Więcej: Pomoc dla Ukrainy organizują siostry z Broniszewic
Cztery busy pełne darów serca
Życzliwie na granicy
Dominikanki zostały w Żółkwi i pomagają
SĄ BARDZO DZIELNE. GDY ZACZĘŁA SIĘ WOJNA PODJĘŁY DECYZJĘ, ŻE ZOSTAJĄ Z LUDŹMI NA UKRAINIE
Do Lwowa po uchodźców
Po obiedzie siostra Mateusza z naszym Damianem pojechali do Lwowa po trzy panie, które były spakowane w samochodzie, ale nie miały kierowcy, który by ich zawiózł do Polski. W tym czasie we Lwowie i w Żółkwi był alarm przeciwrakietowy. Siostra Mateusza z Damianem szli wtedy piechotą przez Lwów do czekających kobiet. Z zachowaniem zimnej krwi szczęśliwie dotarli. Nasza siódemka w Żółkwi właśnie piła kawę. Dzwonię do Siostry Mateuszy z pytaniem, co mamy robić, gdzie się chować. Na co siostra Mateusza: „Spokojnie pijcie sobie kawę”.
Busy wracały pełne kobiet z dziećmi
Byle jak najprędzej uciec z Ukrainy
Do busa, w którym jechałam z Kamilem, wsiadły dwie młode mamy z czwórką cudownych dzieci w wieku od 2 do 8 lat. Spytałam, dokąd jadą. Mówiły, że do Warszawy. Pytałam te 3 kobiety, dokąd jadą z Damianem, który był ich kierowcą. Odpowiedziały, że nie ma to dla nich znaczenia. Byle jak najprędzej uciec z Ukrainy. Miały ze sobą dwa pieski. Płakały ze wzruszenia, kiedy powiedziałam, że nasze siostry w Krakowie bardzo na nie czekają i żeby się niczym nie martwiły.
Dzieci pytały, kiedy będziemy w Polsce?
Do granicy dojechaliśmy szybko dzięki Lianie i eskorcie. Przeprawa bardzo sprawnie po stronie Ukrainy się odbyła. Strażnicy byli wdzięczni, że udaje się ich siostrom i braciom ewakuować do Polski. Potem dwugodzinny korek do szlabanów polskich. Dzieci w naszym busie były dzielne, choć pytały co chwilkę, kiedy będziemy w Polsce. Jechałam z Kamilem busem na rejestracjach jędrzejowskich. Nagle podbiega do nas strażnik i woła: „O rany. Mój Jędrzejów! Ja też jestem z Jędrzejowa!” Na co my: „Ale my z Broniszewic, tylko bus pożyczony z Jędrzejowa”. Ale to nie przeszkadzało strażnikowi. Wjechaliśmy szybkim pasem do odprawy celnej i za chwilkę byliśmy w Polsce. Dzieci i ich mamy w busie zaczęły klaskać z radości, że tak się szybko udało.
Kucharze zostali i ugotowali kolację
Zatrzymaliśmy się na stacji LOTOS w Tomaszowie Lub. Zamówiłam w restauracji obiadokolację dla naszych ukraińskich pasażerów. Pani z obsługi powiedziała: „Siostro, ale kuchnia już jest zamknięta. Zamykamy za 10 minut restaurację”. Na co Kamil: „A to nic! Kupimy hot dogi na stacji” A pani ze łzami w oczach: „No nie, tak być nie może, żeby dzieci nie zjadły porządnej kolacji. Zaraz załatwię, żeby kucharze zostali i dla nich ugotowali.” Wzruszenie i wdzięczność. Potem przyjechali pozostali z naszych busów.
Obcy ludzie stali się rodziną
Tam, dokąd chcieli: Warszawa, Konin, Wołomin, Kraków. Nie mieliśmy jak zawieźć 16-letniego Jarosława do Przemyśla. A nie wyobrażałam sobie, żeby go w środku nocy zostawić w nieznanym dla niego miejscu. I szukając dla niego transportu i mając awaryjny plan, że pojedzie z nami do Broniszewic, zostałam zatrzymana przez Panią z Lubaczowa, zapewniła, przenocuje Jarka i następnego dnia zatroszczy się, żeby dotarł do Przemyśla. A obsłudze z LOTOSU w Tomaszowie Lubelskim moc podziękowań za goszczenie nas tyle czasu, ile potrzebowaliśmy i za wszelką pomoc i życzliwość. Nagle obcy sobie ludzie stali się jakby rodziną, a stacja Lotos domową przystanią.
Ukraińcy pełni wdzięczności
Sława Tobie, Dzielna Ukraino! Chwała Waszym Bohaterom.
DZIĘKUJEMY WSZYSTKIM KTÓRZY WNIEŚLI DOBRO W TEN WYJAZD I