Zdjęcia, wykonane przez pleszewiankę, można oglądać w Zajezdni Kultury na wystawie zatytułowanej „PodróżoBRANIE”.
Tytuł wystawy wymyśliła mama Agaty – Edyta Brania – nauczycielka geografii, która też lubi podróżować i fotografować. O czym się można przekonać, śledząc jej profil na Fb, gdzie znajdujemy zdjęcia, zawsze z opisem.TUTAJ
Panie lubią podróżować razem, łączy je ciekawość świata i chęć zobaczenia i doświadczenia wszystkiego, co się da.
Zaproponowałam Agacie, żeby opowiedziała mi o sobie i swoich podróżach. A ona przyjęła moje zaproszenie na bloga.
Opowieść zaczyna się od podróży z rodzicami i z bratem do Niemiec, gdzie mieszkają krewni i do Chorwacji.
Natomiast pierwszy samodzielny wyjazd miał miejsce w czasie studiów na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu w ramach programu Erasmus.
W 2011 roku na jeden semestr pleszewianka wybrała się do Lizbony – stolicy Portugalii.
Pierwsze zetknięcie z ludźmi z całego świata, otworzyło mnie na ten świat i zainspirowało do podróżowania. Ze znajomymi wyjeżdżaliśmy do Maroka, na Maderę a także na wycieczki po Hiszpanii.
Na własnej skórze doświadczyłam, ile to daje radości, ile można zobaczyć, nauczyłam się też okazyjnego kupowania tanich biletów na samoloty – wspomina Agata Brania.
Kolejne studenckie wakacje spędziła w rozjazdach. Najpierw szybki kurs opiekuna wycieczek i z zorganizowaną grupą wyjazd do Londynu. Potem Skandynawia…
I mama, która zawsze mówiła: Agata, jedź! Pożyczę ci pieniądze, potem oddasz. I jechałam – podkreśla pleszewianka.
Jeszcze w czasie studiów zaliczyła wakacyjny wypad do Stanów Zjednoczonych, gdzie pracowała … jako ratowniczka na basenie, po kursie ukończonym w Poznaniu.
Był to wyjazd studencki w ramach „Work and travel” czyli pracuj i podróżuj. Trwał od maja do września i potem był miesiąc zwiedzania. Agata mówi, że z takiej możliwości korzystała dwukrotnie.
Jeszcze w czasie studiów była na kolejnej wymianie Erasmus w Słowenii.
Po studiach praktyki w Niemczech, gdzie jest zatrudniona do tej pory w dziale planowania i analiz w firmie produkującej maszyny do obróbki drewna.
Od 1,5 roku pracuje zdalnie, dlatego częściej bywa w Pleszewie, mogła tu popracować nad wspomnianą wyżej wystawą w Zajezdni Kultury.
No i spotkać się ze mną aby opowiedzieć mi o swojej pasji poznawania świata.
Dlaczego wybrała praktyki w Niemczech? Po pierwsze, chciała podszkolić swoją znajomość języka niemieckiego, jak mówi lubi języki obce i „chciała mieć kontakt”.
Od 5 lat mieszka i pracuje w Niemczech w Schwarzwaldzie w kraju związkowym Badenia – Wirtembergia.
Do granicy z Szwajcarią ma 2 godziny drogi samochodem, do granicy z Francją – półtorej godziny. Są to kraje, w których Agata bywa kilka razy w roku.
Pleszewianka bardzo sobie chwali firmę, w której pracuje. Jest tu bardzo dużo dni wolnych od pracy – 30 dni urlopu plus dni dodatkowe, wynikające z nadgodzin. Zdarza się, że wolnych dni ma 40 a nawet 50.
Więc jeżdżę! Czasami patrzę na tanie bilety i lecę. Tak było w miniony długi weekend, kiedy poleciałam z koleżankami do Włoch a konkretnie do Pizy i Florencji, gdzie już byłam ale dokąd chętnie wracam – tłumaczy podróżniczka.
Noclegi? Najczęściej w prywatnych mieszkaniach, które oferuje aplikacja airbnb. Zdaniem Agaty, korzystanie z pokoi w prywatnych mieszkaniach lub z całych mieszkań, jest bardziej komfortowe niż noclegi w hotelu.
Jednak nie zawsze o kierunku podróży decyduje cena biletu. Są takie miejsca na świecie, które bardzo chce zobaczyć i wtedy ceny nie mają znaczenia.
Tak było w przypadku Wietnamu i Kambodży, gdzie była z kolegą i Tajlandii, do której poleciała z przyjaciółką.
Teraz myśli o Gruzji. Kieruje się też pogodą i porą roku. Kiedyś była w Amsterdamie w grudniu i po raz drugi by tego błędu nie popełniła.
Wśród państw Europy, w których była, jest 26 krajów Unii Europejskiej plus Wielka Brytania, Chorwacja, Serbia, Norwegia, Islandia, Szwajcaria, Liechtenstein, Andora, Monako, San Marino, Watykan, Czarnogóra.
Przed sobą ma wschód Europy czyli Rosję, Białoruś, Ukrainę, Mołdawię, Kosowo, Macedonię i Albanię. Pojedzie tam, kiedy będzie sprzyjająca pogoda i warunki podróżowania.
W Afryce była tylko w Maroku. Nie widziała ani Tunezji ani Egiptu. Jak mówi – nie kręcą jej wycieczki all inclusive, ale uważa, że warto odwiedzić te kraje, tylko nie w tej formie.
Jeśli chodzi o Amerykę Północną, zwiedziła Kanadę, Stany Zjednoczone i Portoryko leżące na Karaibach.
W Azji była w Emiratach Arabskich, w Sułtanacie Omanu, w Wietnamie, Kambodży, Jordanii, Tajlandii, Sri Lance i Turcji.
O Ameryce Południowej marzy ale najpierw musi poznać język hiszpański, bo znajomość angielskiego to tam za mało.
Mówi, że chciałaby poznać cały świat a podróżować będzie, „dopóki wystarczy jej sił i pieniędzy”.
Najchętniej i najczęściej podróżuje samolotem. Doliczyła się 132 lotów, co odnotowuje specjalna aplikacja w telefonie (my.flightradar24.com).
Ma też w smartfonie aplikację z mapą (been) i zaznaczonymi na niej krajami, w których była.
Ale jeździ też samochodem. Najczęściej do wspomnianej już Francji i Szwajcarii, którą jak mówi, zjeździła wzdłuż i wszerz.
Agata lubi łączyć różne środki lokomocji. Na przykład do Włoch pojechała samochodem, zainstalowała się na campingu i wędrowała po Dolomitach. Stamtąd, zostawiwszy auto na parkingu, poleciała samolotem pozwiedzać Sycylię.
No i jeszcze prom, którym płynęła do krajów skandynawskich.
Pytam, jak przygotowuje się do kolejnych wyjazdów, czy to jest spontan i jazda w ciemno, czy raczej wyprawa zaplanowana.
Okazuje się, że wszystko jest przemyślane i zaplanowane. Najpierw loty i bilety. Potem rezerwacja noclegów, oczywiście wszystko przez internet. Kolejny etap przygotowań to zdobycie informacji, jak przemieszczać się na miejscu, czy lokalną komunikacją, czy lepiej wynająć samochód – tłumaczy moja rozmówczyni.
Kiedy już to jest załatwione, podróżniczka planuje, jakie atrakcje chce zobaczyć i ile to zajmie czasu. A potem pakuje plecak, bierze kartę kredytową, trochę euro w gotówce i rusza w drogę.
Na szczęście w Europie prawie wszędzie można płacić kartą. Poza Europą też, ale zdarzają się miejsca np. targowiska, gdzie lepiej płacić gotówką. Wtedy Agata korzysta z bankomatów.
Na podróżach nie oszczędza. Przeznacza na swoją pasję 20 procent dochodów. Mówi, że gdyby zarabiała w złotówkach, nie miałaby takiej swobody w wydawaniu pieniędzy.
Wrażenie robi spis podróży, jakie odbyła w 2019 roku. Dłuższe, dwutygodniowe wyjazdy były dwa: na Islandię i do Tajlandii.
Były też krótsze wypady – m.in. na narty do Austrii, do Barcelony, na 4 dni do Rzymu, na Sylwestra do Jordanii, na Maltę, na Słowację, do Grecji, Francji, z mamą do Finlandii i Estonii i razem z rodzicami i z bratem na Litwę i Łotwę.
Pewnie już na początku pisałam, że Agata Brania nie lubi podróżować sama. Na towarzyszy podróży wybiera osoby bliskie, które mają podobne preferencje. Chcą jak najwięcej zobaczyć.
Bo Agata jeśli coś zaplanuje, to nie odpuszcza. I trudno jej dopasować się do cudzych planów.
No i fotografuje. Zdjęcia, które możemy oglądać na wystawie w Zajezdni Kultury, stanowią niewielką część fotek podróżniczki. Jest ich kilkadziesiąt tysięcy, mieszczą się na dwóch zewnętrznych dyskach.
I nie są robione telefonem komórkowym ale aparatami fotograficznymi. Tak, aparatami, bo Agata w (każdą) podróż zabiera dwa aparaty, trzy obiektywy i mały statyw. Do tego dochodzą ładowarki i przyrząd do czyszczenia obiektywów. Nie wyobraża sobie wyjazdu bez tego sprzętu.
Zdjęć robi mnóstwo, np. teraz z czterodniowego wypadu do Pizy i Florencji przywiozła 500 fotek. Wykorzystuje je potem do robienia fotoksiążek z wyjazdów.
Czasem wysyła zdjęcia na konkursy. Trzy lata temu wzięła udział w konkursie „Matematyka w obiektywie”.
Fotka zrobiona w świątyni w Grecji, została wyróżniona i trafiła na okładkę podręcznika do matematyki dla klasy III liceum – wydawnictwo PAZDRO.
Prawdziwy sukces odniosła już w czasach nauki w liceum. Wygrała ogólnopolski konkurs „Człowiek w bibliotece” sadzając w szkolnej książnicy w liceum, w różnych miejscach i na dwóch poziomach szkolne trojaczki – dwie siostry i brata. W nagrodę otrzymała cyfrowy aparat.
Pytam Agatę, czy świat, który zwiedza, jest przyjazny, czy raczej nieprzewidywalny i niebezpieczny a obcych trzeba się bać? Czy przeżyła jakieś przygody, których wspomnienie mrozi krew w jej żyłach?
Pleszewianka podkreśla, że świat jest zaskakujący. Nastawiamy się na niebezpieczeństwo, a spotykamy się z wielką gościnnością. W biednych krajach Azji, ludzie są otwarci, uśmiechają się, zagadują. W Polsce tego nie doświadczam.
Okazuje się, że przygód jednak kilka było, ale dobra znajomość języka angielskiego, który rządzi światem, nie tylko elektronicznym, pozwoliła jej wybrnąć z kłopotliwej sytuacji.
Jedno z niespodziewanych zdarzeń miało miejsce na Sri Lance, gdzie Agata wypłaciła gotówkę z bankomatu a ten wciągnął jej kartę. Poradzono jej, żeby wypełniła formularz i … zgłosiła się za trzy tygodnie.
Dopiero kiedy wytłumaczyła, że przyjechała na dwa tygodnie i chce tu wydawać pieniądze, kartę otrzymała prawie od ręki. Gdyby nie dobra znajomość języka angielskiego, byłby problem.
Zdarzają się też miejsca na świecie, gdzie nie ma dostępu do internetu, wtedy trzeba posiłkować się mapami i pytać przechodniów. Zwykle „poluje się” na młodych ludzi, którzy znają angielski.
Chociaż raz, na Sycylii, zaskoczyła ją pani po siedemdziesiątce, która biegle znała angielski i pomogła.
Chwile grozy przeżyła podróżniczka w Jordanii, dokąd poleciała z zorganizowaną grupą na Sylwestra. Grupa oddaliła się, nie zauważając, że dwóch osób nie ma – jej i koleżanki.
Zostałyśmy same bez autobusu, bez internetu. Na szczęście ludzie na ulicy udostępnili nam internet i zadzwoniłyśmy do organizatorów wycieczki, którzy po nas wrócili – wspomina Agata Brania.
Zgubiła się też w Hiszpanii, dokąd pojechała z Portugalii w czasach Erasmusa. W drodze powrotnej do hotelu nagle została sama, bez adresu hotelu, bez telefonu z internetem o 3.00 nad ranem. Na szczęście pomogły Francuzki – rozpoznały hotel na podstawie opisu Agaty.
Kolejna przygoda miała miejsce w Tajlandii, gdzie podróżniczki bardzo chciały zobaczyć największy pomnik Buddy w Tajlandii. Podróż była długa, tuk-tuk się zepsuł, a na miejscu się okazało, że Budda był otoczony rusztowaniem.
Agata Brania na pewno nie zapomni dwudniowego pobytu w dżungli w Tajlandii, gdzie trzeba było przepłynąć przez jaskinię pełną wielkich pająków. Nocowała tam w domkach na tratwach.
Podczas rejsu łódką w Stanach Zjednoczonych, towarzyszyły podróżnikom aligatory. Tam nauczyła się odróżniać aligatory od krokodyli.
Chciałaby wrócić do Stanów Zjednoczonych, gdzie – jak mówi, zostało tyle do zobaczenia.
Marzą jej się też Indie, uwielbia tamtejszą kuchnię. Ma dwóch znajomych Hindusów, kolegów z pracy, którzy przybliżyli jej hinduskie smaki – chlebki i sosy zwłaszcza.
Na pewno pojedzie do Chin odwiedzić przyjaciółkę, która wróciła do swojej ojczyzny. Ale zdążyła Agatę zafascynować chińskimi potrawami.
Jeszcze w tym roku podróżniczka wybierze się do Hiszpanii. A w przyszłym roku do Gruzji. Zwiedzanie Polski zostawia sobie na później. Mówi, że młodego człowieka ciągnie w świat, który jest piękny i różnorodny.
Tymczasem zaprasza do Zajezdni Kultury na wystawę 40 zdjęć z ostatnich pięciu lat podróżowania.
Fotorelacja z wernisażu wystawy „PodróżoBRANIE” w Zajezdni Kultury – zdjęcia Agnieszki Piaseckiej i Romana Kazimierza Urbaniaka
Z Zajezdni fotografie trafią do pleszewskiego ratusza, gdzie będzie można je oglądać przez kolejne tygodnie.
Czytaj też: Ania Plucińska podbija Azję