Piotr Grabowski odpowiadał podczas wyprawy za kontakt z mediami, teraz przy okazji spotkania i to w czasie Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej, opowiedział mi o przygodzie sprzed 18 lat kiedy to siedmioro rowerzystów z Pleszewa ruszyło do Gelsenkirchen, na pierwszy mecz Polaków z reprezentacją Ekwadoru.
1160 km na rowerach
Rowerzyści pokonali 1160 km – po drodze mieli promować Pleszew, rozdawali ulotki, foldery o Mieście i Gminie Pleszew. Na kaskach, czapeczkach i kamizelkach mieli logo miasta Pleszewa. Robili sobie pamiątkowe fotki przy banerze. W partnerskim mieście Spangenberg byli podejmowani przez tamtejsze władze – o czym napisała w Roczniku Pleszewskim 2006 najmłodsza uczestniczka wyprawy Natalia Troszczyńska.
Bus z tłumaczem i prowiantem
Kapitanem ekipy był Ireneusz Reder, który na rowerze zrobił tysiące kilometrów. Jechała Krystyna Jagiołka a jej mąż Czesław odprowadził rowerzystów do granicy z Niemcami. O rowery dbał Olgierd Straburzyński. Rowerzystom towarzyszył ówczesny pracownik magistratu Robert Kiczka – w jednej osobie tłumacz i kierowca busa, którym uczestnicy wyprawy wrócili do Pleszewa. To on odpowiadał za organizację noclegów. W busie jechał też prowiant.
Średnio 82,8 km dziennie
Dziennie rowerzyści robili od 30 do 117 km; średnio dziennie było to 82,8 km w większości w „fatalnych warunkach atmosferycznych” byli w trasie 14 dni; w artykule Natalia Troszczyńska opisała trasę i policzyła kilometry. Na terenie Niemiec rowerzyści poruszali się w większości po ścieżkach rowerowych. Do granicy Miasta i Gminy Pleszew w Kowalewie odprowadził ich na rowerze burmistrz Marian Adamek.
TRASA:
Pleszew – Leszno 96 km
Leszno – Zielona Góra 117 km
Zielona Góra – Cottbus 98 km
Cottbus – Witenberg 128 km
Witenberg – Dessau 41 km
Dessau – Quedlingburg 96 km
Quedlingburg – Goslar 76 km
Goslar – Gottingen 84 km
Gottingen – Spangenberg 69 km
Spangenberg – Warburg 69 km
Warburg – Bielefeld 104 km
Bielefeld – Münster 77 km
Münster – Haltern 30 km
Haltern – Gelsenkirchen 38 km + 37 km
W kampusie, w namiocie
Piotr Grabowski mówi, że nocowali w różnych miejscach. Np. w partnerskim Spangenbergu, noc spędzili w kampusie w barakowozach, gdzie na spotkaniu oazowym przebywała grupa protestantów z Zimbabwe oraz Indii.Ostatnią noc spędzili na polu namiotowym Amphitheater Gelsenkirchen, które urządzono na potrzeby MŚ.
Meczu nie obejrzeli
A wszędzie spotykali się z zainteresowaniem i podziwem. Kiedy już dojechali do Gelsenkirchen, okazało się, że meczu Polska – Ekwador nie obejrzą, bo nie zamówiono im biletów na stadion który pomieścił 53 804 osób. Dla nas miejsca zabrakło – napisała Natalia Troszczyńska.
Kiedy pleszewianie podjechali z pola namiotowego pod stadion telebim po poprzednim meczu został zwinięty. Jednak – co podkreśla Piotr, było miło, mimo iż meczu, na który jechali 14 dni i zrobili 1160 km, nie widzieli. Ale dostali od Ekwadorczyków po kapeluszu, zrobili sobie fotki. Atmosfera była. Cieszyli się Ekwadorczycy, którzy z polską reprezentacją wygrali.
Z górki i pod górkę
Podczas wyprawy nie brakowało atrakcji. W Hessich Lichtenau w dniu Hesji uczestniczyli w dużym festynie z pokazem sprzętu Bundeswehry. W Spangenbergu zwiedzali szkołę z nauczycielem. Mieli sesję zdjęciową do regionalnej gazety w Haltern, znaleźli się w sprawozdaniu mundialowym telewizji Ekwadoru. Nie zapomną też góry Harzu, gdzie najdłuższy zjazd liczył ok. 3,5 km ale były także podjazdy, które musieli pokonać pieszo.
Czekały na nich Balbinki
Kiedy po 16 dniach wrócili do Pleszewa, witały ich na Rynku rodziny oraz panie z kabaretu Balbinki – wspomina Piotr Grabowski. Dla niego ekstremalna wyprawa była przygodą życia.
Zdjęcia Piotr Grabowski