Starania o odzyskanie rodzinnych dóbr, odebranych w 1944 roku na mocy Manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, wnuczki ostatniego ordynata Jana Taczanowskiego, rozpoczęły w pierwszej dekadzie XXI wieku. 12 lat walczyły w Sądzie Administracyjnym o majątek po przodkach.
W 2013 roku odzyskały zespół pałacowo – parkowy, mocno zniszczony. Wystawiły go na sprzedaż, wyceniając początkowo na 2 500 000 zł, wszak utrzymanie pałacu, dwóch oficyn, oranżerii, wozowni, szklarni oraz ponad 8 hektarów parku kosztuje.
Chociażby sam podatek od odzyskanej nieruchomości trzeba zapłacić, a majątek nie generuje dochodów, tak jak to było za dziadka czy pradziadka spadkobierczyń, kiedy gospodarstwo w Taczanowie było źródłem utrzymania nie tylko dla rodziny Taczanowskich ale też dla zatrudnionych w majątku mieszkańców okolicznych wiosek.
Dwa lata temu, co potwierdza Jacek Masiota, pełnomocnik spadkobierczyń, były osoby zainteresowane kupnem majątku po Taczanowskich. Ale nowa ustawa zawęziła krąg potencjalnych kupców do osób związanych z rolnictwem.
W tym czasie cena majątku spadła do 2 300 000 zł. Ale, jak twierdzi mec. Masiota, zainteresowanie kupnem pałacu i parku jest. W skład nieruchomości wchodzi też kaplica z dzwonnicą, którą w połowie XIX wieku zbudował Alfons Taczanowski.
W podziemiach kaplicy spoczywają doczesne szczątki 21 przedstawicieli rodziny Taczanowskich. Kaplica w ostatnich latach była użytkowana przez parafię Zwiastowania NMP i św. Michała Archanioła w Sowinie jako kościółek filialny. I tak pewnie będzie, nawet po sprzedaży parku i pałacu.
Zdjęcie poniżej z książki Andrzeja Kwileckiego ,,Wielkopolskie rody ziemiańskie” foto kaplicy neogotyckiej z roku 1929 zrobione przez Czesława Czuba
Pełniący obowiązki proboszcza parafii w Sowinie ks. Jerzy Brzęczek twierdzi, że spadkobierczynie przekazały kaplicę parafii, na co ma dokument. Teraz stara się o to, żeby parafia miała też prawo do gruntów pod kaplicą oraz do możliwości korzystania z dojazdu czy dojścia do kaplicy.
Zarówno proboszcz jak i pełnomocnik spadkobierczyń potwierdzają, że po feriach zimowych do takiego spotkania ma dojść. Znaczy to, że nawet po sprzedaży nieruchomości, kaplica nadal pozostanie miejscem kultu.
Majątek, który oddano wnuczkom Jana Taczanowskiego, jest w stanie agonalnym, co widać gołym okiem, kiedy się zajedzie do Taczanowa. A do 1945 roku, był kwitnący. Opowiadał o tym Stanisław Szostak z Taczanowa, który przed wojną, jako młody chłopak pracował w pałacu w Taczanowie, a po wojnie, kiedy jego chlebodawców wyrzucono z majątku, opiekował się rodową kaplicą Taczanowskich . Staruszek chętnie opowiadał o swoim dzieciństwie związanym z mieszkańcami pałacu.
Zdjęcie przedstawia Stanisława Szostaka, który pracował przed wojną u Taczanowskich we dworze, a do swojej śmierci opiekował się kaplicą fot. Irena Kuczyńska
Pamiętał czasy ostatniego ordynata Jana Taczanowskiego. Jego zdaniem ordynat to był ,,ludzki pan”. Kiedy ktoś skarżył na któregoś z włodarzy, nie pozwolił go ukarać. Mówił, że zrobi to sam. A potem upominał, mówiąc, ,,żeby to było ostatni raz”.
Pomimo światowego kryzysu w latach 30. XX w. majątek w Taczanowie rozkwitał. Powstał tartak, elektrownia. Stanisław Szostak pracował we dworze, opiekował się kucykiem, którego zaprzęgał do bryczki i – jak wspominał – często woził dzieci hrabiów do lasu na grzyby czy na jagody. Z najmłodszą Marysią, był nawet zaprzyjaźniony, starsza pani po wojnie przyjeżdżała czasem do Taczanowa.
Pan Stanisław chwalił Taczanowskich, szczególnie żonę hrabiego, która pod nieobecność małżonka, uwielbiającego polowania, sprawnie zarządzała nie tylko domem, ale całym majątkiem. Pan Jan fuzję kochał bardziej niż żonę – żartował staruszek, wspominając wyjazdy ordynata na polowania do Puszczy Białowieskiej. Pamiętał też, że we dworze taczanowskim było dwóch służących, jeden jeździł z panem, a drugi ,,hrabiemu zaprzysiężony” spał obok pokoju pani hrabiny.
Stanisław Szostak miał też w pamięci wysiedlenie Taczanowskich w 1939 roku. Pamięta, że hrabina, wychodząc z pałacu rzuciła w krzaki klucz od kaplicy, żeby Niemcy nie widzieli. Krzyknęła w stronę chłopaka, żeby pilnował kaplicy. I te słowa brzmiały w uszach pana Stanisława do końca życia.
Był kościelnym i opiekunem kaplicy prawie do końca swoich dni. I opowiadał m.in. o tym, jak to po wyjściu Niemców, Taczanowscy mieli nadzieję, że wrócą na swoje. Przez jakiś czas mieszkali i przeczekiwali u Suchockich w Pleszewie, z którymi przyjaźnili się przed wojną.
Ale kiedy okazało się, że utracili majątek, zdawało się na zawsze, wyjechali do Poznania. Ostatni ordynat z żoną spoczywa na jednym z poznańskich cmentarzy. Zmarł w 1958 roku.
Ich dzieci myślały o odzyskaniu majątku, szczególnie po roku 1990. Marzenie się spełniło w kolejnym pokoleniu. Przez 12 lat wnuczki ordynata zabiegały o odzyskanie rodzinnych dóbr. Udało się w 2013, kiedy Agencja Nieruchomości Rolnych przekazała im pałac z zabudowaniami i ponad 8 ha parku. Teraz chcą to spieniężyć.
Aktualizacja z lutego 2018 roku. Pałac sprzedany. Szczegóły w tym linku:http://www.rc.fm/news/kalisz-pleszew-kupili-palac.html
O rodzinie Taczanowskich, bardzo wielkopolskiej, bardzo zacnej i zasłużonej zarówno w powstaniach jak i w pracy organicznej, napiszę innym razem.
Zdjęcia Zbigniewa Jana Haina