O wyprawie pod koło podbiegunowe pisałam już na blogu. Z Pleszewa na Spitsbergen z trekkingiem w tundrze
W tundrze poza zasięgiem
Główną atrakcją wyprawy była piesza wędrówka wokół wyspy Spitsbergen, od stolicy arktycznego Longyeabryen – miasteczka górników do przylądka Linne na Morzu Grenlandzkim.
Już z trasy Tristan Szymański przesyłał na Messengera zdjęcia a potem i on zamilkł. Grupa podróżników, z którą odbywali wędrówkę, znalazła się poza zasięgiem … A jak tam było, o tym tak na szybko, opowiedział mi wczoraj w rozmowie telefonicznej Tristan.
Białe noce i wilgoć
Sierpień to na Spitsbergenie czas białych nocy. Trwa tzw. dzień polarny a w godzinach nocnych jest tam tak jak w Polsce około 17.00 – 18.00 – tłumaczy podróżnik.
Temperatura w tundrze powyżej „0” od 4 do 12 st. C. Jednak wszechobecna wilgoć sprawia, że odczuwalna jest o wiele niższa. Od niej cięższe robiły się plecaki, które członkowie ekipy nieśli na plecach. Zdarzało się, że trasa wiodła przez bagna i nogi zapadały się w lodowatym błocie.
Niektórzy zdejmowali buty i brodzili boso – wspomina Tristan Szymański. Zdarzało się też, że w górach trasa wiodła nad chmurami. W dzień, na nizinach, nawet słońce się pojawiało.
Mchy, porosty
Krajobraz tundry? Jest dokładnie taki jak w książce do geografii – niziny z niską trawą, mchy, porosty, kwiatki – wszak to lato polarne. Strumienie, z których czerpali wodę do picia i kamienie, bagna a w górach skały.
Nie ma żadnych drzew ani krzewów. Nie ma też domów i ludzi. Chociaż spotkali na trasie jedną „hyttę” taki drewniany szałas, gdzie ktoś, wędrujący kiedyś przed nimi, zostawił drewno na opał.
Zwierzęta podpatrywały ludzi
Przez kilka dni trekkingu 11 – osobowa grupa podróżników w przewodnikiem na czele, wędrowała po bezludnym terenie. Jedynymi towarzyszami były zwierzęta, najczęściej renifery, które z odległości kilkuset metrów podpatrywały ludzi. I jak mówi Tristan – były zadziwione, bo ludzi tam nie uświadczysz.
Zdarzały się też na trasie lisy – „jeden szedł za nami i miało się wrażenie, że tropi”. Była też przygoda z niedźwiedziem – w przedostatni dzień, dwa misie zbliżyły się na odległość kilkuset metrów. I nie wiadomo, czym by się przygoda skończyła, gdyby nie fakt, że to był koniec trekkingu a na wędrowców czekała motorówka, którą odpłynęli.
Ach te niedźwiedzie
Właśnie w obawie przed niedźwiedziami, które brodząc w bagnach brudzą swoje białe futra i wcale nie są białe, uczestnicy wyprawy pełnili w nocy warty przy namiotach.
Po 2,3 osoby przez 1,5 godziny.Tristan mówi, że trasa którą szli, jest rzadko używana a przewodnik miał aplikację, którą ktoś kiedyś opracował. Dzięki temu wiedzieli, gdzie są i dokąd zmierzają.
Przyroda rządzi, człowiek niszczy
Na Spitsbergenie rządzi przyroda, dlatego idąc trzeba było mieć oczy wkoło głowy, w obawie przed niedźwiedziem – podkreśla Tristan. Po raz kolejny obserwowali białego misia w Morzu Barentsa, jak sobie pływał. Niestety, fotki nie zdążył Tristan zrobić. Ale udostępni, jeśli ktoś z towarzyszy podróży dośle. No i był jeden ślad działalności człowieka – resztki lodowca, który stopniał wskutek ocieplenia klimatu.
Niedźwiedzia boi się człek i ptak
I jeszcze kilka refleksji związanych ze zwierzętami. Kiedy płynęli łodzią w kierunku Longyeabryen , skąd zaczynali wędrówkę, widzieli w morzu – bardzo blisko – stada wielorybów, które zanurzały się i wypływały. Opędzali się też od rybitw, które miały akurat czas lęgu i zaciekle broniły swoich gniazd – wrzeszczały i dziobały. Bały się niedźwiedzi, które podżerają im jajka. Przed niedźwiedziami ostrzegają też tabliczki na krańcach miasteczka – dalej tylko z bronią. A tę miał przewodnik, na szczęście nie musiał do misia strzelać. I jeszcze jedno, nie wolno się było oddalać od grupy nawet za potrzebą. Tak było bezpiecznie.
Morsowali w lodowatej wodzie
Jedzenia liofilizowanego wystarczyło ale kawy zabrakło. Posiłki przyrządzane na bieżąco na kamieniach…
No i panowie Jarosław i Adam spełnili swoje marzenie o morsowaniu w lodowatym Morzu Barentsa.
Aha, na trasie wędrówki leżała osada , gdzie Rosjanie wydobywali kiedyś węgiel. Teraz stoją w tundrze po nich resztki zabudowań…
To tyle na gorąco, po rozmowie z Tristanem Szymańskim
Fotki Tristan Szymański