W tym czasie przez Schronisko Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta w Pleszewie przewinęło się około 500 bezdomnych z powiatu pleszewskiego ale też krotoszyńskiego, ostrowskiego. Bezdomni rzadko wracają do samodzielnego życia – powiedział radiu Centrum kierownik Ireneusz Stefaniak.
Łóżko, obiad i chleb
Najczęściej droga do bezdomności wiedzie przez alkohol. Pijącego, niepracującego, wyrzuca z domu żona, która często przeprowadza rozwód, albo też rodzice, którzy nie mogą sobie poradzić z niepracującym, pijącym synem. Do pleszewskiego schroniska kierują bezdomnych gminy, które za nich płacą, ale też jakiś procent z ich rent czy zasiłków ściągają. Bezdomni mają łóżko we wspólnym pokoju, możliwość umycia się, oprania, ma obiad, przyrządzany na miejscu w kuchni i dwa bochenki chleba na tydzień. Resztę jedzenia sobie kupują z zasiłku czy z tego co zarobią. Nie mogą dostawać wszystkiego za darmo – uważa Ireneusz Stefaniak.
Odchodzą i wracają
Bezdomni pracują na rzecz schroniska, gotują, sprzątają, piorą, korzystają z terapii odwykowej, z doradztwa zawodowego. Niektórym, nielicznym, udaje się usamodzielnić w mieszkaniu socjalnym albo nawet zdobyć dobrą pracę. Najczęściej jednak wracają. Najdłużej, bezdomny mieszkał tu 10 lat. Kiedy podopieczni „brata Alberta” tracą siły i wymagają opieki, trafiają do domów pomocy społecznej. Do rodzin powrotu raczej nie ma, w ciągu 28 lat funkcjonowania schroniska, takie przypadki były 3 – wspomina kierownik Ireneusz Stefaniak. Czasem bezdomnych odwiedzają dzieci.
Promile albo dach nad głową
Bezdomni nie mają meldunku, mają tylko pobyt. Pijani, nie są wpuszczani pod dach. Jeśli mają mało promili, mogą wrócić nazajutrz, jeśli dużo, mają zakaz powrotu przez 2 tygodnie nawet. W zimie zwykle w domu przy ul. Piaski jest komplet. Kiedy robi się ciepło, niektórzy wybierają wolność i alkohol – dodaje kierownik Ireneusz Stefaniak. Śledzi on losy bezdomnych. Kiedy odchodzą wiosną ze schroniska, osiedlają się w pustostanach. Czasem, po kilka nocy, spędzają na ławce pod gołym niebem. Najmłodszy mieszkaniec schroniska ma 23 lata.
Zamienił frak na habit a salony na ogrzewalnie dla bezdomnych
Czytaj też: Opiekun bezdomnych z ulicy