Szkoła na kopytach – czyli Natalia Małgorzata Kosińska i jej konisie – cztery klacze: Gaja, Lena, Pianka i Mika, wałach Akio i jedyny prawdziwy facet w stadzie – ogier Stefanek. Mimo, iż jest najmniejszy, czuje się najważniejszy. Bo tylko jemu wolno wejść do pokoju i razem z Natalią oglądać telewizję.
O Natalii, Gai oraz Lenie już kiedyś pisałam w „Gazecie Pleszewskiej”. Wycięty z tygodnika artykuł, oprawiony w antyramę, wisi na honorowym miejscu.
Wycinek z „Gazety Pleszewskiej”
Natalia i Gaja często bywają na charytatywnych festynach i znane są mieszkańcom Pleszewa. Chociaż w tym roku Gaja nie nosiła na swoim grzbiecie małych pleszewian, bo miała chore kopytka. Ale Natalia mówi, że już jest dobrze i Gaja jeszcze nie raz wywoła uśmiech na niejednym buziaku.
Bo to fantastyczny koń i po synach Adasiu i Krzysiu oraz partnerze Macieju, największa miłość Natalii. Od wiosny ma ona nareszcie swoje wymarzone siedlisko dla ludzi i koni.
Jest to nieruchomość położona w Bogusławiu, kilkaset metrów od rzeki Prosny oraz opisanego na blogu dawnego hotelu Bogusław. https://irenakuczynska.pl/ciekawa-historia-hotelu-boguslaw-przy-dawnej-granicy-rosyjsko-pruskiej/.
Natalia Kosińska jest wierną fanką mojego bloga. Czyta i lajkuje wszystkie posty. To dzięki blogowi – jak mówi – poznała ciekawą historię Bogusławia, który 100 lat temu był wioską na granicy Cesarstwa Niemieckiego i Imperium Rosyjskiego, pełną ludzi, koni, wozów.
Teraz jest tu cisza. Hotel Bogusław jest odremontowany lecz pusty, czeka na człowieka, który zobaczy w nim potencjał. Z posesji Natalii i jej rodziny, Prosny nie widać. Widać zabudowania za Prosną oraz pola kukurydzy, które zamykają linię horyzontu.
Na podwórku wita mnie Stefanek – ogier rasy falabella. Ma zaledwie 70 cm wzrostu i jest najmniejszym (chyba) konikiem w okolicy. Stefcio to nasza kosiarka, chodzi gdzie chce, skubie trawę gdzie chce, a bywa, że wchodzi za mną do domu i razem ze mną ogląda telewizję – mówi Natalia.
Kiedy do niewielkiej kuchni razem ze Stefankiem wejdzie pies Rango rasy husky, dla gospodyni i reszty rodziny zostaje bardzo mało miejsca. To pies pokazał konikowi, jak się wchodzi do domu – mówi Natalia.
W kuchni
Stefanka znalazła w internecie. Był przypięty łańcuchem takim jak krowy. I postanowiła konika kupić. Stefanek jest malutki, więc raczej nikt na nim nie pojeździ. Natalia tłumaczy, że konik mógłby nosić na grzbiecie co najwyżej niemowlęta, bo koniowi wolno nosić ciężar nie przewyższający 30 procent wagi jego ciała.
Ale będzie on pożyteczny, nie tylko do skubania trawy na podwórku. Natalia chce ze Stefankiem odwiedzać miejsca, gdzie są dzieci, tak żeby miały możliwość obcowania z konikiem. Gaja jest za duża, poza tym nie wchodzi po schodach, co ma doskonale opanowane ogierek Stefanek.
Kiedy dwa lata temu rozmawiałyśmy o koniach, Natalia jeszcze pracowała zawodowo, a do koników dojeżdżała. Teraz już tylko zajmuje się końmi i oczywiście domem oraz dwoma synami. Od kiedy zamieszkali w Bogusławiu, będzie musiała chłopaków dowozić do szkoły w Tursku.
Na szczęście, może liczyć na swojego partnera Macieja, kiedy ten akurat nie jest na trasie (jeździ na tirach), na swojego brata też Macieja, na rodziców. Jak mówi, ma też przychylnych najbliższych sąsiadów.
W stodole stanęły boksy dla sześciu koni, za stodołą jest jeden wybieg, kawałek ogródka, łąka i pole. To na razie. Natalia marzy o drugim wybiegu, żeby na czas zajęć nie wprowadzać pozostałych koni do stajni.
O tym wszystkim opowiada mi na łące za stajnią. Po wybiegu spacerują dwa koniki, które skubią siano. Kiedy Natalia je woła, podbiegają i patrzą, kiedy do nich podchodzi, jedna z klaczy „się śmieje”. Sierpniowe słońce lekko grzeje, od Prosny czuć podmuchy chłodnego wiatru.
Jest cicho, bardzo cicho. Natalia mówi, że wczoraj przechodziła tędy rodzina bażantów, a kilka dni temu na dachu ich domu siedziały bociany z bogusławickiego gniazda. Niestety, już odleciały.
Opowiada też o sarence, która musiała podrzucić swoje sarniątko do stajni. Niestety, nawet weterynarzowi nie udało się sarniego niemowlęcia uratować. Było za późno.
Kiedy w dziewczynie z miasta obudziła się taka miłość do koni? Natalia mówi, że kiedy była jeszcze mała, często chodziła ze swoim dziadkiem Kazimierzem Sobierajczykiem do jego kolegi pana Wiśniewskiego, który miał maleńką stajenkę w polu naprzeciwko restauracji Baks.
Stały tam dwa konie: gniady i gniada. A potem, kiedy one zdechły, była Baśka, na której „wszyscy jeździli”. Baśka wierzgała, ja spadałam i znów na nią wchodziłam – tak Natalia wspomina swoje pierwsze doświadczenia jazdy na koniu.
Potem był kolejny koń – kasztan z Taczanowa, który „stawał dęba”, kiedy ktoś go dosiadał. Kiedy wujek Wiśniewski zmarł, konia sprzedali, a Natalia poszła z tatą na Baranówek, gdzie też były konie.
To tam poznała swojego pierwszego trenera, Adama Grygiela, który prowadził hipoterapię i uczył jazdy na koniu. Natalia jeździła na Orawie i jak mówi – dużo się od trenera nauczyła.
Adam Grygiel często odwiedza Natalię w Bogusławiu
Potem trochę jeździła w klubie Lewada u Jerzego Dąbrowskiego, potem wróciła na Baranówek do Adama ale już ze swoim koniem. Rodzice kupili klacz Berolinę, która stała na Baranówku. Natalia zaczęła trenować skoki.
Za Adamem Grygielem przeniosła się do Ani Baszyńskiej na Dobrą Nadzieję. To Adam nauczył Natalię obchodzenia się z koniem. To tam wielokrotnie z konia spadała.
Przywiezione z warszawskiego Służewca konie ponosiły, nie raz trudno było je zatrzymać. Ale Adam tłumaczył i kazał powtarzać. A Natalia słuchała. Nie mogła już żyć bez koni. Dwa miesiące po urodzeniu syna, już siedziała na koniu.
Jej pierwszy własny koń to Gaja, Gajusia – konik dla dzieci. To syn Natalii Adaś, zobaczywszy konika paluszkiem pokazał: ta! W 2009 roku Gaja trafiła do stajni w Stropieszynie. I trzeba było do konika dojeżdżać dwa, trzy razy w tygodniu. A to z Pleszewa 41 km w jedną stronę.
Ale Natalia jeździła. Najpierw Gaję oswajała, potem uczyła chodzenia na uwięzi, następne były spacery. Aż wreszcie przyszła nauka odchodzenia od stada, co jest nie lada wyzwaniem, bo koń lubi chodzić w stadzie – podkreśla Natalia.
Ten czas Natalia dobrze pamięta. Aby nadążyć za koniem, musiała wchodzić do stawu, brnąć przez bagno. Aż wreszcie przyszły pierwsze jazdy.
Wtedy Gaję przeniesiono do „Luizy” w Kowalewie, gdzie rozpoczęły się pierwsze wycieczki po terenie. Tam też po raz pierwszy Natalia zaprzęgła konika do bryczki.
Zapadła też decyzja o zakupie drugiego konia. Podczas gdy Gaja to jest konik polski, Lena to koń wielkopolski. Obie klaczki trafiły do stajni w Zawidowicach. Natalia startowała po raz pierwszy w zawodach, oczywiście na Gai.
Skoki odpadały, bo Natalia miała 25 lat, a na kucykach ( jest nim Gaja) można skakać tylko do 18. roku życia. Zdobyła III miejsce w ujeżdżaniu i odznakę jeździecką.
Ze stajni w Zawidowicach koniki znów trafiły do Baranówka, gdzie – jak mówi Natalia – trwało dalsze doskonalenie, a ona postanowiła zdobyć uprawnienia instruktorskie. I zdobyła je na kursie pod Rzeszowem.
Rok temu sama zaczęła uczyć jazdy konnej na Baranówku. Wtedy zwolniła się z pracy i postanowiła poświęcić się koniom. Bo kontakt ze zwierzęciem jest najważniejszy – podkreśla Natalia Kosińska.
Odkąd zamieszkała z rodziną w Bogusławiu, wszystko przy sześciu koniach robi sama z chłopcami. O 7.00 rano pobudka i karmienie koników w boksach owsem lub wysłodkami. Potem panienki, czyli cztery klaczki idą na wybieg.
Zdarza się, że mają zły dzień i focha. Wtedy potrafią się nawet o słomkę pokłócić – mówi Natalia. Potem robi śniadanie sobie i chłopcom. Następnie wraca do koników, bo pojawiają się osoby, które uczą się jeździć. Niektórzy sami oporządzają swoje konie, inni tego nie robią. A codziennie każdy koń powinien być wyczesany. Powinien też być w ruchu. I o to trzeba zadbać.
Pomiędzy 13.00 a 14.00, kiedy konie jedzą swój obiad, ich pani przygotowuje obiad dla rodziny. Po południu znów praca przy konikach albo nauka jeżdżenia.
Podczas lekcji Natalia używa Miki i Gai, bo są bardzo spokojne i doskonale nadają się do nauki 6 – letnich dzieci i do obwożenia 3- latków. Mika była z Anią Briske na zawodach w Borowiance w Ostrowie. Bardzo dobrze wypadła, ładnie przejechała i nie przestraszyła się przeszkód – podkreśla instruktorka.
Ona sama zawsze jeździ na Gai, bo to konik przewidywalny. Nie boi się ludzi na festynach, nawet bram z balonów, które ostatnio ustawiają. A koń to przecież zwierzę z natury płochliwe.
Natalia ma sześć koni, ale chyba Gaję kocha najbardziej. To na tym koniku jeździ i nie może przytyć. Gaja nie uniesie więcej niż 65 kg i Natalia bardzo się stara wagę utrzymać.
Nawet ulubionych fast foodów dla konika potrafi się wyrzec. Potrafi też przez kilka godzin czuwać przy chorej klaczce. Kiedy Gaja miała kolkę, Natalia do 3.00 w nocy spacerowała z klaczką, żeby kolka ustąpiła.
Z bloku przy Mieszka I rodzina przeniosła się do Bogusławia, gdzie do najbliższego sąsiada jest 100 metrów. Kiedy chłopcy pojadą do szkoły w Tursku a Maciej wyjedzie w trasę, Natalia zostanie sama z konikami. Czasem wpadnie brat, który pomaga wyrzucić obornik i dokonuje drobnych napraw. Czasem wpadną rodzice.
Przyjeżdżają też osoby na lekcje. Natalii się marzy świetlica, gdzie rodzice dzieci mogliby wypić kawę, coś poczytać, w tym czasie jak ich pociechy jeżdżą.
Odwiedziła już Natalię sołtyska Bogusławia Alicja Krupa, która przyniosła jej synom paczki na Dzień Dziecka. Dyrektorka szkoły w Tursku ucieszyła się z nowych uczniów.
Najbliższy sąsiad pozwolił na swoim polu składować nawóz. Sprzedał też słomę, którą trzeba podścielać w stajni. Jest w porządku – podkreśla Natalia.
Podczas naszej rozmowy, koniki spokojnie chodziły po wybiegu. Ale wystarczyło, że Natalia je zawołała po imieniu, wtedy obie klaczki podbiegły. A potem jedna z nich zaczęła „się śmiać”. Widok był niesamowity.
Przed południem na westernowym siodełku Natalia jeździła na Gai po wybiegu. Innym razem pojeździ na Mice czy Piance. Każdy koń ma swoje siodełko.
Tu jest wszystko, czego szukałam: blisko droga, dobry sąsiad i ta cisza – podkreśla Natalia. Kiedy się żegnałyśmy, mogła być godzina 18.00.
Jeszcze tylko trzeba koniki wyczyścić przed spaniem, dać im jeść, pościelić nową słomę i zamknąć w stajni. A potem pójść do domu i pobyć ze swoimi mężczyznami: Adasiem, Krzysiem i Maciejem. Bo oni są dla Natalii najważniejsi.
Stefanek i Natalia na żwirowisku
Tak wyglądał Rango, kiedy został wzięty ze schroniska w Kaliszu