Michałowi Kaczmarkowi opowiadał, że pleszewskie wojsko czyli 70 pułk piechoty się na miasto Koło. Siedemnastoletni elew Florian Gluba został przydzielony do kompanii gospodarczej. Elewi byli obsługą taboru, wojsko przemieszczało się pieszo. Były wozy konne z ładunkami, a żołnierze szli, potem wsiedli do pociągu, który został zbombardowany.
Szli na Warszawę
Na szczęście, bomba w pleszewian nie trafiła. – Miałem na sobie mundur, furażerkę, ale broni nie miałem – opowiadał pan Florian Michałowi Kaczmarkowi. Pleszewskie wojsko kierowało się na Warszawę, przez Łowicz. Tam Niemcy zaczęli strzelać. Zapanował chaos, większość żołnierzy się wycofała, elewowie, którzy nie mieli broni, rozbiegli się na pobliskie pola, gdzie przeczekiwali bombardowanie. Zapadła noc, pan Florian wspominał, że się zgubił.
Spotkał kolegów za Sochaczewem
Spod Łowicza szedł sam. Za Sochaczewem spotkał dwóch kolegów – elewów z pleszewskiej orkiestry pułkowej. Był to Kazimierz Basiński i Ignacy Matuszak. Razem pleszewianie wsiedli na (jakiś) wóz i pojechali w kierunku Warszawy. Spokój nie trwał długo. Niemieckie samoloty nadleciały i ostrzelały wóz. Pan Florian wspominał, że zeskoczył z wozu i podążył pieszo w kierunku Warszawy. Dotarł do stolicy na 8 września.
W Garwolinie marsz się skończył
Tam dostał broń i został przydzielony do nieznanej sobie jednostki. Na Pradze widział bomby i umierających ludzi. Pamiętał wybuch bomby, który wytłukł wszystkie szyby w kamienicy. Ze stolicy oddział, w którym znalazł się siedemnastolatek z Pleszewa, kierował się na południe, ku granicy z Rumunią. Jednak w Garwolinie marsz się skończył. Niemcy nie puścili dalej. Trzeba było zawrócić. To tam pan Florian widział doszczętnie spaloną wioskę.
Niewola i przymusowe roboty
19 września 1939 roku trafił do niewoli. Jeńców eskortowano do Mińska Mazowieckiego. – Po kilku dniach zostałem zwolniony i pieszo, z kolegą Kubikiem, pieszo wracaliśmy do Pleszewa – wspominał Michałowi Kaczmarkowi. Dotarli do domu na początku października. Niedługo był w rodzinnym domu. Wkrótce został wywieziony na przymusowe roboty do Niemiec w okolice Dolnej Saksonii. – Nie było źle, pracowałem w gospodarstwie jako szwajcer, czyli mężczyzna, która doi krowy – opowiadał.
Po wojnie grał w orkiestrach
Do Pleszewa wrócił w listopadzie 1945 roku. Miał 23 lata. Do wojska nie poszedł, ale mundur go nadal pociągał. Florian Gluba został listonoszem. Pociągała go też muzyka a dokładnie orkiestry. Grał w orkiestrach związkowych i zakładowych m.in. pod batutą Łukasza Żurkiewicza – czyli przedwojennego kapelmistrza orkiestry 70 pułku piechoty. Najdłużej grał w orkiestrze dętej w Choczu. Karierę muzyka skończył w roku 1994. Doczekał się też stopnia wojskowego. W 2002 roku 80 – letni Florian Gluba otrzymał stopień podporucznika.
Elew jak żołnierz
Kilka lat temu, ze staruszkiem rozmawiał o tym Michał Kaczmarek, który jest skarbnicą wiedzy o historii 70 pułku piechoty i o ludziach z nim związanych. Wtedy pan Florian opowiadał pleszewskiemu historykowi, o tym jakie były prawa i obowiązki elewa, który grał w pułkowej orkiestrze. – Wszystko było tak jak w wojsku. Było nas około dwudziestu. Opiekował się nami kapral Łata. Jak już tam wstąpiłem, to wycofać się nie było można – mówił pan Florian.
… tylko bez broni
Służba elewów była podobna do tej, którą pełnili żołnierze poborowi, z tą różnicą, że elewi nie dostawali do ręki broni. Jak wychodzili do miasta, musieli się meldować wartownikowi. W każdą niedzielę, kiedy wojsko maszerowało z koszar na mszę świętą do pleszewskiej fary, orkiestra szła na czele. A elew Florian Gluba, jak mówił, grał na werblach. Został elewem, bo chciał zostać żołnierzem. Nie zdążył, bo wybuchła wojna.
Florian Gluba przeżył 95 lat. Przyszedł na świat w Pleszewie 3 maja 1922 roku. Chodził do szkoły podstawowej przy ul. Szkolnej, która teraz nosi imię żołnierzy 70 pułku piechoty. Zmarł w marcu 2017 roku.
Czytaj też: Ponad 100 pleszewian zginęło w nalocie dywanowym na stacji w Komarnie 9 września 1939 roku