Lidia Walczak jest tysięczną osobą, która polubiła na Facebooku mojego bloga. Spotkałyśmy się w Pleszewie, zjadłyśmy duży deser, wypiłyśmy herbatkę, a przede wszystkim rozmawiałyśmy. A tematów wspólnych nie brakowało. Jarocinianka jest spokrewniona z Pleszewem.
Na mojego bloga Lidia Walczak trafiła dzięki swojemu kuzynowi Feliksowi Płaczkowi z Gołuchowa, który ją zachęcił do czytania moich postów. I zaczęła czytać od postu poświęconemu mojej autobusowej podróży do Włoch. https://irenakuczynska.pl/22-godziny-autobusie-kalisza-mediolanu/.
Polubiła mojego bloga, kiedy liczba fanów zbliżała się do 1000. Wtedy obiecałam, że tysięczną osobę zaproszę na deser i rozmowę. I traf chciał, że 999. osobą była Bernarda Kraczkowska – kuzynka moich dzieci ze Lwowa, a 1000. Lidka Walczak z Jarocina. Sprawdziłam, czy „lubię” bloga, kliknęłam i okazało się, że to ja jestem „tysięczna” mówiła Lidka na spotkaniu w Cafe Vogt.
To tam, zdradziła mi kulisy swojej znajomości z moim blogiem. Dodała, że zachęcona przez kuzyna, zaczęła tam zaglądać, bo fajnie się czytało.
Już w rozmowie telefonicznej zdradziła mi, że jest „spokrewniona z Pleszewem”, gdzie mieszka m.in. Ireneusz Pluta – siostrzeniec jej mamy i liczne dalsze kuzynostwo.
Lidka przywiozła ze sobą drzewo genealogiczne części swojej rodziny, zaczynające się od dziadków Marii i Tomasza Ferenców. Po ślubie zamieszkali w Wieczynie, gdzie wujek babci, po powrocie z Ameryki z pieniędzmi, kupił im gospodarstwo „po Niemcach”.
Dziadkowie Maria i Tomasz Ferencowie zamieszkali w Wieczynie. Maria pochodziła z Gołuchowa, Tomasz z Łęgu
Cztery córki Ferenców z Wieczyna pozakładały swoje rodziny. Rodzice Lidki – Teresa i Józef Kasprzakowie osiedli w Jarocinie, gdzie mama Lidki mieszka do dziś. W sierpniu obchodzi 85. urodziny, na które zjadą potomkowie Marii i Tomasza czyli sióstr Teresy, ich dzieci i wnuki.
Drzewo genealogiczne, którego pniem są dziadkowie Lidki
Lidka z kuzynem, na kolejnych zdjęciach jej rodzice Teresa i Józef Kasprzakowie w latach 50.
Już to drzewo genealogiczne oraz stare rodzinne zdjęcia, które Lidka przywiozła na spotkanie, sprawiły, że znalazłam w niej, używając określenia Ani z Zielonego Wzgórza, „pokrewną duszę”.
Tomasz Ferenc – dziadek Lidki pochodził z wielodzietnej rodziny. Siostra dziadka Łucja Ferencówna wyszła za mąż za pleszewianina Antoniego Politowicza. Wychowali dziesięcioro dzieci, których potomkowie mieszkają w Pleszewie.
Jedna z córek – Kazimiera wyszła za mąż za Józefa Kucharskiego, ojca Teresy Vogt. Inna wyszła za Karolczaka i to z nią oraz jej córką Ludomiłą, spotykałyśmy się na zjazdach chórów – tłumaczyła mi rodzinne koligacje Lidia Walczak.
Ma w Pleszewie krewnych o nazwisku Politowicz m.in. in. ciocię Jankę, która też śpiewała w „Lutni”, a jej syn Mariusz jest właścicielem apteki, Anię, Basię, ale one powychodziły za mąż i „nazwiska pozmieniały”.
Syn jednej z sióstr mamy to Ireneusz Pluta, z którym Lidka ma nieco bliższy kontakt. Kiedy mówiła mi, jak jest spokrewniona z Felkiem Płaczkiem, pogubiłam się…
Moja rozmówczyni jest już na emeryturze. Podobnie jak ja, wychowała troje dzieci, dwie córki i syna. Podobnie jak ja, jest aktywną emerytką. Na Uniwersytecie Trzeciego Wieku uczyła się niemieckiego, który jej się bardzo przydaje.
Od 30 lat śpiewa w Chórze im. K.T. Barwickiego w Jarocinie, gdzie prowadzi kronikę. Z chórem była na Łotwie, na Litwie, w Holandii. Ale nie tylko. Chór występuje też lokalnie na koncertach, przeglądach, gdzie miała możność kontaktów z kuzynkami śpiewającymi w pleszewskiej „Lutni”.
W ub. roku jej chór wystąpił w 966 – osobowym chórze w Koźminie Wlkp. Był to koncert na 966 głosów z okazji 1050 – lecia Chrztu Polski.
W dalszej rozmowie wyszło, że Lidka po maturze zdawała na filologię rosyjską. Nie dostała się, ale zamiłowanie do języka pozostało. Zdradza mi, że od V klasy szkoły podstawowej koresponduje z Galiną z Mińska (teraz Białoruś).
Kiedyś listy krążyły często, jeden tydzień ja do niej, drugi tydzień ona do mnie – wspomina Lidka. Po 20 latach znajomości Galina z mężem przyjechała do Polski.
Za rok do Mińska pojechała Lidka z mężem i to pożyczonym autem – zaporożcem. Było miło i rodzinnie, dużo zwiedzaliśmy, uczestniczyliśmy w koncercie Ałły Pugaczowej – mówi jarocinianka. Korespondencja, chociaż dużo skromniejsza, trwa nadal.
Moja rozmówczyni uwielbia jazdę na rowerze. Ponieważ mieszka w Jarocinie pod lasem, przemieszcza się do centrum rowerem. Odwiedza koleżankę w Koźminie Wlkp., ciocię w Witaszycach. Ostatnio wybrała się na 27 – kilometrową wycieczkę obwodnicą Jarocina.
Lidka kocha ogródek, gdzie sadzi różne rośliny i patrzy, jak rosną. Lubi też szydełkować. Na spotkanie przyjechała z serwetką w kształcie motyla. A ja sobie ją przypnę na ścianie…
Motyl wyszydełkowany przez Lidkę Walczak
Spotkanie z Lidką Walczak było pierwszym. ale na pewno nie ostatnim. Na pewno się spotkamy niejeden raz, przynajmniej w wirtualnym świecie, bo moja rozmówczyni jest aktywną użytkowniczką portali społecznościowych. Mam nadzieję, że moje posty będzie nadal śledzić.
Teraz będzie zajęta, przygotowuje dom na przyjęcie swoich wspaniałych dzieci Magdaleny, Macieja i Anny r rodzinami, które zjadą się w rodzinnym domu z okazji urodzin babci. A Lidka przygotowuje dla mamy kronikę. Na pewno znajdą się tam stare rodzinne zdjęcia, które zbiera i opisuje tak jak ja.