Pleszewski alfabet – czyli moje ulubione pleszewskie miejscówki od A do Z. Rozpoczynam od Aglomeracji pleszewskiej, kończę na Galerii Zamkowej
A – jak Aglomeracja pleszewska
Nie wiedziałam, że mieszkam w aglomeracji. 25 stycznia 2015 roku Sejmik Województwa Wielkopolskiego wyznaczył aglomerację Pleszew. W jej skład wchodzi miasto Pleszew oraz okoliczne zurbanizowane miejscowości m.in. Prokopów, Zielona Łąka, Nowa Wieś (oprócz Folusza), Przydziałki, Kowalew (nie cały), Marszew, Lenartowice (nie całe). Planowane jest włączenie miejscowości Marszew, Zielona Łąka, Kowalew i Przydziałki w granice miasta Pleszewa. Obecne plany miejscowego zagospodarowania przestrzennego uwzględniają Marszew i Przydziałki jako dwie kolejne dzielnice Pleszewa, gdzie aktualnie powstają nowe osiedla domów jednorodzinnych. Aglomeracja pleszewska liczy około 25 tys. mieszkańców.
B – jak Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy
Jest zlokalizowana przy ul. Słowackiego bardzo blisko mojego domu. Bardzo ją lubię. Nie tylko z powodu księgozbioru, dzięki któremu nie muszę kupować wszystkich książek, które chcę przeczytać. Biblioteka to miejsce spotkań z ciekawymi ludźmi. To tu mogłam posłuchać na żywo ks. Adama Bonieckiego, długoletniego red. naczelnego „Tygodnika Powszechnego”, Marii Czubaszek, złotoustej komentatorki i satyryczki, czy też prof. Jana Miodka, Mariusza Szczygła. Teraz, kiedy mam więcej czasu, na pewno nie opuszczę żadnego ciekawego spotkania. Aktualności sprawdzam na Facebooku i na stronie biblioteki. Aha. W bibliotece można zamówić książkę, na którą jest kolejka. SMS informuje o tym, że można ją już odebrać. A kiedy w październiku biblioteka się przeniesie do nowej siedziby na dawnym dworcu kolejowym, chyba będą w niej bywać jeszcze częściej.
C – jak Centrum Wspierania Inicjatyw Obywatelskich
Powstało w budynku dawnej szkoły, potem przedszkola, na końcu dziennego domu pomocy przy ul. Kazimierza Wielkiego. Centrum ma być (i jest) miejscem, gdzie jak w soczewce, skupia się działalność organizacji pozarządowych. CWIO prowadzi Fundacja Animacja, która wypączkowała z Centrum Wolontariatu. W CWIO swoją siedzibę ma Pleszewski Uniwersytet Trzeciego Wieku oraz pleszewscy harcerze. Tu swoje szafki i czas spotkań mają inne organizacje i stowarzyszenia. Aktualnie ma tu swoją siedzibę Senioralne Centrum Wolontariatu, które powstało z inicjatywy Fundacji Animacja. Fundacja sama inicjuje szkolenia, spotkania, kursy obsługi komputera czy doradztwa księgowego. Posiada swój profil na Facebooku oraz stronę internetową.https://irenakuczynska.pl/historia-budynku-szkoly-nowej-wsi-ktory-rowiesnikiem-niepodleglej-polski/
D – jak dworzec kolejowy
I mnóstwo wspomnień. Pierwsze z wiosny 1972 roku, kiedy po raz pierwszy przyjechałam do Pleszewa, żeby zobaczyć liceum, w którym od września miałam uczyć j. rosyjskiego. Szok przy wysiadaniu, gdy się okazało, że Pleszew to wcale nie jest Pleszew, tylko jakiś Kowalew, a do prawdziwego Pleszewa trzeba jechać kolejką z innego dworca. Bo wtedy Pleszew miał trzy dworce, dwa w Kowalewie i jeden w Pleszewie. W latach 70. i jeszcze 80. wszystkie dworce żyły. Z Pleszewa można było dojechać bezpośrednio wąskotorówką do Dobrzycy, a nawet do Krotoszyna. W kasie biletowej na dworcu w Pleszewie pani wypisała bilet na wszystkie pociągi w całej Polsce. Lubię przechodzić przez pleszewski dworzec, także teraz. Cieszę się, że genius loci czyli duch miejsca pozostanie po rewitalizacji.https://irenakuczynska.pl/historia-pleszewskiej-ciuchci-ktorej-pozostaly-dworce-piekne-wspomnienia/.
E – jak epitafium
Zawsze, ilekroć przechodzę koło kościoła Ścięcia św. Jana Chrzciciela, zatrzymuję się przy epitafiach, które znajdują się po obu stronach głównych drzwi wiodących do kościoła. Tablice upamiętniają ofiary I wojny światowej, wojny polsko – sowieckiej w 1920 roku oraz Powstania Wielkopolskiego. Nie ma tam nazwisk moich bliskich, bo mój ród, nie stąd. Ale zawsze myślę sobie o dwóch stryjecznych dziadkach, braciach mojego dziadka Wincentego Ratajczaka. Zarówno Andrzej jak i Szczepan nie wrócili z pierwszej wojny. Po Andrzeju przyszedł pocztą nieśmertelnik, po Szczepanie list z informacją „zaginiony”. Co wtedy czuła moja prababcia Marianna?
F – jak Famot
Jest to najstarsza pleszewska firma, która pod różnymi nazwami funkcjonuje od 1875 roku, kiedy założył ją Ignacy Jezierski.
W latach 70. 80. 90. była Pleszewską Fabryką Obrabiarek oraz Fabryką Automatów Tokarskich. Potocznie mówiło się o firmie ,,obrabiarki”. Była praca i mieszkania – sześć bloków na Hanki Sawickiej (teraz Bolesława Krzywoustego) wybudowano w latach 60. Do ,,obrabiarek” przyjeżdżali technicy i inżynierowie z całej Polski. Miałam wielu znajomych w ,,obrabiarkach”. Szczególnie w czasach działalności w ,,Solidarności”.
G – jak Gazeta Pleszewska
Pierwsza gazeta pleszewska, która powstała po upadku cenzury w 1990 roku. Miałam zaszczyt współtworzyć najpierw miesięcznik a potem tygodnik zatytułowany „Gazeta Pleszewska”, który nawiązywał do przedwojennych tradycji. W grudniu 2016 roku pożegnałam się z tygodnikiem. „Gazeta Pleszewska” wychodzi w każdy piątek. Jest dostępna w wersji papierowej, elektronicznej www.prasa24.pl oraz na portalu www.pleszew,naszemiasto.pl. Jest w Pleszewie marką. A ja kibicuję młodemu zespołowi redakcyjnemu.
H – jak Hanna Suchocka
Jedyna taka w historii Pleszewa. W mieście pozostał dom Suchockich, Apteka Pod Orłem i grobowiec przy św. Florianie. Chociaż nie chodziłam z Hanną Suchocką do szkoły, nie jestem z nią po imieniu, jestem dumna, że taką osobę osobiście znam. Posłanka na Sejm, premier rządu mojego kraju, pochodzi z miasta, w którym mieszkam od 45 lat. Pamiętam jak została premierem i wydaliśmy wtedy jednodniówkę „Gazetę Pleszewską”. Potem jej wizyta w Pleszewie w kwietniu 1993 roku.
I okolicznościowe wydanie „Gazety Pleszewskiej”. Kolejne spotkanie z Hanną Suchocką w 2005 roku w Watykanie, kiedy jako Ambasador RP w Watykanie załatwiła nam audiencję u Jana Pawła II, gdzie burmistrz i starosta w obecności ponad 120 pleszewian wręczyli papieżowi dyplom Honorowego Obywatela Miasta i Gminy Pleszew. I jeszcze jedno, gdyby Hanna Suchocka nie znalazła inwestora na „obrabiarki”, nie wiadomo, czy firma by przetrwała. Podobne w okolicy, upadły. https://irenakuczynska.pl/pleszewianka-otrzymala-misje-utworzenia-rzadu-pierwszy-historii-polski-pleszewa/
J – jak Jan
Na pierwszym miejscu oczywiście papież, św. Jan Paweł II, który 5 marca 2005 roku przyjął tytuł Honorowego Obywatela Miasta Pleszewa i podczas audiencji (w której miałam zaszczyt uczestniczyć) skierował swoje posłanie do pleszewian. Cytat znajduje się na tablicy, którą uczestnicy pielgrzymki (oraz inne osoby), ufundowali po powrocie z Watykanu i umieścili na budynku Domu Pomocy Społecznej przy Placu Wolności im. Jana Pawła II. Drugi Jan, to od 2003 roku, patron Pleszewa święty Jan Chrzciciel. Przypominają o tym dwie tablice na kościele pod wezwaniem Ścięcia św. Jana Chrzciciela.
K – jak kino Hel
Moje ulubione kino. Po pierwsze blisko, po drugie tanie bilety, po trzecie aktualny repertuar. Zdarza się, że w Helu wyświetlany jest film w dniu jego polskiej premiery. Dobra akustyka, wygodne fotele, doskonały obraz, wszystko to sprawia, że pleszewianie kochają swoje kino. Zastępca burmistrza, zapraszając do kina na film ,,Sztuka kochania. Michaliny Wisłockiej”, napisał na Facebooku, że w 2016 roku 111 filmów obejrzało ponad 20 500 widzów. Rekordy oglądalności należą do filmu „Wołyń” , który obejrzało 1846 osób. W tym roku może to być ,,Sztuka kochania”, bo bilety idą jak ciepłe bułeczki. Burmistrz obiecuje, że wkrótce będzie można kupować bilety posługując się kartą płatniczą. Warto dodać, że budynek, w którym jest kino, został wybudowany jako Bursa Bractwa Strzeleckiego. A przed wojną krótko mieścił się tu nawet hotel Victoria. Jeszcze kiedyś do tego wrócę.https://irenakuczynska.pl/pani-werka-kasjerka-bileterka/
L – jak liceum
Historia najstarszej szkoły średniej w Pleszewie, sięga czasów pruskich, ale jubileusz polskiej szkoły świętować będziemy w 1919 roku. Liceum im. St. Staszica mieści się przy mojej ulubionej ulicy Poznańskiej. W tym pięknym, starym budynku spędziłam 32 lata mojego życia, spotkałam wielu fantastycznych ludzi, zawarłam wiele przyjaźni, znajomości. Zawsze z wielkim sentymentem przychodzę do szkoły. Jestem wdzięczna dyrekcji za ten szacunek do nas emerytowanych nauczycieli. A moim byłym uczniom, których spotykam zarówno w świecie realnym jak i na portalach społecznościowych, dziękuję za dowody sympatii. Ale moja szkoła zasługuje na oddzielne artykuły. Już rodzą się w mojej głowie…
Oto jeden z nich https://irenakuczynska.pl/zaduma-nad-starym-szkolnym-zdjeciem/
Ł – jak ,,łe jery”
Ta litera kojarzy mi się z takim wielkopolsko – pleszewskim wykrzyknikiem. ,,Łe jery” mówi się wtedy, kiedy człowiek jest zdziwiony lub zdumiony. W innych częściach Polski mówi się „o rany” lub „o rety”. Czasem się też słyszy „łe Jezu, co ty mówisz!” albo „łe jery, co ty godosz”.
M – jak Muzeum Regionalne
Budynek ma klimat. Jest rówieśnikiem ratusza. Kiedyś był tu zajazd pocztowy. Od 1983 roku jest tu muzeum. Nie ma dużej ekspozycji stałej, wystawy czasowe często się zmieniają. Pleszewskie muzeum żyje, mimo iż zostało utworzone do przechowywania pamiątek z historii miasta i okolicy. Wydaje książki, w tym albumy ze starymi pocztówkami ,,Wędrówki po dawnym Pleszewie”’ czy ,,Wędrówki po Ziemi Pleszewskiej”’. Organizuje wykłady, koncerty, odkrywa tajemnice z historii Pleszewa. Bardzo lubię chodzić do muzeum. Nie tylko na imprezy. Czasem zaglądam do gabinetu dyrektora na strychu, gdzie wśród starych mebli i książek słucham jego opowieści o dawnych mieszkańcach Pleszewa. Na budynku jest tablica upamiętniająca prof. Michała Sobeskiego – jednego z założycieli Uniwersytetu Poznańskiego, który urodził się w Pleszewie.
N – jak Ner
Rzeczka ma tylko 15 km. Wypływa ze źródła w Kowalewie, płynie przez Pleszew, Brzezie, Zawady, do Prosny wpada pomiędzy Rokutowem i Turowami. Od Kowalewa płynie wzdłuż działek, stanowi miejsce rekreacji dla działkowiczów, którzy przy swoich ogródkach rzeczkę czyszczą, obsadzają roślinami wodnymi, przerzucają kładki. Nawet komary nie przeszkadzają w tym relaksowaniu się nad Nerem. Od ulicy Lipowej do Sienkiewicza Ner płynie w rurach. Tylko nazwa ulicy Strumykowej przypomina, że gdzieś tu jest rzeka. W 1986 roku Ner pokazał pazurki i rozerwał rury, rozlewając się po mieście. Jeszcze w latach 90. Ner w Plantach był ściekiem, teraz jest czysty. Lubię chodzić po deptaku i mieć wrażenie, że pod spodem płynie rzeczka, w której jeszcze po wojnie podobno łowiono ryby.https://irenakuczynska.pl/opowiesc-o-rzece-ner-ktora-pol-wieku-temu-wpuszczono-kanal/
O – jak osiedla
Jest ich w Pleszewie dziesięć. Ostatnio bardzo ożyły. Liderzy osiedli na wyścigi załatwiają chodniki, place zabaw, siłownie pod gołym niebem, organizują kuligi, festyny, bale, jarmarki. Bardzo mi się to podoba. Dzięki temu miasto jest coraz ładniejsze i coraz bardziej zadbane. Osiedla pleszewskie mają fajne nazwy: Osiedle Zielone, Wojska Polskiego, Śródmieście, Rodzinne, Jordanowskie, Wokół Wieży, Zachodnie, Królewskie, Reja https://irenakuczynska.pl/stoja-bloki-reja-pol-wieku-temu-byly-pola-kapusta/, Piastowskie. Nazwa jest zawsze z czymś skojarzona.
P – jak PPL
Trzy literki i wszystko jest jasne. Jak gdzieś w Polsce czy nawet w Europie się zobaczy samochód z taką rejestracją, robi się człowiekowi swojsko i ciepło na sercu. Od jakiegoś czasu pleszewskie bobasy otrzymują w prezencie od władz miasta bodziaka z imieniem i logo miasta oraz dyplomem gratulacyjnym z symbolem PPL. A jeśli PPL to Pleszew i oczywiście król (wtedy jeszcze książę) Przemysł II, który w 1283 roku potwierdził prawa miejskie Pleszewa. Pomnik na rynku upamiętnia wizerunek króla.
R – jak rynek i ratusz
Kwadratowy rynek był wytyczony prawdopodobnie przy zakładaniu miasta. Zawsze był jego sercem i jest nadal. Na środku rynku stoi ratusz. Ten, który mamy teraz, został zbudowany w czasach pruskich w latach 30. XIX wieku. Wcześniejszy spłonął razem z farą w wielkim pożarze miasta w roku 1806. https://irenakuczynska.pl/212-temu-pleszew-stanal-ogniu/ Pleszewski rynek był świadkiem wielu wydarzeń historycznych. Tu odbywały się parady wojskowe, tędy przechodziły pochody pierwszomajowe, konduktu pogrzebowe. Tu odbywają się Dni Miasta Pleszewa. Tu przechodzi procesja Bożego Ciała. Tu w ratuszu urzędują władze Pleszewa. Niedawno obok ratusza odsłonięto pomnik powstańców wielkopolskich – jedyny w swoim rodzaju.
Wokół rynku są kamienice a w nich sklepy oraz kultowa Karafka na miejscu dawnej Klubowej. Lubię tam wpadać np. na domowe pierogi. Od ubiegłego roku mamy na rynku fontannę. Kilka lat temu zakopano w płycie rynku kapsułę czasu, a w niej dokumenty, gazety, listy do przyszłych pokoleń. Na rynku można posłuchać koncertu kurantów z fary. W południe jest to ,,Anioł Pański””, o 15.00 ,,Jezu Ufam Tobie””, o 21.00 ,,Apel Jasnogórski”. Ale rynkowi i ratuszowi należy się oddzielny post.
S – jak Spomasz
Kiedy w latach 70. przyszłam do Pleszewa zakład przy ul. Słowackiego nazywał się Fabryka Aparatury Przemysłu Spożywczego Spomasz. Na osiedlu Reja (wtedy PPR -u) mieszkali pracownicy tej firmy. Na 6.00 biegli do pracy. Po południu szli na działki pracownicze. W lecie wyjeżdżali na wczasy zakładowe do Stegny. Miałam wielu znajomych w tej firmie. Historia Spomaszu sięga roku 1886, kiedy to Józef Sobczyński założył tu warsztat kotlarski. Firma przetrwała, aktualnie jest spółką, a jej prezes znany jest z tego, że wspiera wiele charytatywnych przedsięwzięć. W biurowcu Spomaszu spędziłam 8 lat. Tu od marca 2007 roku jest siedziba redakcji ,,Gazety Pleszewskiej”.
Ś – jak środek Pleszewa
Pewnie nie wszyscy wiedzą, że podczas Dni Pleszewa, nie pamiętam w którym roku, wytyczono geodezyjny środek miasta Pleszewa. Znajduje się na ulicy Sienkiewicza w chodniku przy dawnej siedzibie Banku PKO. Warto w tym miejscu zwolnić, pochylić się i przeczytać, że środek Pleszewa jest właśnie tu.
T – jak trzy tory i ulica Tyniec
W Pleszewie, gdzie tak naprawdę nie ma kolei, są trzy tory kolejowe. Tego nie ma nigdzie. Najpierw były dwa tory kolejki wąskotorowej, a potem (lata 40.) dołożono trzeci tor, żeby nie przeładowywać towarów z małego wagonu na duży. I tak zostało. Czasem stały na bocznicy duże wagony z ziarnem do młynów. I jeszcze uliczka Tyniec, pozostałość z średniowiecznej zabudowy Pleszewa, przy której jest Muzeum Piekarstwa, jedyne takie w Wielkopolsce. Można zobaczyć narzędzia pracy piekarzy, można też po wcześniejszym umówieniu się, wziąć udział w wypiekaniu.
U – jak ulica Poznańska
Dlaczego ulica Poznańska? Bo to moja ulubiona. Wychodzi z rynku i prowadzi do mojego ukochanego Poznania, gdzie mieszkają moi bliscy, gdzie studiowałam, dokąd lubię jeździć. Przy ulicy Poznańskiej są moje ulubione miejscówki: kawiarnia Vogtów, gdzie wpadam na kawę, ulubione lody waniliowe lub piwo, restauracja Frascati z daniami włoskimi, które zdegustował i ocenił na szóstkę mój zięć – Włoch, poczta, muzeum, kino, liceum, kościółek św. Floriana. Na starych widokówkach ta ulica wygląda imponująco. Willa urzędnicza (na rogu Poznańskiej i Kochanowskiego), po drugiej stronie szereg imponujących kamienic: m.in. dawne starostwo https://irenakuczynska.pl/siedziby-starosty-dom-partii-przychodnie-meliny-bezdomnych/poczta, której nie ma, muzeum, szkoła zawodowa (ZSU-G), dwie wille, które jeszcze są i nieźle się prezentują. Bliżej rynku dawny dom Marciniaków (Wielkopolanka), czy kamienica z balkonem. O ulicy Poznańskiej napiszę oddzielnie.
W – jak Westerstede
Zaprzyjaźnione z Pleszewem miasto Westerstede w dolnej Saksonii pozostawiło w Pleszewie wiele śladów. Przede wszystkim dziesiątki rododendronów, które się zadomowiły w Pleszewie na dobre, chociaż przeniesiono je z północnych Niemiec, gdzie mają mikroklimat. Rododendrony rosną nie tylko na słonecznej stronie rynku pod ratuszem, ale też w parku miejskim pod starymi drzewami i na dziedzińcu Muzeum Regionalnego, gdzie odbywają się plenerowe koncerty. Nauczyliśmy się je pielęgnować, chociaż w naszym klimacie nie osiągają tak imponujących rozmiarów jak tam. Westerstede to miasto, które pleszewianie lubią i odwiedzają.
Z – jak Zamkowa
Po pierwsze ulica Zamkowa, która prowadzi do miejsca, gdzie mogła być siedziba właścicieli miasta Pleszewa. Po drugie Galeria Zamkowa, pierwsza taka i jedyna w Pleszewie. Nowoczesny budynek wpisuje się doskonale w architekturę i klimat pleszewskiego śródmieścia. Bryła Galerii nie zaburza krajobrazu. Są tu jedyne w Pleszewie ruchome schody. Ale nie tylko dlatego lubię Galerię Zamkową. Zamkowa to miejsce, gdzie w soboty w południe wpadam na filiżankę kawy ze znajomymi (do 13.00 kawa za pół ceny). Siedzi się przy oknie, gawędzi o tym, jak minął tydzień i czeka się na innych stałych bywalców kawiarni. https://irenakuczynska.pl/galeria-zamkowa-pleszew/
Ten pleszewski alfabet to wynik moich przemyśleń, doświadczeń, refleksji. A jakie są Wasze propozycje do uzupełnienia mojego alfabetu?
Zdjęcie Pleszew z lotu ptaka strona pleszew.pl