Historię „górki” opowiedzianą przez Kazimierza Ratajczaka przeczytacie TUTAJ
I zaczyna opowiadać o kultowej pleszewskiej „górce”, którą dokładnie widział z okien swojego domu, po której buszował ze swoimi kolegami w poszukiwaniu skarbów.
Jakich? Różnych, przede wszystkim plastikowych rurek, które przydawały się do wymiany wody w akwarium czy resztek złomu, który można było spieniężyć w skupie.
W zwalisku odpadów, które zwożono do dołów przy Wierzbowej były nie tylko rurki plastikowe ale też igły, strzykawki. Mieszkaniec Wierzbowej podejrzewa, że mogły to być odpady wyrzucane ze szpitala. Bo skąd by się tam wzięły te przedmioty?
No i czarny piasek, który przywożono tu z tzw. „galerów” przy ul. Ogrodowej. Roman Urbaniak doskonale pamięta, że w miejscu, gdzie dzisiaj znajduje się market Biedronka, czyszczono odlewy powstające w odlewni fabryki „obrabiarek” znajdującej się przy Ogrodowej naprzeciwko dzisiejszego targowiska.
Wychodzący z pracy robotnicy byli czarni od pyłu po czyszczeniu tych odlewów – tak ich pamięta pleszewianin. Wie na pewno, że piasek, który został po piaskowaniu elementów, trafiał na doły przy Wierzbowej i był atrakcją dla młodzieży, która zbierała resztki żeliwa i odwoziła do skupu złomu.
Doły na Wierzbowej sięgały aż pod jezdnię ulicy Wierzbowej, która była wybrukowana „kocimi łbami”. Jeszcze w końcówce lat 60.,doły były zasypywane tym piachem z „galerów”. Potem, być może, przysypano to ziemią z malińskich dołów – mówi Roman Urbaniak.
Pamięta, że przy porządkowaniu terenu pracowali podopieczni zakładu poprawczego, w którym pracował jego ojciec. Przez czas jakiś był on nawet jego kierownikiem, dlatego mieszkaniec Wierzbowej doskonale te fakty pamięta.
Kiedy już ukształtowano powierzchnię tak, że powstała górka i dołek, kiedy teren wysprzątano, postawiono huśtawki, karuzele, wkopano słupy do piłki siatkowej – opiekunką placu została babcia pana Romana – Weronika Kubasik. W domu przechowywała siatkę do siatkówki, którą można było wypożyczać. Dbała też o porządek.
„Górka” była częścią życia pana Romana. Spędzał tu z kolegami wiele godzin. Nie tylko w zimie. Od wiosny do jesieni chłopcy grali tu w piłkę w palanta oraz tołta. Przychodziły dzieci na huśtawki, na karuzele. Tu można było jeździć rowerem, rowerkiem. Bo taki pan Roman miał, jak był małym chłopcem a górka jeszcze była hałdą czarnego piachu i nie tylko piachu.