Trudno uwierzyć, chociaż jego bliscy wiedzieli, że Zbyszek zwany też „białym Zibim” ciężko choruje. Trudno uwierzyć, chociaż od jakiegoś czasu nie było go widać ani na ulicy ani na portalu społecznościowym.
Zbyszek chorował, wcześniej przez wiele lat opiekował się żoną, z którą przeżył ponad 50 lat. Razem opłakiwali przedwczesne odejście córki Eweliny.
Ale ja znam Zbyszka z czasów, kiedy organizował wyjazdy w ciekawe miejsca w Europie ale też w polskie góry, które były jego miłością. Miałam okazję trzykrotnie uczestniczyć w zbyszkowych wyprawach – dwa razy na Krym i raz do Rumunii.
Dzięki niemu, udało mi się zobaczyć kawałek świata, niedostępnego dla uczestników wycieczek organizowanych przez biura podróży. Jeżdżąc ze Zbyszkiem, dotykało się życia, poznawało się ludzi, ich obyczaje.
Trasy wypraw były nietypowe i dopracowane w szczegółach a po powrocie opisane. Bo „biały Zibi” przez cały rok przygotowywał wyprawę wakacyjną. Taki był.
Kiedy skończyły się wyjazdy, bo trzeba było otoczyć opieką Anię, Zbigniew przychodził do Centrum Wspierania Inicjatyw Obywatelskich, gdzie spotykają się pleszewscy seniorzy. Chętnie robił zdjęcia, które zamieszczał na swoim profilu.
Uwielbiał rower, często można było go spotkać w Plantach z rowerem lub ze swoim ukochanym psem. Pokochał Pleszew, czuł się z miastem związany. A trafił tu do pracy w jednostce wojskowej.
Zbigniew Walczak odszedł w sobotę 4 lutego. Pożegnamy go w środę 8 lutego i po mszy pogrzebowej w kościele Najświętszego Zbawiciela, odprowadzimy na cmentarz przy ul. Piaski.