Poznałyśmy się w wirtualnym świecie, po tym, jak w kwietniu 2017 roku, opublikowałam na blogu artykuł o dawnym hotelu Bogusław nad Prosną. Tam do 1918 roku było przejście graniczne z Wielkiego Księstwa Poznańskiego, które było częścią Niemiec i Królestwem Polskim, podporządkowanym Imperium Rosyjskiemu.
Teresa przypadkiem zobaczyła na moim blogu zdjęcie i po przeczytaniu tekstu napisała w komentarzu: „to jest hotel mojego pradziadka”. I podobno pomyślała ” jak ta dziewczyna wspaniale pisze!”.
Dzięki Teresie, mój artykuł o losach hotelu, który przestał być potrzebny, kiedy w 1918 roku odrodziła się Polska, był ciekawszy. Ale przeczytajcie go sami. https://irenakuczynska.pl/ciekawa-historia-hotelu-boguslaw-przy-dawnej-granicy-rosyjsko-pruskiej/.
Teresa od razu polubiła mojego bloga i od tej pory czyta wszystkie teksty, zwłaszcza te przybliżające historię jej rodzinnego Pleszewa. Pod tekstami znajdowałam „lajki” i życzliwe komentarze.
W realu spotkałyśmy się w czerwcu, kiedy Teresa przyjechała do Pleszewa na spotkanie z kolegami z liceum. No i ze mną. Chociaż widziałyśmy się po raz pierwszy, miałyśmy sobie tyle do opowiedzenia.
Właściwie to ja słuchałam a ona opowiadała o Pleszewie swoich dziecinnych lat. Siedziałyśmy w City Cafe w Galerii Zamkowej, czyli dokładnie tam, gdzie był kiedyś sklep masarski ( a wcześniej zajazd) Feliksa Jezierskiego czyli ciotecznego dziadka Teresy. Babcia Teresy – Teodozja z Jezierskich Trojanowska była jego siostrą.
Ciekawą historię budynku, który był poprzednikiem Galerii Zamkowa, znajdziecie w tym linku.
https://irenakuczynska.pl/galeria-zamkowa-pleszew/.
Teresa ciotecznego dziadka nie znała. Zginął na początku II wojny światowej. Od swojej babci Teodozji Trojanowskiej poznała tragiczną historię jego życia. Ktoś doniósł na gestapo, że Feliks Jezierski ma broń. I chociaż to była atrapa, z przesłuchania pleszewianin już nie wrócił.
Babcia Teresy – Teodozja Jezierska wyszła za mąż za Józefa Trojanowskiego i jeszcze przed I wojną światową wyjechali z Pleszewa do Dortmundu, żeby się dorobić. Tam przyszły na świat dzieci. W 1916 roku urodził się Alfons – ojciec Teresy.
W 1926 roku Trojanowscy wrócili do Pleszewa, chcieli wychować dzieci na Polaków – podkreśla Teresa. Zamieszkali na Zamkowej. A na Tyńcu mieszkali krewni – też Jezierscy. „Dziadek Bronisława Vogta – Jezierski był bratem mojej babci Teodozji – jesteśmy kuzynami w drugiej linii” – snuje swoją opowieść moja nowo poznana koleżanka.
Mama Teresy – Bożena Trojanowska była z domu Juszczuk. Ale męża poznała przez przyszłą szwagierkę – Stefanię Jezierską.
Rodzice Teresy – Alfons i Bożena, po ślubie w 1945 roku zamieszkali u Eugeniusza i Marii Juszczuków przy ulicy Poznańskiej 17 ( teraz w tej kamienicy od frontu są delikatesy rybne) w domu kupionym jeszcze przez babcię – z Kozłowiczów – Juszczukową. Dziadek Eugeniusz przed wojną był rzeźnikiem i prowadził tam sklep masarski. Ale wcześnie zmarł.
Teresa mówi, że jej rodzice znali się przez całą wojnę. Sympatyzowali. A mama pracowała w czasie okupacji w sklepie u Niemki – niejakiej Hanemannowej.
Pytam Teresę, jaki był Pleszew w latach w latach 50. i 60. kiedy chodziła do Dwójki a potem do liceum?
I płynie opowieść o ulicy Poznańskiej, na której toczyło się jej życie. Teresa wspomina budynek poczty z czerwonej cegły, przychodnię, kino „Hel”, kino „Czar”, które należało do miasta i odbywały się w nim różne imprezy.
O kinie w tym linku:https://irenakuczynska.pl/bylo-kino-piekarnia-czar-pozostal/.
Tam gdzie teraz jest cukiernia i piekarnia Teresy i Bronisława Vogtów, był domek Tuczyńskich. Jadwiga z Tuczyńskich Jacorzyńska udzielała lekcji muzyki. Teresa też się uczyła grać na pianinie i doskonale panią Jadzię pamięta.
Pod „17” jej ojciec Alfons Trojanowski prowadził sklep z akumulatorami. Nieruchomość dochodziła do Placu Kościuszki. Tamtędy Tereska biegła do szkoły. Mówi, że teraz Dwójki nie poznaje.
Kiedyś to były dwa oddzielnie stojące budynki z czerwonej cegły z toaletami na dworze. „Było schludnie ale nie wykwintnie” – kwituje moja rozmówczyni. Na co dzień języka polskiego nie używa i szuka słów, które najtrafniej odzwierciedlą jej refleksje.
W czasach jej dzieciństwa, ulicą Łąkową można było dojść do Fabryki Wyrobów Papierowych czyli „papierków”. Przy sali sportowej zwanej „ćwicznią” była siedziba straży pożarnej i rzeźnia, gdzie miał gabinet lekarz weterynarii Baumgart.
Na środku placu rosły drzewa i trawa, gdzie bawiły się dzieciaki z całej okolicy. Jeśli chodzi o park, to na noc był zamykany a w środku stał dom, gdzie mieszkali ludzie. Więcej o parku w tym linku:https://irenakuczynska.pl/pleszewski-park-kryje-tajemnic-warto-je-poznac-naprawde/
Park oczywiście był mały, nie było ulicy Bogusza, a od ulicy Słowackiego dojeżdżało się do świńskiego targowiska, które w latach 80. zlikwidowano i posadzono tam nowe drzewa, powiększając park.
W latach 60. nie było ulicy Reja. Tam gdzie stoją bloki, był dom i ogród oraz pole państwa Radomskich. Wjazd do posesji był od ulicy Poznańskiej.
https://irenakuczynska.pl/stoja-bloki-reja-pol-wieku-temu-byly-pola-kapusta/.
„Jeszcze w latach 60. ulica Lipowa nie była tak zabudowana jak teraz. A przy Poznańskiej naprzeciwko kościółka była stacja benzynowa i zaczynały wyrastać domki jednorodzinne” – wspomina moja rozmówczyni.
Ma też Teresa przed oczami ulicę Sienkiewicza. Idąc od rynku, z lewej widziało się kamienicę pani Ulichnowskiej ze sklepem z kapeluszami, dalej był sklep pana Świecha z rowerami, Golińskich z trumnami, gdzie – jak mówi Teresa „dwie córki Danka i Halinka – jej szkolne koleżanki- pilnowały sklepu”, naprzeciwko szewc Jankowski, który robił buty dzieciom do I Komunii Św.
Pleszew lat 50. i 60. to rynek z kocimi łbami, ulica Poznańska z kocimi łbami, fara z proboszczem ks. kanonikiem Julianem Badzińskim, apteka Suchockich z dwoma dziewczynkami: Hanią i Elą, sklep pana Gembalskiego na ul. Sienkiewicza, kościółek św. Floriana, Najświętszego Zbawiciela - ale tylko dla młodzieży, cech rzemiosł różnych na ul. Sienkiewicza, szkoła nr 1, szkoła nr 2 i szkoła na Nowej Wsi, prywatne mieszkania w pałacu na Maliniu, Ner, który był granicą, do której panienka z dobrego domu mogła dojść. Za Ner dzieciaki nie chodziły, do mostku i z powrotem. Było liceum na Poznańskiej i początki technikum mechanicznego na Zielonej. Chodzenie do Plant było niedozwolone - wylicza moja rozmówczyni.
Pytam o lata nauki w liceum – 1961 – 1965. I słyszę znajome nazwiska: Kazimierz Trzęsicki, Tadeusz Szczepański, Hieronim Nawrocki, Teresa Kempińska – Matyjaszczyk, Elżbieta Kosmowska – Szpunt, Elżbieta Stefaniak – Osińska, Irena Zimmer – Miecznik, Helena Suchanecka – Kamraj, Maria Zmyślona, Małgorzata Śliwińska, śp. Marek Guzek, Andrzej Kaczmarek, Danuta Konieczna. „w naszej klasie co drugi doktor albo magister” – podkreśla Teresa.
I zamyśla się… mówi o wychowawcy panu Wrocławku, o matematyczce Stanisławie Wilczyńskiej, fizyku Teodorze Krawczyku, Kazimierze Kubackiej – nauczycielce zajęć technicznych, z którą jej babcia Maria Juszczuk zd. Kozłowicz uczęszczała do jednej klasy w szkole dla panien przy ul. Sienkiewicza (kiedyś była tam biblioteka miejska).
Jednak Teresa Trojanowska do pleszewskiego liceum nie została od razu przyjęta. Znalazła się wśród 16 uczniów nieprzyjętych „z powodu braku miejsc” a tak naprawdę za to, że jej ojciec zwrócił uwagę nauczycielowi w Dwójce, żeby nie ciągnął jej brata za uszy. Podejrzewa, że macki nauczyciela – sadysty sięgnęły aż do liceum. Potem dyrektor ojcu powiedział, że „nie mógł Teresy przyjąć”.
Po roku spędzonym w liceum w Czarnkowie, do IX klasy przyszła do pleszewskiego „Staszka”. Po śmierci pana Wrocławka wychowawcą jej klasy był Tadeusz Kończak. I tak już do matury.
zdjęcie Teresy Trojanowskiej ze świadectwa maturalnego
Po maturze Teresa wraz z rodzicami wyjechała do Torunia, gdzie prowadziła księgowość w ojca firmie. Widział on w córce następczynię. Ale chciał, żeby znała język angielski, ułatwiał i załatwiał jej wyjazdy do Anglii.
Nie przewidział, że córka się zakocha w Brytyjczyku i zechce zostać za granicą. Po ślubie w Polsce i dziewięciu miesiącach oczekiwania na paszport, w 1970 roku Teresa legalnie pojechała do męża.
Mówi, że wyjazd skutecznie opóźniali i Polacy i Anglicy a ona chciała wyjechać legalnie, ze względu na ojca, który jako „prywatna inicjatywa” był pod obstrzałem.
Z paszportem konsularnym Teresa przyjeżdżała do Polski, ale nie do Pleszewa. Kontakty się urwały. Listy nie dochodziły, a jeśli dochodziły to ocenzurowane.
Aż wreszcie Dance Dąbkiewicz – Ulatowskiej udało się Teresę odnaleźć. I przyjechała ona na duży zjazd do liceum z udziałem Hanny Suchockiej. Dla męża, który wtedy był po raz pierwszy w jej rodzinnym mieście, „Pleszew był prowincjonalnym miasteczkiem z wozami konnymi i resztkami komunizmu, który się walił”.
Teraz Pleszew wyprzystojniał, jest dużo ładnych miejsc. Zmienił się Plac Powstańców Wielkopolskich, gdzie kiedyś stały małe chatki a mała Terenia dwa razy w tygodniu biegła przez bramę i podwórze Żychskich z ulicy Poznańskiej do domu św. Józefa (klasztor) na katechizację.
Po drodze bawiła się kijem i bąkiem, który za złotówkę toczył pan Sikorski. Patrzyła na konie, które stały przy wozach na Nowym Rynku. Była bezpieczna. Samochodów w końcówce lat 40. było na ulicach niewiele.
Z katechizacji zapamiętała siostrę Donwinę – misjonarkę, która opowiadała dzieciom o Afryce. „To ona zapaliła we mnie tę iskierkę chęci do podróżowania” – podkreśla Teresa.
Ze swoim małżonkiem – inżynierem elektronikiem, który pracuje na symulatorach lotniczych, zjechała prawie cały świat. Dotąd towarzyszy mu często w podróżach służbowych. Kiedy on pracuje, ona zwiedza – poznaje miejsca i ludzi. Zwykle też mąż bierze 2 dni urlopu i zwiedzają razem.
Dzieci Teresy : Walter – absolwent fizyki kwantowej na Oxfordzie, córka Shewaine – absolwentka szkoły muzycznej i Marcus – absolwent studiów uniwersyteckich – spec od IT po polsku nie mówią, ale wiedzą że ich matka jest Polką. „Są otwarci, tolerancyjni, mają szerokie horyzonty” – podkreśla Teresa.
Pytam, czy mogłaby mieszkać w Polsce? „Chyba nie, bo moim domem jest Anglia. Jestem Brytyjką. Mieszkam tam 48 lat. Ale kocham Pleszew. Tu są moje korzenie.
I lubię tu przyjeżdżać” – mówi Teresa i oczy jej się błyszczą.
Dlatego kiedy przez przypadek, na Facebooku trafiła na bloga, gdzie można znaleźć tyle ciekawostek z historii Pleszewa, ucieszyła się i postanowiła poznać autorkę postów. „W Anglii tygodniami mówię tylko po angielsku, dzięki Twojemu blogowi mogę czytać po polsku” – cieszyła się Teresa.
Rozmawiałyśmy w City Cafe 5 godzin. O wszystkim. Tak jak byśmy się znały od wielu lat. Na chwilkę wpadła Irena Zimmer – Miecznik, która była koleżanką z klasy. Posłuchałam o spotkaniu z kolegami, które trwało 3 dni. Zaczęło się w Willi Jana, nazajutrz kilka osób gościło na poprawinach u Ireny, na trzeci dzień były poprawiny poprawin.
I rząd od lewej: Danuta Basmadji (Blaszczak), Irena Miecznik (Zimmer), Nina Szpunt obecnie (z domu Elżbieta Kosmowska), Wanda Pietryga, Elżbieta Osinska (Stefaniak), II rząd od lewej: Danuta Ulatowska (Dabkiewicz), Teresa Matyjaszczyk (Kempinska), Teresa Ramsden (Trojanowska), Halina Krupinska (z męża?), Helena Haak (z domu), Maryla Zmyślona, III rząd od lewej: Hieronim Nawrocki, Danuta Konieczna, Helena Suchanecka (z meza Kamraj), Wanda Rorot, Henryk Przybylski. Był też Janusz Wawrzyniak i Kryspin Kamraj, nie są ujęci na moim zdjęciu.
Poniedziałek był dla mnie. Spotkała się pleszewianka z urodzenia i z dziada pradziada z pleszewianką z wyboru. I to było spotkanie pełne dobrych emocji.
Zdjęć z czasów pleszewskich Teresa nie posiada. Pamięta, że różne pamiątki - dokumenty, zdjęcia, stare pleszewskie gazety, były przechowywane w kufrze cioci Anieli Kozłowicz - siostry jej babci Marii z Kozłowiczów Juszczukowej, która nie wyszła za mąż, ponieważ rodzina nie zaakceptowała jej wybranka. Kufer został w Pleszewie, kiedy Trojanowscy przenosili się do Torunia. Cztery osoby były potrzebne do jego udźwignięcia.