Zupa, która parzy w brodę
W latach 70., w epoce Edwarda Gierka w Wielkopolsce zbudowano 46 zajazdów, gdzie można było posilić się, odpocząć a także zabawić.
Czytaj: Gościńce wielkopolskie
W powiecie pleszewskim była to „Parzybroda” przy drodze krajowej nr 12. Nazwa lokalu była bardzo wielkopolska, bo tylko w naszym regionie zupa z niedbale poszatkowanej białej kapusty, z marchewką, ziemniaczkami i boczkiem nazywa się parzybroda. Pewnie dlatego, że długie kawałki kapusty zwisały z łyżki i parzyły brodę. Ale nie tylko zupa z kapusty była serwowana w zajeździe. Można tam było smacznie zjeść i się zabawić z dala od ciekawskich znajomych. Lokal prowadziła Gminna Spółdzielnia Samopomoc Chłopska w Pleszewie. Organizowano tam wieczorki, wesela, dancingi i … podkoziołek.
Patrzymy, a tu strzecha się pali
W 1976 roku podkoziołek przypadł 2 marca, co zanotował Jan Woldański w książce ,,Pożarnictwo powiatu pleszewskiego”. Było chłodno, jeszcze leżał śnieg. Lokal był pełen bawiących się gości. Halinka Secler z mężem i znajomymi też w ten wieczór w lokalu się bawiła. I wspomina obficie zastawione stoły. W lokalu było coraz cieplej. Około 22.00 towarzystwo wyszło na dwór, jak mówi Halinka, zaczerpnąć świeżego powietrza. – Nagle patrzymy, a tu strzecha się pali. Wyglądało to tak, jak by ktoś podłożył ogień. Szybko wróciliśmy po swoje rzeczy do lokalu i krzyczeliśmy, że się pali – wspomina moja sąsiadka.
Ogień widzieli na Lipowej
Wezwano straż pożarną. A trzeba sobie wyobrazić, że zajazd był cały z drewna i pod strzechą, więc płonął w oczach. Zastępca burmistrza Andrzej Jędruszek mieszkał wtedy w bloku przy Lipowej. Mówi, że z okien było widać łunę i słychać było syreny strażackie. Ale dopiero rano dowiedział się, że „spłonął zajazd Parzybroda”. W roku 1976 drogi były byle jakie, nie było telefonów komórkowych, stacjonarne były rzadkością, oświetlenie dróg słabe, sprzęt strażacki prymitywny w porównaniu z tym, co jest dzisiaj. Strażacy mieli do dyspozycji STARA 25, STARA 26 oraz Żuki. Zawodowa straż pożarna funkcjonowała w Pleszewie przy ul. Słowackiego dopiero od stycznia 1976 roku. I był to tylko jeden pluton – jak mówi znawca tematu, autor książki o historii straży i długoletni strażak w jednej osobie Jan Woldański.
Podpalił zazdrosny mąż?
Mówi, że tamten pożar (straż wezwano o 22.15) gasiło 8 jednostek, przede wszystkim OSP, w tym na pewno z Pleszewa i Chocza. Żyją jeszcze strażacy, którzy uczestniczyli w gaszeniu pożaru zajazdu. Robili wszystko, żeby pożar nie przeniósł się na pobliski las. Podobno przywieźli też „koce golasom, którzy wyskakiwali z okien płonącego zajazdu w śnieg”. Jaka była przyczyna wybuchu pożaru? O tym w historii pleszewskiego pożarnictwa Jan Woldański nie pisze. Potem mówiło się w Pleszewie, że mógł to podpalić mąż zazdrosny o żonę, która miała się w „Parzybrodzie” z kimś spotykać. Żartownisie mówili, że „ksiądz potrzebował popiołu, bo nazajutrz był Popielec”.
,,U Huberta” bez strzechy
W krótkim czasie zajazd odbudowano. 2 maja 1977 roku był pierwszym dniem po otwarciu. Jednak nazwa „Parzybroda” nie powróciła. Wymyślono nową nazwę „U Huberta” i nie pokryto zajazdu strzechą. Pamiętam, że od strony lasu była w latach 80. mała zagródka, gdzie żyły sarenki. Kierownikiem najpierw „Parzybrody”, potem „U Huberta” był pan Zenon Kubasik. W lokalu odbywały się eleganckie wesela, wieczorki. Andrzej Jędruszek mi zdradził, że bawił się tam na weselach obu sióstr. Roman Wysocki mi podpowiada, że kiedy pan Kubasik przeszedł na emeryturę, przejął go Sławomir Jankowski.
"U Huberta"
Otwarcie ,,Parzybrody" na pierwszym planie Alojzy Staszewski - Sekretarz Komitetu Powiatowego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, w II parze Mieczysław Kołtuniewski
Nikt nie uratował Huberta
A potem GS oddał lokal w ręce dzierżawców. Jednym z nim był Hieronim Rybczyński i to wtedy mogłam się bawić na imprezie z okazji Dnia Kobiet. Zostałam zaproszona przez Antoninę Dąbrowską na spotkanie pań związanych z lewicą. Ale nie jako lewica, tylko jako dziennikarka. Było miło, jedzenie było pyszne. Potem pan Hieronim zrezygnował. Czas w zajeździe się zatrzymał, nikt nie inwestował, ani właściciel, ani dzierżawcy. Wokół wyrastały nowe restauracje z wyższym standardem. I nawet super kucharka pani Halina Korzeniewska, „Huberta” nie uratowała. Kilka lat stał nieczynny, popadał w ruinę, potem ostatecznie zniknął. Teraz tam stoi stacja paliw. I ten post może uchronić kultowy zajazd od niepamięci.
W Pleszewie podkoziołek, w Kaliszu ostatki
Jeśli chodzi o dzisiejszy wieczór, to z tej strony Prosny jest „podkoziołek” , po drugiej stronie są „ostatki”. Podkoziołek to zabawa ludowa znana w zachodniej Wielkopolsce, odbywała się zawsze w zapustny wtorek. Nazwa wywodzi się od kozła, zwierzęcia symbolizującego w Wielkopolsce witalność i seksualność. Kiedyś w karczmie we wtorek przed Popielcem spotykały się na tańcach dziewczyny i chłopaki. Podczas tańców panny składały ofiary pieniężne podkoziołkowi – figurce stojącej przez muzykantami , wyobrażającej głowę kozła, lub jego popiersie.
Zdjęcie z zasobów Muzeum Regionalnego w Pleszewie
Rozbieranie zajazdu „U Huberta” rok 2016
Zdjęcia z kolekcji Romana Kazimierza Urbaniaka