Zaczęło się w Oberhausen
Michał Leśny – mój tata, przeżył życie długie, pracowite i niełatwe. Urodził się jeszcze pod zaborem pruskim, 12 sierpnia 1911 roku w Oberhausen w Nadrenii Pólnocnej – Westfalii, dokąd wyjechali z Wielkopolski do pracy w Zagłębiu Ruhry, jego rodzice a moi dziadkowie: Anna Brzozowska z Dalewa (pow. gostyński) i Michał Leśny z Wolkowa koło Śmigla. Tam się poznali i wzięli ślub.
Czytaj też: Moi dziadkowie Leśni i Ratajczakowie
Wielka wojna
Dwa lata później urodziła się taty siostra Wanda, a w 1914 wybuchła I wojna światowa. Michał Leśny – ojciec taty został powołany do armii pruskiej. W 1917 roku został ranny. Trafił do szpitala w Opolu. W tej sytuacji, żona Anna z dziećmi, a było już ich troje, przeniosła się do Ponoszewa. Pod Lublińcem mieszkał brat Michała – Piotr i ojciec Andrzej. Tu dotarł do nich Michał. W końcówce wojny – jak napisał Michał po latach, brakowało chleba i opału. W czasie kampanii cukrowej chodziło się na pole i zbierało buraki, z których gotowało się syrop.
Przez zieloną granicę do Polski
Z Ponoszewa rodzina przeniosła się do Strzelina, który po odrodzeniu Rzeczpospolitej Polskiej, znalazł się w granicach państwa niemieckiego. Ale oni chcieli do Polski, dlatego w roku 1922, sprzedali wszystko czego się dorobili i z niewielkimi walizkami w rękach, ,,przez zieloną granicę przechodzili do Polski”. Wcześniej Michał, później Anna z dziećmi. Celnicy ich zatrzymali ale – jak wspomina tata w swoich zapiskach, ulitowali się, „bo było im żal małych dzieci”.
Na Błotach
Przyjechali do Dalewa, rodzinnego domu Anny, a potem – jak wspomina tata, wyruszyli szukać swojego miejsca na ziemi. Michał miał żyłkę do handlu toteż w Rostarzewie koło Wolsztyna handlował zbożem, lnem, węglem. W końcu osiedli na dzierżawie na Błotach koło Radusza w powiecie międzychodzkim. Stąd Michał chodził do Radusza do szkoły – 5 km przez las. Do najbliższego sąsiada – „za górką” jak wspominał, było 600 metrów. Kiedy naukę ukończył pracował przy wyrębie lasu, który dziesiątkowała sówka choinówka. Potem też sadził las.
W wojsku i w biznesie
W 1933 roku upomniało się o Michała wojsko. Przez `15 miesięcy służył w 58 pułku piechoty w Poznaniu. Kiedy w 1935 roku wrócił do domu, akurat kończyła się umowa dzierżawy gospodarstwa na Błotach i Leśni przeprowadzili się do Binina w powiecie szamotulskim.
Tu „na Hubach” Michał senior prowadził skup i wymianę mąki, sprzedawał węgiel i nawozy. A junior, po powrocie z wojska, mu pomagał. Jeździł na młyny do Nojewa, do Szamotuł, do Sierakowa. W 1936 roku został powołany na ćwiczenia wojskowe do 69 pułku piechoty w Gnieźnie.
Wrzesień 1939
Tymczasem zbliżała się wojna. W sierpniu 1939 roku Michał po raz kolejny był na ćwiczeniach wojskowych. Tym razem w Biedrusku pod Poznaniem. 24 sierpnia wrócił do domu a za 5 dni został zmobilizowany do 69 Pułku Piechoty w Gnieźnie.
Tu nas ubrali i ruszyliśmy pieszo do Konina. To był pierwszy chrzest bojowy. Przeszliśmy do Piątku, Łowicza i Łęczycy – pisze tata w swoich wspomnieniach.19 września, przechodziliśmy Bzurę, po pas w wodzie, na drugą stronę w Lasy Kampinoskie.
Wszystko skończyło się nad torem kolejowym w Szymanowie – napisał po latach. Wspominając wojnę we wrześniu 1939, opowiadał że w Szymanowie w lesie, kiedy już przeczuwali klęskę, wykopał łopatką dołek i zakopał dokumenty. Wiem, że został ranny we wrześniu 1939 roku. Miał ślad po kuli w plecach, ale o tym nie mówił.
Do niewoli
Już po kapitulacji, zostali zabrani przez Niemców jako jeńcy wojenni i odprowadzeni do warsztatów kolejowych w Pruszkowie. Nazajutrz maszerowali do Żyrardowa, gdzie na ogrodzonym placu, pod gołym niebem, żyli do 29 września. Za dach służyła brona – pisze tata we wspomnieniach. 29 września, w św. Michała, Niemcy zapakowali jeńców do wagonów kolejowych i powieźli pod Kolonię na zachodzie Niemiec. W halach wystawowych żyli kilka dni, po czym ,,30 niewolników pojechało do Herren, do cukrowni albo do bambrów”.
U Fritza i Guduli
W styczniu 1940 roku, polskich jeńców przewieziono do lagru w pobliżu granicy z Holandią, ”gdzie nam zabrali trzewiki, wojskowe ubrania, gdzie nas odwszawili, ubrali w holenderskie dyby” . Stąd dziewięciu mężczyzn „garbaty Franz Braun zabrał do gospodarstwa Fritza w Kauswailer – Esshweiler – zapisał Michał.
W swoich notatkach zostawił nazwiska Polaków, którzy z nim u Fritza pracowali: Orlik, Siepa, Wachowski, Bak, Jaryga, Ring, Gmerek i Pawlik. Życie na 600 – hektarowym gospodarstwie u Fritza i Guduli było znośne. Właściciel ich nie prześladował, chociaż pracowali ciężko. Już po wojnie trwała korespondencja pomiędzy tatą a synem bauera, u którego w wojnę pracował. W latach 80. nawet Franz tatę odwiedził w Ostrorogu.
Śmierć brata na wysiedleniu
Kiedy w grudniu 1941 roku brat taty Edmund zmarł, po operacji wyrostka robaczkowego w Jędrzejowie, dokąd wysiedlono dziadków z Binina, prawdopodobnie za to, że ojciec taty należał do ,,Sokoła” , Michał jechał na pogrzeb brata. Nie zdążył. Ale mógł potem pocieszyć swoją mamę, dla której stał się całym światem. Siostra Wanda, po zamążpójściu, już wtedy mieszkała w Tarnowskich Górach
Czytaj: Wyrzuceni z domu przed Bożym Narodzeniem
Z niewoli do Ostroroga
Do rodziców, którzy po wojnie przyjechali z Jędrzejowa do Ostroroga, Michał dołączył w 1946 roku, po pobycie w obozie przejściowym. Jego rodzice, a moi dziadkowie, zdążyli już otworzyć w Ostrorogu niewielką restaurację.
Z rodzicami Anną i Michałem po powrocie z niewoli
Na początku Michał pomagał rodzicom. Rzucił się też od razu w wir życia towarzyskiego w Ostrorogu, gdzie zaraz po wojnie odrodził się amatorski zespół teatralny, chóry – jeden świecki, drugi kościelny. Tu poznał moją mamę Irenę Ratajczakównę, o której pisałam z okazji Dnia Matki.
Kiedyś mama mi czytała, teraz ja o niej piszę
Teatr, chóry i miłość
Występowali razem w zespole teatralnym, śpiewali w obu chórach. Najmłodsza siostra mamy Aleksandra wspomina, że kiedy Michał przychodził z Rynku na Wroniecką, zawsze biegł przed nim pies. Ja sukę Mary pamiętam tylko ze zdjęć…
Zespół teatralny – drugi od prawej stoi Michał Leśny – mój tata
25 października 1948 roku Irena i Michał się pobrali. Zamieszkali razem z rodzicami Ireny i jej dwoma siostrami w domu przy ul. Wronieckiej 20. Mama miała 23 lata, tata 37.
Tata od spraw dużych i małych
Jako najstarsza z pięciorga dzieci Ireny i Michała, pamiętam tatę najmłodszego. Kiedy ja się urodziłam, miał 37 lat, ale nawet przez moment nie zazdrościłam koleżankom, które miały młodszych ojców.
Rok 1959. Od lewej – Teresa (Dziunia), Irka (od I Komunii Św.), mama, tata, Kazik u mamy na kolanach Fredka, u taty Elka
Bo mój ojciec – Michał Leśny był najlepszym, jakiego można było sobie wymarzyć w latach 50. czy 60., na które przypadło moje dzieciństwo. Oddany rodzinie bez reszty, wciąż modernizował dom dziadków, w którym po ślubie z mamą zamieszkali.
Umiał zrobić wszystko, za co się wziął. To on budował zabudowania gospodarcze, montował centralne ogrzewanie, wodociąg, kopał łazienkę w piwnicy, uprawiał ogród, pole, do tego pracował w Państwowym Ośrodku Maszynowym w Ostrorogu jako kierownik stolarni. Zrobił papiery najpierw czeladnicze, potem mistrzowskie.
Tata pachniał trocinami
Mam w oczach obraz taty, który po godzinie 14.45, po skończonej pracy w POM-ie, wraca. Prowadzi rower a na nim worek z trocinami, którymi paliło się latem w letniej kuchni. W zimie trocinami podpalało się w piecu od centralnego ogrzewania.
Tata zawsze pachniał trocinami. Tak mi się zdawało. Chciało mu się chodzić na spacery, robić dla nas zabawki – domki dla lalek, wózki dla lalek, wozy dla brata, a wieczorami prząść wełnę z barana, który chodził po zagrodzie. A potem razem z mamą dziergać dla nas swetry.
Tata ciekawy świata
Zawsze w niedzielę, po powrocie z kościoła, wychodził z nami do ogrodu, gdzie oglądaliśmy to, co aktualnie wyrosło czy dojrzało. Zawsze czekałam na te wspólne wyjścia. Kupował książki, prenumerował czasopisma, zawsze po obiedzie czytał Gazetę Poznańską, którą przynosił listonosz. Potem był dumny, że w niej pracuję. Czytał “Poznaj świat” i “Poznaj swój kraj”, “Horyzonty techniki” i nas tym czytaniem zarażał. I zachęcał do nauki. Nie żałował pieniędzy na dzieci i ich rozwój.
Społecznik
Kiedyś nawet pojechał ze mną na konkurs recytatorski do Czarnkowa, bo nauczycielka nie mogła. Jaki był ze mnie dumny, kiedy dostałam na konkursie wyróżnienie. A ja byłam dumna z takiego taty. Był przystojny, ładnie ubrany i umiał z każdym rozmawiać.
Tata był społecznikiem i to w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Kiedy trzeba było zrobić nową gwiazdę do żłóbka w kościele, on był pierwszy. Kiedy chodziliśmy do szkoły, zawsze był w komitecie rodzicielskim (on albo mama) i zawsze wspierał szkołę, kiedy było trzeba. Nigdy nie żałował swojego czasu, pracy a nawet pieniędzy dla innych.
Skrzypce, klarnet, akordeon
I grał, na akordeonie, na skrzypcach i na klarnecie. Kiedy byliśmy mali, miał zespół, który grał na zabawach. W domu grał kolędy na skrzypcach. Ten talent do grania na wszystkim odziedziczył po tacie brat.
Pierwszy z prawej z klarnetem Michał Leśny
Z lewej w okularach
I ten klarnet pozostał najdłużej. Miał prawie 80 lat, kiedy w ostrorogskiej orkiestrze dętej grał na klarnecie w Boże Ciało na procesji, 1 maja w pochodzie oraz na innych imprezach i uroczystościach. Do partii nigdy nie należał. Miał charakter.
Przy budowie kaplicy
Społecznikowska pasja taty ujawniła się też w latach 80., kiedy wikariuszem w parafii w Ostrorogu był ksiądz Tomasz Maćkowiak, mój tata był w komitecie budowy kaplicy na cmentarzu parafialnym. Pracował tam społecznie. I rozliczał pracę innych. Pozostały notatki z rozpiską roboczogodzin. Mama wspominała, jak pod wieczór szła na cmentarz po tatę, a on siedział na dachu kaplicy i montował dzwoneczek.
Był sam. Wszyscy już się rozeszli. I przestraszyła się. W końcu był już starszym człowiekiem. Kiedy kaplicę święcono w 1992 roku, w Ostrorogu gościł biskup pomocniczy Archidiecezji Poznańskiej Stanisław Napierała. To on, dziękując mojemu tacie za pracę przy budowie kaplicy, mówił, że nazajutrz wyjeżdża do Kalisza, gdzie obejmie urząd ordynariusza nowej diecezji kaliskiej.
Kaplica, której jednym z budowniczych, był mój tata
Strażak – najstarszy w Wielkopolsce
Mój tata był strażakiem, co prawda wspierającym i wspomagającym. Nie było imprezy strażackiej bez Michała Leśnego. Kiedy był już staruszkiem, odbierał w Urzędzie Wojewódzkim w Poznaniu dyplom honorowy dla najstarszego strażaka w Wielkopolsce.
Przekazał dzieciom w genach
Swoją pracowitość tata przekazał nam w genach. Nigdy nie siedział bezczynnie, zawsze coś robił, nawet wypoczywał czynnie, najczęściej z nami na spacerze albo nad jeziorem. Robił też zdjęcia i sam je wywoływał w ciemni na strychu.
Będąc na emeryturze, pomagał w pracach gospodarskich najbliższym krewnym. Towarzyszył swojemu chrześniakowi w podróżach biznesowych. Jeśli była możliwość wyjazdu na wycieczki z pracy czy parafii, zawsze z mamą korzystali z możliwości zwiedzania Polski. Mając 73 lata, był z mamą i z siostrą Elżbietą w Tatrach. Z tej wyprawy robił notatki.
Zapiski codzienności
Odkąd pamiętam, tata pisał dziennik. Ot, takie zapiski. Pogoda ładna, albo pada deszcz. Posadziliśmy w ogródku marchew i buraczki. Irka dzisiaj przyjechała. Zrobiliśmy dach na kaplicy. Potem, rok do roku porównywał pogodę, zasiewy i wydarzenia rodzinne. Został po tacie stos kalendarzy. Leżały w kuchni na parapecie, tam gdzie tata zwykle siadał.
Dzieci, wnuki, prawnuki
A potem dzieci kolejno wyfruwały z gniazda. Troje skończyło wyższe studia (stacjonarne), dwie córki mają średnie wykształcenie. Zaczęły rodzić się wnuczęta. Był czas chrzcin, pierwszych komunii, wakacyjnych wizyt u babci i dziadka na ulicy Wronieckiej. I absolutoria wnucząt, ich śluby. Cała dziesiątka ukończyła studia wyższe. Tata zdążył też być pradziadkiem
Rocznice i jubileusze
Ponieważ tata był dużo starszy od mamy, rocznice ich małżeństwa zaczęliśmy obchodzić w 1993 roku. Świętowaliśmy hucznie 45. rocznicę ślubu, złote gody i 55. rocznicę. 90. urodziny taty też były bardzo uroczyste. Ale na każde kolejne też przyjeżdżaliśmy na Wroniecką.
Czytaj też: Ulica Wroniecka lubię ją od dziecka
Nie pytał ale rozumiał
Kiedy w latach 90. życie spłatało mi figla, znów zbliżyłam się do rodziców. Tata nigdy nie pytał, dlaczego przyjeżdżam do domu sama. Ale wszystko rozumiał. Zawsze odprowadzali mnie z mamą na rynek na przystanek autobusowy. Potem już szli tylko do połowy drogi i stali, kiwając na pożegnanie. W kolejnych latach już tylko mama szła, a tato stał pod orzechem i czekał, aż ona wróci. A potem już chodziłam sama, a oni mi kiwali na pożegnanie. Wtedy jeszcze tata wychodził na ogród, gdzie siedział na specjalnie zrobionej stabilnej ławeczce. Potem już tylko na podwórko wychodził.
Aż do śmierci
Przyszedł dzień, kiedy tata przestał wychodzić z domu. Wiernie towarzyszyła mu nasza mama. Pamiętała o lekarstwach, o diecie, o rozmowach z mężem. A on ją szanował. Przytulony do niej, spokojnie przeszedł 30 czerwca 2008 roku na drugą stronę tęczy. Na pewno był szczęśliwy.
Śpij kochany Michałku
Pogrzeb miał piękny. Żegnała go bliższa i dalsza rodzina, sąsiedzi, znajomi, a nawet burmistrz miasta i gminy Ostroróg. Michał Leśny był najstarszym mieszkańcem miasteczka. Żegnaliśmy go w kaplicy, którą budował. Przy ołtarzu stanęło ośmiu księży zaprzyjaźnionych z rodziną. Nieśli go do grobu strażacy. Spoczął z rodzicami i bratem na ostrorogskim cmentarzu. A ja, ilekroć jestem w Ostrorogu, zawsze idę na cmentarz, żeby mu szepnąć: śpij mój kochany Michałku. Aniołki na grobie ustawiła mu najmłodsza córka Fredka.
Zapiski taty o jego życiu…
Aktualizacja 23 czerwca 2024 roku