.
Od napadnięcia choroby do śmierci mijało 10 – 12 godzin. Doradzano unikanie zmartwień, unikanie „ogrodowizny” i owoców i mocną wiarę w Boga. Proboszcz Basiński we wspomnianej Księdze zmarłych pisze, że „lud się korzył”, 600 osób zapisało się do Bractwa Wstrzemięźliwości. Duchowny zapewnia, że wszyscy umierający byli zaopatrzeni Sakramentami świętymi.
Niestety, nie tylko cholera niszczyła owego lata Pleszew. W Gazecie Wielkiego Xięstwa Poznańskiego z dnia 28 lipca 1852 roku czytamy, że miasto w krótkim czasie trzy razy pożar nawiedził. „Spłonęło 10 stodół i garbarnia. W całem Pleszewie przestrach. Ktokolwiek jest w stanie, opuszcza miasto. Kramy pozamykane, ulice próżne, wszędzie grobowa cisza. Wczoraj uczyniono processyą do Turska”.
13 sierpnia 1852 roku w Gazecie Wielkiego Xięstwa Poznańskiego czytamy: Pleszew nosi postać miasta zaklętego. Całe domy powymierały. Wiele się spodziewać można nędzy. Piąty już tydzień epidemia pustoszy miasto a końca nikt nie widzi. Okropna dla nas przyszłość. Rząd rosyjski podobno wydał na nieszczęśliwy Kalisz hojne dary, rączo się biedakami w Warszawie zajmuje. Nawet niemiecki Ostrów doznał rosyjskiej dobroczynności. (-) Ale któż się nami zajmie? Ci, którzy mają obowiązek zaradzenia, podszyci tchórzem, uciekli”.
Podczas zarazy najbardziej ucierpiały dzieci. Wałęsały się po ulicach, pozbawione często rodziców i opiekunów. Ks. Basiński odnotował w Księdze Zmarłych, że „celem ratowania dzieci od śmierci i zdziczenia”, w prywatnym lokalu, założył sierociniec.
Staraniem hrabiego Alfonsa Taczanowskiemu, zbudowano potem ochronkę dla sierot i ubogich przy ul. Podgórnej na 3 ha ziemi kupionej od Jouanne’a z Malinia.
Ofiary tamtej epidemii grzebano przy drodze do Marszewa. Chowano ich w dniu śmierci, przeważnie w godzinach nocnych. Trumny przewożono wózkami prowadzonymi przez dwie osoby, w asyście osoby z latarnią i składano do wykopanych dołów, które dodatkowo posypywano wapnem, zaś z ziemi usypywano charakterystyczne kopce.
Dziś o miejscu pochówku kilkuset pleszewian zmarłych w 1852 roku przypomina kępa trawy, resztka pomnika i mapa (wyżej z 1911 roku, niżej z 1933 roku), na której cmentarz choleryczny jest zaznaczony. Warto dodać, że każde takie miejsce pochówku było oznakowane i poświęcone.
Nie była to pierwsza epidemia, która dotarła do Pleszewa zza Prosny z zaboru rosyjskiego. W książce ks. Władysława Zientarskiego „Zarys dziejów parafii pw. ścięcia św. Jana Chrzciciela można przeczytać, że 20 lat wcześniej zarazę przywlokło do Pleszewa wojsko rosyjskie podczas powstania listopadowego.
W 1832 roku pomiędzy 5 sierpnia a 12 września zmarło 200 osób, w tym 133 Polaków w wieku od 20 do 50 lat. „Walkę z zarazą utrudniał brak szpitala i odpowiednich warunków higienicznych” – napisał Stanisław Bródka w „Dziejach Pleszewa”.
Prowizoryczne lazarety urządzano w domach prywatnych m.in. u dr Drobnika, Sroczyńskiego, Szymanowskiego, Wabnera, Klujewskiej, Łakomickiego oraz Żydów: Sandbergera i Leichttentritta.
Koszty utrzymania szpitali dla ludności ubogiej pokrywał magistrat. Była to znacząca kwota 1000 talarów.
Władzom miasta na pomoc pośpieszył powiat. Zebrano wśród ludności 917 talarów. St. Bródka pisał, że ofiary tej epidemii „chowano na cmentarzu cholerycznym przy ul. Kaliskiej”, czyli przy karawice.
Foto: Ubranie lekarza w czasie dawnych epidemii. W dziobie maski umieszczano środki zapachowe (wierzono, że uchronią one przed zarażeniem się od chorego). Miedzioryt Paula Fürsta, ok. 1656, Mapy z archiwum Stanisława Małyszki,
Pierwsza odnotowana w dokumentach zaraza dotarła do Pleszewa w czasie potopu szwedzkiego w 1655 roku. Potem były kolejne a pobożni pleszewianie modlili się i pielgrzymowali do Grodziska lub do Turska z błaganiem "od powietrza, głodu, ognia i wojny, wybaw nas panie.... Więcej o epidemiach TUTAJ