Najpierw miód w Pleszewie
Podczas Nocy Muzeów dotarłam do Dobrzycy dopiero koło 21.00 po wernisażu i koncercie w Muzeum Regionalnym w Pleszewie, gdzie Michał Karalus – prezes Pleszewskiego Koła Pszczelarzy, prezentował wirowanie miodu, opowiadał o pszczołach, razem z Aleksandrem Graczykiem częstował świeżym miodem TUTAJ. Na wystawie pt. „Darz Bór – Darz Barć”, której komisarzem był Witold Hajdasz, demonstrowano m.in. sprzęt pszczelarski, umundurowanie pszczelarza ale też pień drzewa z barcią, od której wszystko się zaczęło. Wyeksponowano też zdjęcia pszczół i nie tylko, pleszewskich fotografów. Częstowano miodem i miodem pitnym. A potem był koncert na dziedzińcu.
Potem Dobrzyca
Ale kończyć Noc Muzeów o 21.00 to grzech, dlatego skorzystałam z okazji i pojechałam ze znajomymi do Dobrzycy z zamiarem wysłuchania koncertu harfisty Michała Zatora. I pewnie bym przebiegła, jak to mam w zwyczaju, pałacowe komnaty a potem przysiadła w Sali Balowej gdzie miał się odbyć koncert. Ale stało się inaczej, bo w westybulu dostrzegłam Eugeniusza Namysła. Ucieszył się na mój widok. Ja też była zadowolona. Miałam nadzieję, że Eugeniusz da się sprowokować do opowieści sprzed wielu lat, kiedy mieszkał tu ze swoimi rodzicami. Ba, on się nawet w dobrzyckim pałacu urodził. Dokładnie w pokoju z prawej strony od wejścia – tam gdzie znajduje się dawna sypialnia żony ostatniego właściciela pałacu – Józefa Czarneckiego.
Tu była sypialnia hrabiny
W 2007 roku, kiedy dobrzycki pałac był już placówką muzealną, Eugeniusz Namysł – długoletni dyrektor Zespołu Szkół Technicznych (ZAP) w Ostrowie Wlkp., od lat zamieszkujący w Pleszewie, zdradził mi, że przyszedł na świat w 1955 roku… w pałacu, co ja opisałam w „Gazecie Pleszewskiej” w artykule „Urodzony w sypialni pani hrabiny”. Wtedy w tej sali stało łoże z baldachimem. Teraz są tu meble gabinetowe biblioteczka, biurko, stolik, fotele.
Mam dla ciebie super lokal
Oczywiście mojego znajomego nie trzeba było długo namawiać do odbycia sentymentalnej wyprawy w przeszłość. Oczy mu się zaszkliły, kiedy weszliśmy do pomieszczeń, w których w 1954 roku, po ślubie, jego rodzice Zofia i Stanisław urządzili sobie mieszkanie. Ówczesny wójt Dobrzycy miał panu Stanisławowi dać klucz do pałacu ze słowami: mam dla ciebie super lokal! To w tym mieszkaniu w 1955 roku przyszedł na świat syn małżonków – Eugeniusz.
Dwa pomieszczenia
Na początku Namysłowie byli sami. Zajęli dwa pomieszczenia z prawej strony. Tylko wejście było – wspomina Eugeniusz, od strony dzisiejszej szatni. Z korytarzyka przylegającego do holu, naprzeciwko klatki schodowej na strych, wchodziło się do prosto kuchni młodych małżonków. Tam, gdzie dzisiaj jest toaleta – była skrytka. Ubikacje były na zewnątrz, w pobliżu Oficyny. Także po wodę trzeba było chodzić z wiaderkiem kilkadziesiąt metrów do studni, która stoi do dzisiaj. Na strychu wieszano pranie do suszenia. W piwnicy, tam gdzie teraz jest kawiarenka, lokatorzy pałacu mieli komórki na węgiel.
Szafy w ścianach przetrwały
Wracając do mieszkania w pałacu, Eugeniusz wspomina, że jego ojciec wydzielił dla swojej rodziny dwa pomieszczenia, prosząc o zamurowanie drzwi do pozostałych komnat. Żeby ciepło nie uciekało. W pokojach, które były mieszkaniem rodziny Namysłów, do dziś są szafy w ścianach. W jednej mama przechowywała słoiki, w drugiej umieściła sprzęt fryzjerski, w podobnej szafie w sypialni trzymałem książki – pokazuje dobrzyczanin. Pamięta, że kiedy podrósł, część kuchni tata odgrodził, żeby syn miał miejsce dla siebie. Wcześniej zawiesił jedynakowi huśtawkę w drzwiach pomiędzy kuchnią i pokojem, co syn wspomina przy każdym pobycie w pałacu.
Kreda uratowała malowidła
Dokładnie pamięta ściany bielone kredową farbą w mieszkaniu pałacowym. To dzięki niej przetrwały polichromie i malowidła na ścianach. Kiedy w roku 1988 lokatorzy wyprowadzili się z pałacu, ustępując miejsca konserwatorom, spod kredowej farby wychynęły klasycystyczne malowidła. Eugeniusz Namysł podejrzewa, że mogli je zamalować właściciele pałacu już wcześniej. Nie sądzi, że jego ojciec by się posunął do zamalowywania polichromii.
Klucz na szczęście
Namysłowie na początku mieszkali w pałacu sami. Ale niedługo. Wkrótce wprowadziły się inne rodziny, które zagospodarowały parter. Stawiano ścianki, murki. W dzisiejszej sali z pejzażem weneckim urządzono klubokawiarnię. Na piętrze zainstalowała się biblioteka, były biura fabryki obuwia a nawet szkoła, do której uczęszczał bohater tego artykułu. I tak toczyło się życie. Lokatorzy ogrzewali pałac, być może dlatego nie popadł on w ruinę, zwłaszcza, że dach był wyjątkowo szczelny. Klucz do drzwi wejściowych miał ojciec Eugeniusza. Na początku to on rano pałac otwierał a wieczorem zamykał. Kiedy przybyło lokatorów, drzwi były już zawsze otwarte. A klucz Eugeniusz długo przechowywał u siebie jako pamiątkę po życiu w pałacu.
Czytaj też:Mieszkała w pałacach chociaż nie jest hrabianką
Szkoła w sali balowej
Dobrzyczanin dokładnie pamięta szkołę w pałacu a dokładnie cztery izby lekcyjne, w których postawiono piece kaflowe. Mówi, że w tym zabytkowym, który przetrwał w jednej z sal, nie palono. Ale też go nie wyburzono. W klasach ściany były zabezpieczone płytami do wysokości 1,5 metra, żeby dzieci malowideł nie niszczyły. Eugeniusz miał do szkoły blisko. Wystarczyło pokonać schody i już się siedziało w klasie.
Zabawa w wojnę w monopterze
Jednak najprzyjemniej było na dworze a dokładnie w parku, który był zarośnięty i można było się w nim świetnie bawić. Najchętniej w wojnę. Do tego najlepiej nadawał się monopter na wyspie. W piwniczce pod budowlą było „więzienie” – wspomina dobrzyczanin. W wojnę bawiono się też w pałacowych piwnicach i w basztach, które rozebrano w końcówce lat 60. bo groziły zawaleniem. Nastolatki były też zaangażowane w hodowlę królików. Klatki dla nich przybudowano do pałacu od strony stawu. Staw wykorzystywano do hodowli kaczek.
Profesor z Oficyny
Trudno sobie to wyobrazić ale Oficyna z zabudowaniami gospodarczymi, była odgrodzona od reszty parku drewnianym płotem – mieszkali to państwo Miedzińscy – rodzice prof. dra hab. inż. Bogdana Miedzińskiego – naukowca na Politechnice Wrocławskiej, któremu poświęcę oddzielny post, bo i jego spotkałam na Nocy Muzeów w Dobrzycy. I dzięki Eugeniuszowi Namysłowi miałam okazję go poznać.
Tajemnice kamerdynera
Kolejna budowla to dom ogrodnika, gdzie dzisiaj mieści się administracja Muzeum Ziemiaństwa. W latach 60. mieszkał tu ogrodnik pan Ryttel, który uprawiał warzywa w dwóch szklarniach. Nieopodal stoi panteon, gdzie dzisiaj organizowane są wystawy czasowe. O jego przeznaczeniu i użytkowaniu przez rodzinę Czarneckich do 1939 roku, opowiedział młodym mieszkańcom pałacu ich dawny kamerdyner. Starszy pan przyjechał do miejsca swojej pracy i się wzruszył. Kiedy chodził z nami po pałacu i parku, płakał – wspomina Eugeniusz Namysł. Opowiedział też chłopakom, że w panteonie, który nie miał okien Czarneccy przechowywali w zimie kwiaty. W podziemiach miał być piec a ciepłe powietrze ogrzewało rośliny.
Stary kamerdyner wyjawił swoim słuchaczom inną tajemnicę. Opowiedział, że za czasów Czarneckich, przebierał się za białą damę i straszył gości, którzy przyjeżdżali do pałacu.
34 lata w pałacu
Po maturze Eugeniusz Namysł wyjechał do Opola na studia a w 1980 roku osiedlił się wraz z żoną w Pleszewie. Do pałacu przyjeżdżał do rodziców w odwiedziny jeszcze przez 8 lat. W 1988 roku także i oni opuścili mieszkanie w pałacu. Wraz z sąsiadami przenieśli się do mieszkań w bloku. Pałac przejęło Muzeum Narodowe w Poznaniu. Dalszą jego historię można przeczytać TUTAJ
Pytam Eugeniusza, co czuje kiedy teraz spaceruje po parku, po pałacu, w którym przeżył dzieciństwo i młodość. Mówi, że odkąd zna historię pałacu i ludzi, którzy tu mieszkali zwłaszcza Gorzeńskich, Turnów jest dumny z tego, że urodził się w miejscu, które tworzyli pozytywni ludzie.
Dodaje, że jakaś siła ciągnie go do pałacu, wyciąga z domu zwłaszcza w Noc Muzeów, kiedy może sobie swobodnie spacerować i odwiedzać znajome zakamarki. I wspominać. W tym roku spotkał wdzięczną słuchaczkę.
Czytaj też: Spacerkiem po pałacowych komnatach