2 maja roku 2010 przypadł w niedzielę. Dym, wydobywający się z poddasza budynku, zauważyli pleszewianie, którzy po obiedzie wyszli na Rynek. Byłam tam i ja z moim wnukiem Feliksem. „Babciu zobacz, dym” – zauważył dziesięciolatek. Rzeczywiście, spomiędzy dachówek zaczęło się dymić.
Ktoś wezwał Straż Pożarną. Przyjechały 3 zastępy strażaków z Jednostki Ratowniczo – Gaśniczej, przybyli ochotnicy z Pleszewa, Kowalewa, Chocza, Czermina. Ustawili wysięgnik i od strony ulicy Krzyżowej starali się gasić ogień na poddaszu. Inni gasili ogień z tarasu sąsiedniego budynku.
W tym czasie w oknach budynku na piętrze stali lokatorzy. Nie zdawali sobie sprawy z zagrożenia. Potem zaczęto wyrzucać przez okna pościele i ubrania. Wynoszono sprzęty. Przerażeni ludzie patrzeli na kamienicę, którą już wkrótce otulił dym. Był coraz większy, nawet języki ognia było widać.
Wkrótce zawalił się strop, strażacy zaczęli usuwać dachówki, żeby dotrzeć z wodą i pianą do strychu. Wkrótce dach stanął w płomieniach a nad rynkiem wiatr rozwiewał gryzący dym.
Gaszenie i potem dogaszanie ognia trwało prawie 7 godzin. Rozbierano belki dachu, rozbierano ścianę, która mogła opaść na sąsiadujący sklep drogeryjny przy ul. Kaliskiej. Akcją dowodził Komendant Powiatowej Straży Pożarnej Jacek Jarus.
Przez cały czas na rynku był obecny burmistrz Marian Adamek i jego zastępca Arkadiusz Ptak. Zaczęto szukać mieszkań zastępczych dla lokatorów. Inspektor Nadzoru Zdzisław Konecki nie pozwolił na dalszą eksploatację mieszkań. Przedsiębiorstwo Komunalne przewoziło uratowany dobytek do lokali zastępczych.
Zbigniew Oleksy, z rodziną, wynosił towary ze sklepu, który prowadził w lokalu od strony ulicy Kaliskiej. W czasach PRL tam była restauracja „Kolorowa”.
Do późnej nocy dogaszano pożar, usuwano resztki dachówek, resztki piany. Budynek został nakryty folią, Prokuratura zaczęła szukać przyczyn pożaru, miasto zaczęło rozważać, co zrobić z budynkiem, który jest w zasobach miasta. W Domu Parafialnym zorganizowano zbiórkę rzeczy dla pogorzelców. /Informacja powstała na podstawie tekstu napisanego przeze mnie do Gazety Pleszewskiej/
W ciągu 2 lat miasto odbudowało portyk, zniszczony przez wybuch sowieckiego czołgu 24 stycznia 1945 roku.
Ciekawa historia opisana: TUTAJ
Przykryto budynek nowym dachem, wstawiono okna, zawieszono nową tablicę upamiętniającą osoby, które zginęły wskutek wybuchu wraku sowieckiego czołgu 27 lutego 1945 roku.
Ciekawa historia opisana TUTAJ
Zapadła decyzja o wydzierżawieniu nieruchomości na 10 lat w zamian za zagospodarowanie wnętrz pod hotelik trzygwiazdkowy, restaurację, pub. Niestety, nie było chętnych. W tej sytuacji w maju 2014 roku ogłoszono przetarg na sprzedaż kamienicy za 950 000 zł. Ale i to się nie powiodło.
W 2018 kolejna nadeszła z ratusza bardzo optymistyczna wiadomość. A potwierdził ją nowy burmistrz Pleszewa Arkadiusz Ptak. Jest plan, aby kamienicę przekazać Spółce Sport Pleszew i to ona ma wyremontować wnętrze całej nieruchomości, która sięga w głąb ulicy Krzyżowej. I poprowadzić restaurację oraz hotel.
Wracając do historii kamienicy, która niedawno odzyskała swój dawny blask, jest to budynek kultowy z bardzo ciekawą historią. Do roku 1892 należała do Żyda Leichtentrita. Wtedy kupił kamienicę od niego Stanisław Bendlewicz, który dotąd przy Placu Kościelnym 3 (teraz jest tam apteka Pod Orłem), od 1885 roku prowadził własny skład porcelany.
Dwa lata później w kamienicy Stanisław Suchocki założył tu pierwszą polską Aptekę pod Orłem w Pleszewie. Koncesję kupił w 1894 roku za 214 500 marek od Niemca.
Ale moja dzisiejsza opowieść dotyczy kamienicy przy ul. Kaliskiej 2, dokąd z Placu Kościelnego przeniósł swój biznes Stanisław Bendlewicz. Jak wtedy ulica wyglądała? Mniej więcej tak jak na pocztówce z roku 1906, którą niedawno otrzymałam w prezencie.
Zajęciem ubocznym młodego przedsiębiorcy było szklenie okien. Kiedy przeniósł swój zakład do okazałego budynku przy Kaliskiej 2, zaczął biznes rozwijać.
W książce ,,Sylwetki zasłużonych pleszewian w czasach pruskiej niewoli” prof. Andrzej Gulczyński pisze, że w krótkim czasie zakład stał się największym w zaborze pruskim przedsiębiorstwem produkującym obrazy i dewocjonalia. Fabryka zwierciadeł, ram, obrazów, krzyżyków i szkaplerzy, dysponowała hurtowym składem artykułów odpustowych i jarmarcznych.
– Swymi wyrobami Bendlewicz wyparł panujących dotąd na rynku producentów niemieckich i żydowskich – pisze prof. Gulczyński. Asortyment wyrobów produkowanych w firmie przy ul. Kaliskiej 2 zwiększał się.
Produkowano tu ponad 150 rodzajów różnych krzyżyków drewnianych ale też lustra, lusterka, szkaplerze, lichtarze, listwy do oprawiania obrazów.Firma pleszewianina była premiowana w 1887 roku w Krakowie i w Pleszewie, w 1894 roku we Lwowie a w 1895 roku w Poznaniu.
W 1909 roku zdobyła złoty medal na wystawie kościelnej we Lwowie, w 1912 roku Medal złoty i dyplom uznania na Wystawie Przemysłowej w Pleszewie, w 1913 – Medal złoty na wystawie w Bochum.
W firmie Stanisława Bendlewicza, która sięgała w głąb ulicy Krzyżowej, co widać na pocztówce niżej, „maszyny były pędzone siłą elektryczną”. Wszak prąd mamy w Pleszewie od grudnia 1898 roku.
Nakładem firmy Bendlewicza wychodziły modlitewniki, książeczki do nabożeństwa, święte obrazki, obrazy patriotyczne. Nie miał on własnej drukarni, korzystał z firmy Ziółkowskiego. Wyroby firmy Bendlewicza zdobywały nagrody na wystawach w Poznaniu, Krakowie, Lwowie, Pleszewie, Bochum. Były wysyłane też za granicę m.in. na Wyspy Kanaryjskie, do Kolumbii, Brazylii, Maroka, Stanów Zjednoczonych.
Za upowszechnianie patriotycznych treści, był Bendlewicz inwigilowany przez władze pruskie, a nawet więziony przez kilka miesięcy.
Stanisław Bendlewicz był człowiekiem bardzo aktywnym. Działał w Radzie Nadzorczej Banku Spółdzielczego, w Towarzystwie Muzycznym, Klubie Cyklistów, Towarzystwie Czytelni Ludowych i innych licznie działających w Pleszewie stowarzyszeniach.
Parał się też pisaniem, jest autorem broszury ,,o potrzebach książkowości i w jaki sposób ma być prowadzona u przemysłowców”.
Pleszewski przedsiębiorca był też podróżnikiem. Zwiedzał Danię, Belgię, Francję, Finlandię, Szwecję i Rosję. Relacje z odbytych podróży spisywał, a pieniądze ze sprzedaży książek przeznaczał na dom sierot w Pleszewie.
Zmarł nagle w Poznaniu na zawał w 1921 roku. Przeżył 68 lat. Spoczywa na pleszewskim cmentarzu przy ul. Kaliskiej. Pozostawił dwóch synów Jana i Stefana.
Do stycznia 1945 roku kamienica St. Bendlewicz, była jedną z ładniejszych w Pleszewie. Niestety, jak pisałam wyżej, ucierpiała w ostatnim dniu wojny. 24 stycznia 1945 roku przy ul. Kaliskiej 2 wybuchł sowiecki czołg, do którego strzelał niemiecki żołnierz. Po portyku paradnym zostały wspomnienia i stare pocztówki.
Dawne paradne wejście zamurowano, a na murze zawieszono tablicę upamiętniającą sowieckich czołgistów. Każdego roku 24 stycznia składano pod tablicą kwiaty. 2 maja 2010 roku w kamienicy wybuchł pożar. Dzięki temu (jakie to przewrotne) można było przywrócić kamienicy dawny wygląd upamiętniony na starych pocztówkach.