Wyzwolenie Pleszewa spod okupacji niemieckiej kojarzy się pleszewianom z wybuchem radzieckiego czołgu, który wjechał do miasta od strony Kalisza w środę 24 stycznia 1945 roku.
Ale już kilka tygodni wcześniej, przez miasto przemieszczały się na zachód kolumny uciekinierów niemieckich, z dziećmi, z dobytkiem. Deptała im po piętach Armia Czerwona. A mróz sięgał 30 stopni Celsjusza.
Historyczna tablica upamiętniająca śmierć radzieckich czołgistów 24 I 1945 roku, wisiała na kamienicy do pożaru w 201o roku. Po odtworzeniu portyku zniszczonego przez wybuch, tablica trafiła do muzeum, a śmierć czołgistów oraz pleszewian, którzy zginęli we wraku czołgu, upamiętnia inna tablica.
Wspomina to Józef Bierła, który w 1945 roku był sekretarzem Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Pleszewie, a w czasie okupacji pracował w niemieckim magistracie. Jego zdaniem, nerwowo w ratuszu było już jesienią 1944 roku. Niemcy wiedzieli, że od wschodu idzie ofensywa radziecka i przygotowywali się na ewakuację.
– Gdyby Rosjanie tu przyszli, a my by jeszcze tu byli, to trudno, przecież nie są ludożercami i nikogo nie pożrą – tak, zdaniem Józefa Bierły, miał mówić w końcu grudnia 1944 roku ówczesny zastępca burmistrza Pleszewa.
Tymczasem Sowieci się zbliżali, a Niemcy się denerwowali. Przez Pleszew przetaczały się kolumny uciekinierów. Jechały wozy załadowane dobytkiem, ze starcami, z niemowlętami, niedostatecznie zabezpieczonymi przed mrozem.
Z najwyższego piętra ratusza było widać coraz gęstszy i coraz wolniejszy korowód. Zwłoki zmarłych pozostawiano w rowach albo na chodnikach. W kolumnie uciekinierów byli też żołnierze, a może i dezerterzy kawalerii generała Własowa – pisze Józef Bierła.
Ci ostatni na maleńkich konikach, przedstawiali obraz nędzy i rozpaczy. Miasto organizowało dla uciekinierów punkty noclegowe m.in. w Domu Parafialnym. Tempo przesuwania się kolumny było wolne, przez cały dzień tabor konny wyprzedzany przez samochody zrobił 4 kilometry.
W piątek 19 stycznia 1945 roku pan Józef poznał w Kowalewie wóz, na którym była zatknięta biało – czarna szczotka do zamiatania. Dzień wcześniej wóz był w Pleszewie.
W tym czasie w magistracie trwało segregowanie albo palenie akt. Po wyzwoleniu niektóre pleszewskie rejestry znaleziono w miasteczku Bytomek nad Odrą.
W sobotę 20 stycznia 1945 roku reszta ludności niemieckiej Pleszew opuściła. Okupacyjna administracja przestała istnieć. Szpital wojskowy w Zakładzie św. Józefa oraz w Jedynce ewakuowano.
W niedzielę 21 stycznia od rana przez miasto przechodziły oddziały niemieckie. W ratuszu rozgościł się sztab pułku a może nawet sztab dywizji. Rynek był zapchany samochodami. Na jednym była stacja radiowo – telegraficzna – relacjonuje Józef Bierła.
Około godziny 10.00 doszło na ul. Podgórnej do walki pomiędzy Niemcami a członkami Armii Krajowej. Zginął dowódca lokalnej komórki AK Brunon Nikoleizig oraz żołnierz AK Józef Krychowski. Józef Krychowski poległ na miejscu, Brunon Nikoleizig – ciężko ranny został zamęczony w budynku policji (aktualnie jest to budynek Prokuratury przy Placu Kościelnym), po czym nocą wywieziony i zagrzebany w starej żwirowni przy ul. Piaski.
Ciało Brunona Nikoleiziga zostało odnalezione rok podczas prac na żwirowisku. Groby pleszewian znajdują się na cmentarzu przy ul. Kaliskiej. Na grobie J. Krychowskiego nie ma wzmianki o tym, że był żołnierzem AK i że tragicznie zginął.
Poniedziałek 22 stycznia był mroźny i mglisty. Jak pisze pan Józef, do ratusza nie można było wejść. Dostępu broniło wojsko. Chciał wrócić do domu, ale otrzymał od komendanta policji rozkaz zorganizowania ,,samorządu cywilnego”, który najpierw miał pochować 4 trupy, które leżały w ratuszu, a potem organizować aprowizację dla mieszkańców miasta.
W zarządzie cywilnym oprócz pana Józefa był jeszcze Michał Behnke oraz Marian Waliszewski. Ubite w rzeźni sztuki miały zaopatrzyć wojsko oraz mieszkańców miasta. Jednak skończyło się na słowach. Koło południa komendant zażyczył sobie lekarza, który miał poprowadzić punkt sanitarny.
Nie wierzył, że w mieście lekarzy nie ma, bo jak mówił pan Józef, ,,Polaków wysiedlono, a Niemcy wczoraj uciekli”. Zorganizowano więc w ratuszu na parterze drużynę sanitarną złożoną z sióstr zakonnych (po cywilu) i sanitariuszy.
Około 13.00 dowieziono pierwszych rannych. Wśród nich był major, który po opatrzeniu rany, poczęstował sanitariuszy koniakiem i tytoniem. Jak pisze Józef Bierła, na widok portretu Hitlera, twarz wojskowego się wykrzywiła, zaklął i kazał portret wodza wyrzucić.
22 stycznia jeszcze przez Pleszew przejeżdżały ostatnie grupy ewakuowanych Niemców. Wpadali do ratusza i błagali o konie. Tymczasem koni nie było w Pleszewie, rolników już na początku wojny wysiedlono, a ci Niemcy, którzy zajęli ich miejsca, dawno z końmi uciekli.
Józef Bierła wspomina 30 – letnią Niemkę, która zdyszana wpadła wieczorem do ratusza, prosząc o wymianę koni. Jechała z Łodzi, ale jej konie, już dalej nie mogły iść, bo nie były przyzwyczajone do długiej drogi.
Mówiła, że na wozie ma dwoje małych, głodnych i zmarzniętych dzieci, a mąż jest w wojsku. Kiedy wyszła na rynek, wozu z dziećmi już nie było. ,,Po co kazałam się ewakuować, mogłam zostać w Łodzi i kazać się z dziećmi pogrzebać pod murami mojego browaru” powtarzała z płaczem.
Tego samego dnia obserwatorzy, którzy siedzieli na dachu ratusza, zauważyli ,,ciemne plamy na śniegu”. Zdawało im się, że to las, bo tak wynikało z mapy.
We wtorek 23 stycznia 1945 roku ,,plamy przemieściły się w kierunku zachodnim”. Józef Bierła pisze, że Niemcy wyraźnie się zaniepokoili. Zarządzili zorganizowanie straży ludowej. Strażnicy nie mieli broni, ale mieli legitymacje. Ludność polską wezwano do budowania barykad na ul. Kaliskiej, na ul. Sienkiewicza przy młynach i na ul. Poznańskiej.
Noc z 23 na 24 stycznia 1945 roku minęła spokojnie. Tylko w ulicy Krzywej przy wylocie na Wyspiańskiego żołnierz spowodował wybuch i przyszedł na posterunek z poszarpaną ręką. Niemieckie dowództwo kazało budować barykady, ale nic z tego nie wyszło.
O 5.00 rano Józef Bierła został wezwany do dowódcy pułku w ratuszu. Zapytano go, czy mówi po rosyjsku. Kiedy powiedział, że nie, odesłano go do domu. Widział, że oficerowie pośpiesznie zakładają białe płaszcze. Była godzina 7.00.
24 stycznia około 9.00 Józef Bierła usłyszał strzelaninę na mieście. Niemcy obsadzili Pleszew ,,niedobitkami”. Żołnierze byli w Fabryce Maszyn w Elektrowni, w młynach. Armia Czerwona natarła na koszary, oskrzydliła miasto od strony Prokopowa i natarła od strony Kalisza.
Na skrzyżowaniu Kaliskiej, Krzyżowej i Rynku został rozbity radziecki czołg. Zginęła cała załoga (5 osób) a wybuch zniszczył portyk kamienicy St. Bendlewicza.
https://irenakuczynska.pl/tej-kamienicy-produkowano-krzyzyki-ktore-wysylano-wyspy-kanaryjskie-stanow-zjednoczonych/
Południowe skrzydło wojsk sowieckich podeszło pod Malinie, złączyło się z uzbrojonym oddziałem Armii Krajowej, który ogniem swoim – jak pisze Józef Bierła – rozbił linię cofających się Niemców i ,,prażył Niemców” uciekających wzdłuż Neru. Następnie oddział z biało – czerwoną flagą udał się na Rynek i zawiesił ją nad ratuszem. Trzech poległych oraz załogę czołgu pochowano w parku miejskim. Niemców zginęło 30.
Straty materialne - zdaniem Józefa Bierły - były znaczne. W ulicy Kaliskiej aż do Placu Kościuszki pociskami z czołgów uszkodzono kilka domów. Dom w Rynku 19 otrzymał kilka pocisków. Uszkodzona została chłodnia miejska oraz dom przy ul. Kilińskiego nr 8. Uszkodzona była sieć telefoniczna i elektryczna w mieście. Wypadły wszystkie szyby w ratuszu, spaliła się stodoła przy ul. Kaliskiej, uszkodził się komin w młynach. Sztab, który w ostatniej chwili przeniósł się z ratusza do kamienicy przy ul. Poznańskiej 46, zapakował się do auta i chciał zbiec do Poznania, ale Rosjanie go zatrzymali i prawdopodobnie rozstrzelali.
W mieście usuwano gruz, grzebano zmarłych, zbierano broń i amunicję, zabezpieczano mienie społeczne i prywatne. Tymczasowym burmistrzem Pleszewa został Jan Barański, zastępcą Jan Holka. Do ratusza wrócili urzędnicy przedwojenni.
Władzę przejęła Polska Partia Socjalistyczna, Stronnictwo Demokratyczne było słabe. Wrak czołgu radzieckiego został na Rynku. Miesiąc później wybuchł. Ale to jest zupełnie inna historia. Można ją przeczytać w tym linku:
https://irenakuczynska.pl/zapomniana-rocznica-smierci-12-pleszewian-we-wraku-sowieckiego-czolgu/
https://irenakuczynska.pl/tag/wybuch-wraku-sowieckiego-czolgu-w-pleszewie/
Arkadiusz Ptak na swoim blogu zamieścił zupełnie inne wspomnienia z 24 stycznia 1945 roku w Pleszewie.
Ze wspomnień ks. Ludwika Walerowicza:
„Później do Pleszewa od strony Kalisza wjechała kolumna sowieckich czołgów. Niemcy strzelili do pierwszego czołgu z kolumny i go zniszczyli. Ciała Rosjan z tego czołgu wisiały na drutach i gałęziach a wrak czołgu stał jeszcze długo na poboczu drogi. Na ulice Pleszewa wyszli ludzie z kwiatami, żeby powitać wyzwolicieli. Po chwili jednak zaczęły się pierwsze gwałty na kobietach oraz kradzieże rowerów i zegarków. Ludzie zniknęli z ulic ukrywając się po piwnicach i mieszkaniach. Później w nocy Rosjanie spalili jeden dom w Pleszewie i tylko tyle było walk o miasto. Jeden zniszczony czołg i jeden spalony dom.”
Czołg, którym wyzwoliciele wjechali do Pleszewa 24 stycznia 1945 roku zdj. ze zbiorów prywatnych udostępniła Agnieszka Figielska. Brat jej dziadka oraz siostra jej babci zginęli we wraku czołgu
Na podstawie wspomnień Józefa Bierły udostępnionych przez jego wnuka Krzysztofa