O swoich planach podróżniczych Adam Włodarczyk opowiedział mi kilka dni przed swoim wyjazdem do Azji. Miał towarzyszyć mu czternastoletni syn, którego – jak mówi – zaraził pasją podróżowania.
Przedsiębiorca z Prokopowa Adam Włodarczyk lubi podróżować. Przemieszcza się po Polsce i po Europie na motocyklu, na rowerze, autem, samolotem, pociągiem. Bywa, że pakują z żoną na samolot składane rowery i ruszają w nieznane…
Czy naprawdę w nieznane? Chyba nie do końca. Mój rozmówca zdradza, że wybierając kraj swojej wędrówki, zawsze przed wyjazdem wertuje przewodniki, przegląda mapy, uczy się podstawowych słów i zwrotów.
Tak było w przypadku np. Bułgarii czy greckiej wyspy Korfu, które przemierzali z żoną na rowerach. Adam Włodarczyk korzysta z ofert biur podróży ale woli wyprawy samodzielne, wtedy – jak mówi – nie jest niczym ograniczony.
O wyprawie do Kazachstanu Adam Włodarczyk myślał od kilku miesięcy. Teraz, kiedy zniesiono wizy dla Polaków, wyjazd jest znacznie prostszy.
A kraj, który był miejscem zsyłek Polaków zamieszkujących tereny dawnej Rzeczpospolitej, które po 1918 roku dostały się Związkowi Radzieckiemu, stanął otworem przed turystami z Polski.
W latach 30. XX wieku bydlęcym pociągiem jechali zesłańcy tygodniami a nawet miesiącami spod Kamieńca Podolskiego w stepy Kazachstanu – wówczas jednej z republik radzieckich.
Teraz samolot w ciągu kilku godzin przenosi podróżnika z Europy do tego dużego azjatyckiego kraju. Adam Włodarczyk miał lot do Astany z Budapesztu, dokąd dojechał samochodem. Lot miał trwać 4,5 godziny.
Pan Adam był zaopatrzony w przewodniki po Kazachstanie, w których bardzo szczegółowo jest wszystko opisane: lotniska, hotele, kawiarenki, środki komunikacji, miejsca noclegowe łącznie z imionami właścicieli, którzy je prowadzą.
Proszę spojrzeć, „pokoje u Swietłany, wiadomo gdzie i za ile”- pokazywał mi w przewodniku pan Adam. Całą trasę miał w ten sposób wymyśloną i zaplanowaną. Podróżować po Kazachstanie chciał z synem pociągami albo autobusami.
Plan podróżnika jest ambitny. Z lotniska w Astanie – położonej na północy Kazachstanu, miał jechać 200 km pociągiem w kierunku południowo – wschodnim do Karagandy, gdzie jest siedziba Związku Polaków oraz katolickiej diecezji.
Marzyło mu się nawiązanie kontaktów z Polakami, którzy dotąd w Kazachstanie żyją. Być może nawet zaprosić do Pleszewa?
W planach miał też dotarcie do kanionu rzeki Szaryn położonego w południowo-wschodnim Kazachstanie blisko gór Tienszan. Pokazywał mi kanion na widokówkach.
W swoim bagażu pan Adam miał też niewielki namiot, który można rozbić, jeśli zawiodą inne możliwości noclegowe.
Jak się będzie porozumiewać z mieszkańcami Kazachstanu? Zapewnia, że trochę mówi po rosyjsku a dużo rozumie. Trochę zna niemiecki, a syn zna angielski. Ze słowniczkami jakoś sobie poradzą.
Ma kilka marzeń: po pierwsze kontakty z Polakami, po drugie pobyt w jurcie w stepie, po trzecie kontakt z wielblądem, po czwarte „dotknięcie życia” czyli przebywanie z mieszkańcami Kazachstanu, jedzenie ich potraw, korzystanie z tamtejszej komunikacji…
Czy marzenia pana Adama się spełnią? Co go zadziwi, co ucieszy, co rozczaruje? Mam nadzieję, że mi o swojej Azja Tour opowie.