25 lat minęło odkąd po maturze zdanej w pleszewskim liceum w czerwcu 1993 roku, wyfrunęli w świat.
A ja 4D nadal pamiętam. I często wspominam, zwłaszcza, że niektórzy pozostali w Pleszewie. I często ich spotykam. Niektórzy są moimi znajomymi z Facebooka.
Klasa 4D. Siedzą od lewej: Donata, Ada, Ania,Kasia, Paula Irena Kuczyńska, Tania, Natasza, Paulina, Magda, Karolina, II rząd od lewej: Aurelia, Daria, Anita, Kasia, Agnieszka, Basia, Iza, Sławka, Agnieszka, Zuza, III rząd od lewej Rafał, Bartek, Maciej, Edyta, Mariusz, Zbyszek, Andrzej, Rafał, Wojtek, Mariusz
Kiedy rozpoczęli naukę we wrześniu 1989 roku, było już po obradach Okrągłego Stołu i wiele spraw, które się działy w Polsce, przeżywaliśmy razem. Tyle fantastycznych i pozytywnych wydarzeń było. Pewnie dlatego, tak zapadli mi w pamięci.
Ale, co ja piszę. Przecież wszystkie swoje klasy doskonale pamiętam. Wystarczy, że wezmę zdjęcie któregokolwiek rocznika i przymknę oczy, wtedy powracają wspomnienia. Przypominam sobie nawet, gdzie kto siedział w sali nr 36 na drugim piętrze, która przez wiele lat była pracownią języka rosyjskiego, jakkolwiek szumnie to brzmi.
To była 1d. Bardzo liczna, chociaż pewnie nie wszyscy byli tego dnia w szkole. Klasa liczyła grubo ponad 30 osób. Był to ostatni rocznik, który miał obowiązkowe nauczanie języka rosyjskiego.
Kolejne roczniki, miały już języki do wyboru. Jednak nie pamiętam, żeby ktoś z moich uczniów jawnie okazywał swoje niezadowolenie z uczenia się rosyjskiego. Nawet spora grupa wybrała rosyjski na egzaminie maturalnym w maju 1993 roku. Francuski zdawali nieliczni.
Mówiliśmy o tym podczas spotkania 25 lat po maturze, które odbyło się w listopadzie w restauracji Frascati w Pleszewie. Wspomnieniom i rozmowom nie było końca. Spora grupa uczniów się zjawiła. Niektórzy dzwonili do organizatorów z pozdrowieniami dla kolegów, bo mieli już inne plany na ten wieczór. Albo obowiązki służbowe ich zatrzymały.
Ale wspominajmy…
Kiedy we wrześniu 1989 roku przydzielono mi klasę biologiczno – chemiczną cieszyłam się. Na liście znalazłam znajome nazwiska uczniów, których starsze rodzeństwo już nauki w „Staszku” pobierało. Zatem oni o mnie już też słyszeli.
Nie było źle. Chyba się polubiliśmy od pierwszego wejrzenia. Przynajmniej ja poczułam do nich wszystkich sympatię, zwłaszcza do tych „ze wsi”. Wszak sama kiedyś do liceum swojego dojeżdżałam „ze wsi” i wiem, co to znaczy poznawać nie tylko nową szkołę ale też wchodzić w nowe miejskie środowisko.
Na początku października wysłano nas na wykopki. Jesienią 1989 roku jeszcze uczniowie zbierali ziemniaki za kombajnem na polach kombinatu PGR Taczanów. I wieziono ich na pole ciężarówką. Była to pierwsza integracja. I rozpoznanie.
Pozostały zdjęcia w albumach Tani i Pauli
Pamiętam, że 21 listopada zaprosiłam moją klasę na pierwszą wycieczkę. Tego dnia po raz pierwszy w 1989 roku roku spadł śnieg, dlatego datę zapamiętałam. Niektórzy mieli jesienne buty a śniegu napadało sporo. Skakali więc przez zaspy, bo boczne drogi nie były odśnieżone. A my korzystaliśmy właśnie z takich dróg.
Podjechaliśmy autobusem podmiejskim do Bielaw, stąd pieszo do Turska, gdzie ksiądz proboszcz otworzył nam kościół, opowiedział o cudownym obrazie Matki Boskiej, pokazał miejsce, gdzie on upadł i poszliśmy w kierunku Gołuchowa.
Droga wiodła lasem, gdzie śnieg nie był odgarnięty. Ale doszliśmy. Ile było śmiechu, rzucania śnieżkami… I rozmów. Była okazja po bliższego poznania.
Kolejny przystanek przy zagrodzie żubrów, potem herbatka w „Muzealnej” i do jedzenia swoje własne kanapki, że by obniżyć maksymalnie koszty wycieczki. Nie ma zdjęć z tej wyprawy. Nikt chyba nie miał aparatu przy sobie. Wtedy jeszcze nie było mody na robienie zdjęć.
Rok później kolejna wycieczka. Tym razem w góry, te położone najbliżej Pleszewa, żeby było jak najtaniej i żeby wszyscy mogli pojechać. Uważałam, że tylko wtedy wycieczka klasowa ma sens, kiedy wszyscy w niej uczestniczą.
No i wymyśliliśmy. Jednodniowy wypad autokarem na Śnieżkę w Karkonoszach. Na szczęście, znalazły się trzy mamy, które mnie wsparły w opiece nad klasą. I pojechaliśmy.
Wyjazd z Pleszewa o 3.00 nad ranem. Pamiętam, że o 9.00 byliśmy w Białym Jarze w Karpaczu. Stąd połowa klasy, pod opieką dwóch mam ruszyła wyciągiem na Kopę, druga połowa, ze mną i trzecią mamą, zaczęła się wspinać.
Z Kopy już razem ruszyliśmy na szczyt Śnieżki. Był piękny, słoneczny dzień, wspaniała widoczność. Co jest rzadkością na Śnieżce.
W samo południe byliśmy na szczycie, umęczeni i szczęśliwi. Godzina relaksu, herbata plus swoje kanapki i powoli ruszamy w dół.
Tym razem najpiękniejszą karkonoską trasą przez Strzechę Akademicką i Samotnię nad Małym Stawem do kościółka Wang w Karpaczu. Stąd odjazd do Pleszewa. Na miejscu byliśmy przed północą. Nazajutrz rano wszyscy byli w szkole. Taka to była klasa wtedy 2d.
Z wycieczek trzeba wspomnieć jeszcze liczne wyjazdy pociągiem do teatrów poznańskich, które organizowała mama jednego z uczniów śp. Alicja Sobkowiak – wtedy dyrektorka pleszewskiej Dwójki.
W ogóle rodzice byli wspaniali i wyrozumiali, starali się pomagać jak mogli. Klasowe dyskoteki w klubie Hades, zawsze przy wsparciu którejś z mam. Ot, młodzi się bawili a my siedziałyśmy w sąsiednim pomieszczeniu i rozmawiałyśmy.
To dzięki wsparciu rodziców, udało się w klasie III zorganizować kilkudniową wycieczkę w okolice
Babiej Góry. Prowadził ją Janusz Trzeciak – nauczyciel fizyki z Dwójki. Położone na szczycie schronisko w Zawoi (gdzie był nocleg), do którego trzeba było wnosić torby i walizki, było prawdziwym wyzwaniem.
Ale za to górskie wycieczki niezapomniane. Zwłaszcza ta na Babią Górę, gdzie jeszcze w czerwcu leżał śnieg.
I procesja Bożego Ciała na Spiszu, w której uczestniczyli mieszkańcy w strojach regionalnych.
We wspomnieniach, zarówno moich, jak i absolwentów szkoły pozostały „otrzęsiny”, które 2D urządziła we wrześniu 1990 roku młodszemu rocznikowi.
Otrzęsiny
Są piękne zdjęcia z Dnia Młodości, kiedy cała klasa się przebrała.
Nie mam, niestety, zdjęć z programu artystycznego, jaki klasa przygotowała w 1990 roku na zebranie członków NSZZ „Solidarność” w pleszewskim Famocie. Pamiętam, że chłopcy tańczyli „Jezioro łabędzie”. Potem przedstawienie obejrzeli rodzice na wywiadówce.
I jeszcze studniówka z programem artystycznym, oczywiście w wykonaniu 4d. Koncert życzeń w klimacie lat 20. i 30. I te czarno – białe stroje dziewcząt. W 1993 roku jeszcze nikomu się nie śniły balowe, kolorowe kreacje na ten ostatni szkolny bal.
4D integrowała się nie tylko w szkole ale i po lekcjach. Oni po prostu się lubili.
Ognisko u Pauli
Wiele przyjaźni zadzierzgniętych w czasach licealnych, przetrwało, mimo iż od ukończenia szkoły minęło 25 lat.
Kiedy podczas spotkania we Frascati okazało się, że syn Kasi – absolwent pleszewskiego liceum jest na pierwszym roku studiów, syn Tani jest uczniem naszego liceum, syn Wojtka wkrótce ma osiemnastkę, dzieci Darii są już pełnoletnie, a córka Pauliny studia skończyła i robi naukową karierę, pomyślałam sobie, jak ten czas szybko mija.
Czerwiec 1993 przed gmachem liceum ze świadectwami
Ale jest dobrze. Kiedy spotykam moich uczniów z 4D „na mieście” cieszymy się, czasem wymieniamy kilka zdań. Zdarza się, że mi opowiadają o kłopotach, ale też o swoich radościach dużych i małych.
Tak było na spotkaniu we „Frascati”. Rozmowom nie było końca. Patrzyłam z przyjemnością, na grupę młodych ludzi, z głowami pełnymi marzeń i planów. Cieszyłam się, że przez 4 licealne lata z nimi byłam.
Spotkanie klasy 4D (1989 – 1993) wpisuje się w obchody 100 – lecia Gimnazjum i Liceum im. Stanisława Staszica w Pleszewie, które zaplanowano na czerwiec 2019 roku.