Obyczajowość pleszewian w czasach II Rzeczpospolitej, w świetle raportów policyjnych zbadał i opisał dr Marek Jaeger w ,,Roczniku Pleszewskim” 2010.
Artykuł to kopalnia wiedzy o życiu naszych dziadków, pradziadków a dla najmłodszego pokolenia nawet prapradziadków. Problemem był alkoholizm, z którym walczono różnymi sposobami. Policjanci robili naloty na restauracje i sprawdzali, czy nie sprzedaje się napojów alkoholowym młodzieży przed ukończeniem 21 roku życia.
Spisywali też stałych bywalców lokali i ich nazwiska podawali staroście a nawet wojewodzie. Nazwiska pijaków umieszczano na łamach ,,Orędownika”, co było najbardziej drastyczną karą.
Pleszewianie donosili też policjantom, że oficerowie 70 pułku piechoty po pijanemu jeżdżą po plantach konno lub na rowerach. W tych zabawach miały też uczestniczyć panienki lekkich obyczajów.
Walka z alkoholizmem, była raczej walką z wiatrakami, bo pleszewianie policji w tym zakresie nie wspierali, lecz jeśli chodzi o ,,lekkie obyczaje”, policja mogła na pleszewian liczyć. Kiedyś doniesiono, że w zakładach fryzjerskich są pisma pornograficzne. Policjanci zrewidowali wszystkie salony fryzjerskie i znaleźli w nich … żurnale z modą.
Do stałych zadań policji należało prowadzenie rejestru prostytutek ,,czynnych zawodowo”. Wszystkie panie – jak pisze dr Jaeger, były poddawane badaniom lekarskim. Policjanci wyłapywali prostytutki, które świadczyły usługi nielegalnie, nie było ich w rejestrze i nie miały badań. Te, były karane. Tu policja nie musiała się wysilać, bo o każdej nowej panience, usłużni pleszewianie natychmiast zawiadomili. Dodam, że w 20 – leciu międzywojennym ludność Pleszewa nie przekraczała 10 000 mieszkańców, więc każda nowa twarz natychmiast była rejestrowana.
W tej kamienicy był dom uciech, dom partii, teraz będą mieszkania komunalne
Z notatki policyjnej wynika, że mieszkaniec kamienicy przy ul. Sienkiewicza 40, doniósł na swoją sąsiadkę niejaką Triebe, że prowadzi ona dom publiczny. A prostytutki, które tam zatrudnia, są spoza Pleszewa. Oczywiście policja donos sprawdziła. Przeprowadziła śledztwo.
Wkrótce donosy na panią Triebe przestały do policji przychodzić. Pojawiły się inne donosy. Pisał je sąsiad poprzedniego donosiciela. Informował policję, że tamten już nie pisze ,,bo sam zaczął do burdelu chodzić”.
W kronice jest też opisany przypadek dentysty z ul. Garncarskiej, który bez sprawdzenia badań zadawał się z jedną panią lekkich obyczajów. Za swoją lekkomyślność zapłacił chorobą weneryczną. O tym, że sprawy moralności, czyli ,,stosunków pozamałżeńskich” leżały pleszewianom na sercu, świadczy duża liczba donosów.
Marek Jaeger pisze, że donosili nie tylko zwyczajni zjadacze chleba, ale też urzędnicy, a nawet księża. Sam wojewoda był poirytowany i apelował o umiar. Napisał do pleszewskich urzędników, że sam fakt mieszkania z kimś pod jednym dachem nie oznacza, że się z tym kimś sypia.
Obowiązkowym badaniom na obecność chorób wenerycznych poddawano także służbę. Pewnie dlatego, żeby pan dziedzic lub inny pan (albo pani) korzystający w zaciszu domowym z dostępnego i darmowego seksu nie miał problemów. Seks z służącym lub służącą nie był napiętnowany i donosom nie podlegał.
Idąc tropem donosów, policjanci wpadali do hoteli i sprawdzali czy w pokojach mieszkają małżeństwa czy pary nieformalne. W Hotelu Polskim w Pleszewie przyłapano Katarzynę Andracką z Ligoty w pokoju Franciszka Kempińskiego. – Po żmudnym śledztwie ustalono, że nie ma podstaw do ukarania – pisze dr Marek Jaeger.
Także kontrole przeprowadzane w hotelach w innych miastach powodowały, że wpadali pleszewianie. W 1923 roku Weronikę Lichnowską znaleziono z Wincentym Fromem z Obornik w pokoju hotelu Du Nord. Na takie osoby nakładano kary finansowe.
Rejestrowane i badane prostytutki legalnie uprawiały swój zawód i nikogo nie gorszyły za to osoby żyjące bez ślubu były napiętnowane. Donosili o nich na policję usłużni sąsiedzi. Pewnego razu doniesiono, że do mieszkania niejakiej Jajorowej ul. Hallera przybyły z Jarocina trzy panie oraz trzej panowie, którzy ,,zachowywali się niemoralnie”. Donos sprawdzono, zarzutów nie postawiono. Czasem donosy na pary żyjące ,,na kocią łapę” składali księża ,,na prośbę parafian” a czasem z własnej inicjatywy.
Donosy dotyczyły nie tylko moralności, ale też innych spraw. W kronice odnotowano, że siostry zakonne oskarżyły pleszewianina Seidlera, że wywozi mierzwę przez ich pole. On się nie przyznawał, twierdząc, że to wina jego pracownika. Policja rzecz zbadała i winnych ukarała.
Inny przypadek dotyczy Józefa Greszki, który oskarżył Jana Biadałę, jakoby jego kozy zjadły trzy z czterech posadzonych przez niego drzewek. Zeznania świadków były sprzeczne. Ale największą winę miał niejaki Płócienniczak, który przyprowadził ,,na miejsce przestępstwa kozła”, który tak podniecił kozy, że się rozbiegły.
Nagminne w latach 20. były kradzieże odzieży, płodów rolnych. W maju 1922 roku zatrzymano 10 złodziei. Trafiali do miejskiego aresztu, gdzie utrzymywało ich miasto. Grube kradzieże też odnotowano. W 1928 roku 2500 zł ukradziono właścicielowi Chorzewa.
Właściciela zakładu fryzjerskiego Kramarczyka na ul. Sienkiewicza okradli dwaj panowie: Jan Meller – fryzjer 70 pułku piechoty i szeregowiec Ludwik Radziejowski. W 1932 roku okradziono zegarmistrza Roszaka. Łupy odzyskano u pasera w Kaliszu. Jak pisze Marek Jaeger – szef bandy popełnił samobójstwo.
Policja sprawdzała też, jak pleszewianie wywiązują się z nakazu ministra Sławoja Składkowskiego, który zalecił budowę ubikacji przy każdym domu (stąd sławojka), wprowadził przymus plucia do spluwaczek zamiast na podłogę w miejscach publicznych. W 1926 roku sprawdzono 134 obiekty i uchybień nie odnotowano.
Jeśli chodzi o budynek przy ul. Sienkiewicza, gdzie przed wojną mógł się mieścić dom schadzek pani Triebe, to jeszcze na początku XXI wieku miały tu siedzibę partie polityczne i organizacje społeczne. W roku 1999 mieściła się tu nawet redakcja ,,Gazety Pleszewskiej” .
Budynek opustoszał, jest bardzo zniszczony. Miasto przejęło go od starostwa, które nim zarządzało w imieniu skarbu państwa. Wiceburmistrz Andrzej Jędruszek potwierdza, że po kapitalnym remoncie, porównywalnym do tego, któremu poddano kamienicę przy Placu Kościelnym, gdzie się mieści Prokuratura Rejonowa i biuro Strefy Płatnego Parkowania, będą tu mieszkania komunalne.
Kamienica przy ul. Sienkiewicza udostępniała swoje pomieszczenia także innym instytucjom. Przemysław Jankowski podpowiada, że w październiku 1990 roku tu była pierwsza siedziba Powiatowego Urzędu Pracy, gdzie od 1 stycznia 1991 roku pracował jego ojciec Zbigniew. Taki adres ma w książeczce ubezpieczeniowej.
Dominik Nowak z kolei pamięta, że w kamienicy w latach 80. był Inspektorat Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (potem przeniesiony na ul. Ogrodową, gdzie wcześniej w ,,białym domku” była siedziba Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej). W ZUS pracowała jego mama.
Piotr Grabowski pamięta, że w tym budynku była siedziba Ogniska Muzycznego, które wcześniej mieściło się w kamienicy przy ul. Poznańskiej 35.
Okazuje się, że w kamienicy w latach 70., 80. i jeszcze 90. znajdowało się Biuro Notarialne, oczywiście państwowe. Przypomniał to zastępca burmistrza Andrzej Jędruszek.
Do roku 1990 notariusze byli urzędnikami państwowymi. Dopiero po zmianie ustroju się sprywatyzowali. Wiesław Wężyk podpowiedział, że w tej kamienicy był też wydział handlu oraz wydział komunikacji.