O Tekli i Janie Wujsach – dobrych duchach pleszewskiej Dwójkii

Avatar photoIrena Kuczyńska21 listopada 201714min
Woźni-w-mundurkach-800-1.jpg

Dzisiejszy post poświęcam Tekli i Janowi Wujsom – kultowym woźnym z Dwójki. Zmieniali się dyrektorzy, nauczyciele, uczniowie, a oni  niezmiennie chodzili po szkole z pękami kluczy i dbali, żeby było czysto, ciepło i bezpiecznie.

Podjęli pracę w szkole  w roku 1953. Ulka miała 7 lat, Wojtuś miał  2 latka. I to on opowiada mi o życiu rodzinnym, które było powiązane z życiem szkoły, gdzie Tekla i Jan założyli rodzinne gniazdo. W budynku na zdjęciu wyżej.Niżej na zdjęciu Wojtuś z rodzicami na schodach.

Na początku był tam tylko pokoik z kuchnią. Z biegiem czasu Wujsowie mieszkanie sobie powiększyli, a na strychu powstał też podręczny warsztat, gdzie było wszystko, co mogło się przydać woźnemu w szkole.
Kiedy  obejmowali posady woźnych w Dwójce, dyrektorem był Wojciech Budasz, zastępcą Stefan BelakWchodziliśmy do mieszkania głównym wejściem. Liczyło się schody: 5 + 14+ 12 +12 +10, razem 53 –  Wojciech Wujs doskonale to pamięta, w końcu  przemierzał te schody setki razy, a raz – jak mówi – złamał na nich rękę.

Jak się mieszkało w szkole? – Wspaniale, bo wciąż było dużo dzieciaków, wszyscy do nas przychodzili, na boisku i w parku bawiła się cała Zamkowa i Łąkowa. A w czasie lekcji na drugie śniadanie wpadało się do domu.
Przy szkole był ogród warzywny, który ojciec uprawiał. Po lekcjach, czyli po 14.00, w szkole było pusto. W latach 60. wszyscy chodzili do szkoły na jedną zmianę – opowiada Wojciech Wujs.

W latach 50. nie było w szkole kanalizacji, toalety były na podwórku takie z okrągłymi dziurami i klapami. Rozebrano je pod koniec dekady. Nie było też centralnego ogrzewania. Trzeba było palić w piecach.
Państwo Wujsowie robili to razem. W pierwszym budynku było 12 pieców, w drugim budynku 11. Po południu, kiedy uczniowie i nauczyciele wyszli ze szkoły, zaczynało się przygotowanie pieca czyli  wygarnianie popiołu i przyniesienie wiadra węgla do każdego pieca.  I drugiego wiadra zapasowego, „do dołożenia”.

Opał był zmagazynowany w szopkach za barakiem, gdzie jeszcze w latach 80. odbywały się lekcje. Kiedy dzieci Wujsów podrosły, pomagały rodzicom w przygotowaniu pieców. Wojtek  rąbał też drzewo na podpałkę.
Do dziś  pamięta, że rodzice wstawali o 2.00 w nocy i szli palić. Na godzinę 8.00, kiedy przychodziły dzieci, w szkole musiało być ciepło.
Kiedy napalili w piecach, trzeba było się brać za odgarnianie śniegu. A zimy w latach 50., 60., 70. bywały tęgie. Czasem mama zachęcała syna: Wojtek, idź pomóż tacie! I Wojtek szedł. Pomagał też z siostrą po południu mamie w ustawianiu ławek, a w wakacje w sprzątaniu generalnym czy nawet malowaniu ławek.
Podczas gdy mama była w szkole, dzieci  pomagały robić obiad, potem odrabiały swoje zadania i dopiero potem mogły wybiec do kolegów. Bo o każdym złym stopniu czy złym zachowaniu, mama od razu wiedziała. A tak nas pilnowała, jak nas kochała, czyli bardzo – podkreśla Wojtek.Życie rodzinne toczyło się w rytmie życia szkoły. Na przerwę i na lekcję trzeba było dzwonić ręcznym dzwonkiem. Kiedy jeszcze nie było stołówki, to sprzątaczki gotowały i roznosiły po klasach kawę lub herbatę w wiaderkach.
W szkole nie było szatni, płaszcze uczniów wisiały na korytarzu, więc pani woźna przez cały czas chodziła  po szkole i pilnowała, żeby nikt obcy się nie kręcił.
W latach 60. w Dwójce był jedyny gabinet dentystyczny dla uczniów i do Dwójki przychodziły dzieci z całego Pleszewa.
Były też plusy życia w szkole. Przez dłuższy czas Wujsowie za służbowe mieszkanie nie płacili czynszu. Na podwórku gospodarczym za pawilonem hodowali w chlewiku świnki, wykorzystując resztki jedzenia wyrzucone przez dzieci a potem ze stołówki.

Z biegiem czasu powiększyli sobie mieszkanie o dwa pokoiki: dla syna i córki. Tata to był taki pomysłowy Dobromir, wszystko umiał zrobić, miał też różne śrubki, a jeśli czegoś brakowało, szedł na złomowisko przy Ogrodowej i szukał. Ze starego robił nowe – wspomina syn.  Każdy przychodził i prosił: panie Wujs, niech pan zrobi to czy tamto.
W tamtych latach nie było jeszcze w szkole ochroniarzy. Wystarczył woźny a właściwie pani Tekla, która była bardzo ważna. Powiedzonko „Ja i pan dyrektor” w przypadku pani Wujsowej sprawdzało się w stu procentach.
Wszystko widziała i wszystko słyszała. Była opinia: Dwójka to miała woźnych, tam nic dzieciakom nie było wolno. Mama z okna potrafiła dziecku zwrócić uwagę, jeśli coś robiło nie tak – wspomina syn państwa Wujsów.

Pracownicy obsługi w mundurkach
Ale nie tylko dzieci pilnowała. Kiedy do szkoły przyszedł transport węgla, była obecna  przy przeładunku na dworcu, żeby żadna bryłka węgla szkolnego nie zginęła.
Syn pamięta, że rodzice  zawsze chodzili z pękiem kluczy. Nawet jak szli gdzieś w gości, to je zabierali, bo kiedy wieczorem wracali do domu, to jeszcze obchodzili szkołę i sprawdzali, czy wszystkie okna są pozamykane, czy gdzieś nie pali się światło.

Ma też Wojtek inne wspomnienia Znalazł  na strychu przedwojenny obraz królowej Jadwigi, której po wojnie nie uznawano w szkole. Powiesił go sobie w pokoju. Potem, kiedy królowa wróciła do łask, obraz z mieszkania Wujsów powędrował na dół do gabinetu dyrektorki Alicji Sobkowiak.
Pamięta także historię z krzyżami. Zdejmowano je w 1961 roku, kiedy wycofywano religię ze szkoły. Miał to zrobić woźny, ale ojciec odmówił. Musiał je zdjąć ktoś inny. I zdjął. Ale Wujsowie przechowali zdjęte krzyże w szafie na strychu. Nawet je od czasu do czasu odkurzali.
W Dwójce odbyły się  dwa wesela młodych Wujsów.  W 1968 roku córka Urszula wychodziła za mąż  za  Mietka Piotrowskiego, który mieszkał na drugiej stronie ulicy.  30 czerwca 1973 roku żenił się Wojtek z Anią Politowicz.
Oba wesela były oczywiście w wakacje. W jednej klasie stały stoły, w drugiej były tańce, a kucharki przyrządzały jedzenie w kuchni, która w 1973 roku już w szkole była. Oczywiście, dyrektorzy byli zaproszeni na wesela, zarówno Wojciech Budasz z żoną jak i Jerzy Kieliba z żoną. Młodzi Piotrowscy nawet przez jakiś czas mieszkali z rodzicami w mieszkaniu na poddaszu.
I te czasy wspomina wnuk Jacek Piotrowski. Mieszkał w Dwójce z rodzicami, babcią i dziadkiem oraz siostrą Kasią do 1978 roku, kiedy to rodzina otrzymała mieszkanie w bloku przy ul. Modrzewskiego (wtedy ZMS – czyli Związku Młodzieży Socjalistycznej).
To była wspaniała kobieta, umiała rządzić dzieciakami w szkole i wnukami czyli mną i Kasią oraz dziećmi od syna Wojtka: Honoratą, Błażejem i Donatą.
Pamiętam święta, kiedy w kuchni rządziła babcia a dziadek przygotowywał choinkę. Przed świętami szukało się po szafach prezentów, które babcia chowała. A jak wspaniale smakował krem od tortu wylizywany z miski – wspomina wnuk.
Jacek chodził do Dwójki, czyli schodził kilka stopni i był już w szkole. Ale – jak mówi – zawsze się na lekcje spóźniał, chociaż miał najbliżej ze wszystkich.

Na zdjęciach wyżej Jacek i Kasia Piotrowscy z babcią, dziadkiem i rodzicami w mieszkaniu w szkole.
Kiedy pan Jan przeszedł na emeryturę, woźną została pani Tekla. I przejęła obowiązki męża. Tymczasem on wrócił do swoich pasji muzycznych. Umiał grać na wszystkim. Syn mówi, że ojciec ( na zdjęciu drugi od prawej) założył w Pleszewie orkiestrę dętą, której dyrygentem był przedwojenny kapelmistrz pan Wojtczak.

Miał też inne zespoły, najdłużej grał w zespole Tursko i z Żychliniokami. Krótko też grał w Pleszewiokach. Miał problem ze wzrokiem, była to pozostałość po pracy w kopalni rudy w Baden Baden podczas okupacji. Ale nawet z ograniczonym wzrokiem potrafił rozkręcić i złożyć na powrót zamek w drzwiach.
Po śmierci  męża pani Tekla została sama na poddaszu pleszewskiej Dwójki. Kiedy budowano łącznik, był problem, co zrobić ze starszą panią, przecież nie można było jej zamurować okna.

Wtedy – jak mówi Wojciech Wujs – za mamą wstawiła się ówczesna dyrektorka Alicja Sobkowiak. To dzięki jej interwencji, trochę zmieniono plany i starsza pani mogła sobie spokojnie w szkole mieszkać dalej. I miała okienka, które są jeszcze widoczne na zdjęciu wyżej… Ale trudno je sfotografować.
Kiedy odeszła w 2005 roku, mieszkanie na strychu zostało zlikwidowane. Następca Wujsów nie mieszka w szkole.  Nie ma już boiska gospodarczego z szopkami, nie ma baraku, nie ma ogródka, nie ma dzwonka ręcznego.
Pozostały po dawnych mieszkańcach Dwójki zapisy w starych kronikach, zdjęcia i wspomnienia. Ci, którzy chodzili do szkoły w latach 1953 – 2005  na pewno pamiętają pana Jana a zwłaszcza panią Teklę, która była z szkołą związana 45 lat.
Swoich rodziców oraz mieszkanie w szkole, zachęcony przeze mnie –  wspominał syn Tekli i Jana Wojciech Wujs. Jeśli dzięki temu postowi ktoś wspomni dawnych woźnych z Dwójki, to znaczy, że warto opisywać Osoby, które tworzyły niepowtarzalny klimat miasta Pleszewa…

A oto archiwalne zdjęcia Szkoły Podstawowej nr 2 w Pleszewie z zasobów Muzeum Regionalnego w Pleszewie

W czasach pruskich – budynek dla dzieci katolickich – Polaków i Niemców

Dwójka przed rozbudową – pierwszy budynek

Budynek szkolny w czasach zaboru pruskiego – w nim w 1953 roku zamieszkali Wujsowie

Perspektywa z ulicy Ogrodowej –

Widok na Dwójkę w latach okupacji – lata 40. od strony parku.
Tak wyglądał w listopadzie 2017 roku budynek, gdzie mieszkali państwo Wujsowie – dobre duchy pleszewskiej Dwójki

 

 

 

 

 


Info Pleszew - Irena Kuczyńska - logo


© 2022 – Info Pleszew – Irena Kuczyńska