Karolinę Pyszkowską – Stróżyk spotkałam w Ogródku Jordanowskim podczas festynu. Zauważyłam z daleka Karolinkę i jej najstarszą córkę Zosię, która mamie towarzyszyła. Niezapomniany widok … Ponieważ byłam w towarzystwie Marioli, zrobiłyśmy sobie wspólną fotkę i rozeszłyśmy się z zapewnieniem, z mojej strony, że wkrótce wpadnę, zadzwonię i porozmawiamy o blaskach i cieniach macierzyństwa mamy z niepełnosprawnościami.
Rozmowa na festynie
Ale po chwili zorientowałam się, że lepszej okazji do rozmowy jak dzisiejsza na festynie, nie można sobie wymarzyć. Dlatego postanowiłam wrócić do Karolinki i porozmawiać. Dokładnie o tym, jak przeżywa swoje macierzyństwo kobieta poruszająca się na wózku inwalidzkim, która ma ograniczone możliwości poruszania się. Historia, którą usłyszałam poruszyła moje serce.
Z wózkiem na piętrze
Teraz dzieci Karoliny Pyszkowskiej – Stróżyk są nastolatkami, najstarsza Zosia jest piękną siedemnastoletnią dziewczyną, syn Wojtek ma lat piętnaście a najmłodsza Marysia, która też była na festynie, skończyła 12 lat. Znaczy to, że dzieci rodziły się w niewielkich odstępach czasu, co na pewno dla rodziców i dziadków, którzy pracowali zawodowo, było wielkim wyzwaniem. Zwłaszcza, że rodzina mieszkała na piętrze w niewielkich pokoikach. Teraz Stróżykowie mieszkają w wynajętym domu, gdzie też są schody, których Karolina samodzielnie nie pokona.
Opieka na siedząco
Wracamy jednak do czasu, kiedy przed 17 laty Karolina oczekiwała pierwszego dziecka. Pewnie, że się bałam, ale chęć bycia mamą była większa niż strach przed tym, co będzie – mówi pleszewianka. Dodaje, że ogarniała wszystko przy dziecku, tylko nie na stojąco a na siedząco. Tylko ze spacerem był problem, bo przecież wózeczka pchać nie mogła. Ale mogła wziąć dziecko w objęcia i odbywać wspólny spacer na wózku inwalidzkim, który popychał mąż. Karolina mówi, że Zosia była bardzo spokojnym dzieckiem, więc mogła sobie ją posadzić na kolanach i przemieszczać się z córeczką po mieszkaniu.
Mamusiu, ja ci pomogę!
W nocy łóżeczko stało blisko łóżka rodziców, którzy karmili je i przewijali na zmianę. Mieli pod ręką podgrzewacze, przewijaki. Nie było problemu – wspomina Karolina i uśmiecha się do wspomnień. Szczególnie do tego, sprzed 13 chyba lat, kiedy dwuletni już wtedy synek, widząc mamę przesiadającą się z wózka na krzesełko podszedł i powiedział: mamusiu, ja Ci pomogę! Miał dwa latka i bardzo ładnie mówił,a ja wtedy powiedziałam: synuś, żeby Ci to zostało – mówi pleszewianka. I dodaje, że zostało, bo jej piętnastoletni syn jest czuły, empatyczny. Wozi mamę, wnosi po schodach, jeśli trzeba.
To twoja mama?
Zadaję pytanie, które chciałabym cofnąć, ale za późno. Pytam, kiedy dzieci zorientowały się, że ich mama różni się od innych, bo nie może chodzić…Okazuje się, że dzieci pani Karoliny problemu z tym nie miały, bo innej mamy, niż ta na wózku, nie znały. Ale problem miała koleżanka Zosi z przedszkola, która podbiegła z pytaniem – to twoja mama? Kiedy Zosia przytaknęła, ta zmierzyła mnie wzrokiem i odeszła – wspomina Karolina Pyszkowska – Stróżyk.
Normalna mama, tylko na wózku
Postanowiła tę sytuację wykorzystać żeby pokazać przedszkolakom, że „jest zupełnie normalna tylko zamiast chodzić, jeździ na wózku”. A że Zosia miała w przedszkolu fantastyczną nauczycielkę Paulinę Kłopocką di Munno, mama Zosi została zaproszona do przedszkola, a dzieci mogły przymierzyć się do wózka, obejrzeć go i stwierdzić, że to nic takiego niezwykłego. Odtąd nikt już na mnie nie patrzył nieprzyjaźnie a tamte przedszkolaki z Zosinej grupy do dziś mi się na ulicy kłaniają – mówi mama wspaniałej trójki.
Sklepy w Rynku niedostępne
Przy okazji pytam, jak osoba na wózku funkcjonuje w Pleszewie, dokąd nie wejdzie, nie wjedzie. Okazuje się, że wszystkie sklepy w rynku są dla Karoliny niedostępne. Brakuje podjazdów. Nawet kiedy jest jeden stopień do pokonania, ktoś musi wózek wnieść. Z kinem jest problem, nawet kiedy pozwolą jej wjechać na widownię wyjściem od strony liceum. Muzeum jest poza zasięgiem. Przyjazna jest biblioteka, gdzie jest winda i Zajezdnia Kultury, gdzie jest jeden poziom. Winda jest w ratuszu a w starostwie urzędnik zejdzie.
Nieczynna winda w Jedynce
Czynny jest podjazd przy Zespole Szkół Technicznych w Pleszewie na Zielonej, gdzie uczy się syn a zebrania szkolne organizują na parterze. Także w Zespole Szkół Centrum Kształcenia Rolniczego w Marszewie, dokąd uczęszcza córka są pomieszczenia do których wchodzi się bez schodów i tam odbywają się wywiadówki. Horrorem jest dla niej pleszewska Jedynka, gdzie uczyła się dwójka starszych dzieci i gdzie jeszcze uczy się Marysia. Jest tam winda, ale nieczynna – mówi pleszewianka, która musiała być wnoszona z wózkiem do klasy gdzie odbywało się zebranie rodzicielskie i do auli gdzie były uroczystości szkolne. Nie rozumie, dlaczego winda nie działa.
W kościele nie zawsze działa
Nie zawsze działa też winda przy kościele Matki Boskiej Częstochowskiej w Pleszewie, gdzie rodzina Stróżyków lubiła chodzić na msze św. i nabożeństwa. Teraz przenieśli się do fary, bo tam wjeżdża się do kościoła bez problemu. A w „Częstochowskiej” nigdy nie wiadomo, czy winda będzie działać czy nie i wtedy trzeba mnie wnosić, przez zakrystię bo jest mniej schodów – mówi pleszewianka.
Pokazuje dzieciom świat
Na szczęście, nie ma problemu z poruszaniem się koleją. A jeździ do Poznania, gdzie w Wyższej Szkole Umiejętności Społecznych w Poznaniu studiuje psychologię. Kiedy kupuje w aplikacji koleo.pl bilet na pociąg, zaznacza, że porusza się na wózku. Kolejarze pomagają jej przy wsiadaniu w Kowalewie i wysiadaniu w Poznaniu. Na dworcu w Poznaniu pomogą mi wydostać się z niego do tramwaju, który ma podjazdy i tak docieram do uczelni – podkreśla Karolina. Czasem zabiera ze sobą dzieci po to, żeby poznawały świat. Kiedy ona ma zajęcia, syn albo córka ruszają w miasto. Od mamy uczą się orientacji w dużym mieście.
Dzieci z empatią
Karolina w swoim macierzyństwie nie widzi niczego nadzwyczajnego. Stara się, jak każda a przynajmniej większość matek, poruszających się na własnych nogach. I chyba jej to wychodzi. Jej dzieci są empatyczne, pomocne, angażują się w projekty pomocne drugiemu człowiekowi. I, co widać gołym okiem, bardzo kochają swoją mamę. Kiedy podczas festynu w Ogródku Jordanowskim, nagle zerwał się wiatr i pochłodniało, zapachniało deszczem i burzą, obie córki natychmiast przybiegły sprawdzić, czy mama czasem czegoś nie potrzebuje, czy jest bezpieczna.