Owym legendarnym rycerzem – walczącym w oddziale Ziemi Kaliskiej pod dowództwem króla Polski Władysława Jagiełły oraz Wielkiego Księcia Litewskiego Witolda 15 lipca 1410 roku pod Grunwaldem, mógł być Jan Lutek z Brzezia herbu Doliwa – Luthko de Brzesze, którego nazwisko pojawia się po raz pierwszy w 1418 roku – jako podsędka w sądzie ziemskim w Kaliszu.
W tym samym roku w „Liber Beneficiorum” Jana Łaskiego odnaleźć można zapis o tym, że w Brzeziu w 1418 roku została erygowana parafia pod zawołaniem Rozdzielenia Apostołów, które to święto kościół obchodzi właśnie 15 lipca, czyli w rocznicę bitwy pod Grunwaldem. Jeszcze po wojnie odpust w Brzeziu obchodzono właśnie 15 lipca.
Coś więc jest na rzeczy, jeśli chodzi o początki parafii i kościoła w Brzeziu. W tradycji ustnej funkcjonuje przeświadczenie, że kościół w Brzeziu jest dziękczynieniem Jana Lutka za ocalenie życia w bitwie – mówi Agnieszka Słupianek – Winkowska, która jest autorką książki „Dzieje miejscowości Brzezie w świetle źródeł”.
Z panią Agnieszką rozmawiamy o bardzo ciekawej i bogatej historii wsi Brzezie, która w tym roku obchodzi swoje 600 – lecie.
Do napisania książki, która najpierw była pracą magisterską opracowaną pod kierunkiem prof. Michała Jarneckiego w Zakładzie Ochrony Dziedzictwa Kulturowego i Komunikacji Międzykulturowej UAM w Poznaniu z siedzibą w Kaliszu, zachęcił mieszkankę Brzezia ówczesny proboszcz śp. ks. Marek Kulwinek.
W 2011 roku, podczas Nawiedzenia Obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej w Brzeziu podkreślał, że historia parafii sięga bitwy pod Grunwaldem a wojowie szli w bój z Krzyżakami pod dowództwem Ulricka von Jungingena, z pieśnią „Bogurodzica” na ustach.
Proboszcz udostępnił księgi parafialne i kroniki. Potem były wizyty w Archiwum Archidiecezjalnym w Gnieźnie, gdzie pani Agnieszka przepisywała teksty ze starych ksiąg a co się dało, fotografowała. Zbierała też wspomnienia mieszkańców wioski, którzy często powtarzali to, co sami słyszeli od swoich dziadków.
Zbyt wielu informacji o tym pierwszym kościele w Brzeziu nie ma. Podobno „stał na górce”. Tak przynajmniej twierdzą najstarsi mieszkańcy Brzezia. Owa górka mogła być tam, gdzie teraz jest nieruchomość z wigwamami nad strumykiem Brotki. Można to wywnioskować na podstawie lokalizacji ziem należących do parafii Brzezie, noszących w księdze wieczystej nazwę Dobra Rycerskie – sugeruje Agnieszka Słupianek – Winkowska.
Co się stało z drewnianym kościołem zbudowanym jako wotum dziękczynne za szczęśliwy powrót z bitwy, tego dokładnie nie wie nikt. Mieszkaniec Brzezia – Zdzisław Szkudlarek podzielił się z autorką książki podejrzeniem, że kościół mógł spłonąć razem młynem, który stał nieopodal i stanął w ogniu.
Być może ogień się przeniósł a mieszkańcom Brzezia udało się wynieść z kościoła najcenniejsze przedmioty z obrazem Matki Bożej na czele? Ale wiarygodna – zdaniem autorki książki, może być wersja o stopniowym podupadaniu kościółka…
Przetrwał on 362 lata. 20 lipca 1780 roku jeszcze stał. Wynika to z rejestru przeprowadzonego przez ks. Mikołaja Paszkowskiego. Były w kościele trzy ołtarze, chrzcielnica, cztery chorągwie, trzy małe dzwonki, kropielniczka cynowa, kociołek do wody święconej, dwa mszały, ewangeliarz, szaty liturgiczne, kielichy, monstrancja pozłacana, dwa klęczniki, stare krzesło obite starym suknem, baldachim, dwie lampy, cztery drewniane krzyże, nowa łódka do kadzidła… W ołtarzu głównym wizerunek Matki Boskiej z pięcioma srebrnymi wotami. Obraz przedstawia Matkę Boską z błogosławiącym Dzieciątkiem.
Jednak obraz Matki Bożej Opieki pochodzi z XVIII wieku, dlatego nie jest z fundacji Jana Lutka.
Obraz Matki Bożej Opieki w kościele pw. Rozesłania Apostołów w Brzeziu
Obraz znalazł się w nowym kościele, który był z budowany przez Andrzeja i Elżbietę Bogdańskich w 1789 roku, czyli na 4 lata przed II rozbiorem Polski, kiedy to Brzezie zostało włączone razem z Pleszewem w granice Prus.
Andrzej Bogdański nie doczekał konsekracji kościoła. Zmarł 23 marca 1789 roku. Został pochowany w podziemiach starego kościoła, gdzie prawdopodobnie spoczywali wcześniejsi właściciele Brzezia.
Podczas gdy uroczyste poświęcenie barokowego kościoła i wniesienie Najświętszego Sakramentu oraz obrazu Matki Boskiej, odbyło się 11 listopada w obecności proboszcza z Turska oraz sędziny ziemskiej Elżbiety Bogdańskiej oraz bardzo licznej rodziny i parafian.
Chociaż ołtarza głównego – jak pisze pani Agnieszka – jeszcze wtedy w kościele nie było. Zbudowała go, za własne pieniądze Elżbieta Bogdańska w roku 1792. Rok później wybudowała dzwonnicę.
Dokument z 1793 roku
A cztery lata później zbudowała podziemne grobowce, do których zostały przeniesione doczesne szczątki właścicieli Brzezia w tym Jana Lutka oraz Andrzeja Bogdańskiego.
Jak wyglądało Brzezie w 1789 roku, kiedy Bogdańscy budowali nowy kościół? Agnieszka Słupianek - Winkowska pisze, że wieś liczyła 26 dymów i 211 mieszkańców. Wśród nich były na pewno panie, które dożyły więcej niż 100 lat. Jadwiga Gawrońska z Chorzewa urodziła się w 1744 roku i Katarzyna Pawlak urodzona w 1749 roku. Zmarły w roku 1854. Jedna w wieku 110 lat, druga 105 lat.
Elżbieta Bogdańska – fundatorka kościoła, przeżyła męża o 23 lata. Spoczęła z nim w podziemiach kościoła. Niestety, w 1960 roku, szczątki wszystkich zmarłych wydobyto z podziemi i pochowano na cmentarzu parafialnym. Do ekshumacji jeszcze wrócę w dalszej części artykułu.
Kościół pw. Rozesłania Apostołów w Brzeziu
Nowy kościół w Brzeziu ma 229 lat. W książce Agnieszki Słupianek – Winkowskiej znajdują się szczegółowe spisy sprzętów i nieruchomości z różnych lat.
Ołtarz Serca Jezusowego - foto z 2017 rokuOłtarz Rozesłania Apostołów zdj. z 2018 roku
Np. w spisie z 1832 roku „nie było na stanie złotych przedmiotów, jedynie monstrancja ufundowana przez Elżbietę Bogdańska miała pozłacane promienie”. Z dokumentu wynika, że brzeska parafia była bardzo uboga.
Być może miało to związek z kradzieżą, do której doszło w nocy z 7 na 8 stycznia roku 1807? Złodzieje zabrali wtedy dwie puszki i dwa kielichy z patenami.
W latach 30. XIX wieku parafia była biedna. Dochody proboszcza Paszkowskiego wystarczały jedynie na „żywność, opał, opłacenie służących, podatków i na remonty”. Nie było pieniędzy na opłacenie „wikariusza, organisty i innych sług kościelnych”.
W 1850 roku objął parafię ks. Jan Jakub Siwicki, który zastał „budynki gospodarcze w ruinie, studnię zawaloną i dom mieszkalny, który mógł się rozpaść w każdej chwili”.
To on, dzięki wsparciu dziedzica Skoraszewskiego „wzniósł budynek gospodarczy, oczyścił rowy, zajął się rolą, odbudował plebanię, pokrył cynkiem dach kościoła”.
Lata 50. były bardzo trudne. Agnieszka Słupianek – Winkowska pisze, że w 1853 Brzezie nawiedziły ulewy, rok później przyszła zaraza, która zniszczyła plony. Jedna czwarta parafii wymarła z głodu.
Ludzie się zadłużali, tracili majątki, rosły podatki, wsparcia z Berlina nie było. Pleniły się choroby. Jedno dziecko się rodziło, pięć osób umierało. Z tym wszystkim musiał się zmierzyć proboszcz.
I nie tylko z biedą i chorobami. 29 stycznia 1859 roku ks. Siwicki przeżył bandycki napad na plebanię. Pięciu bandytów z Głogowy pod Raszkowem otoczyło plebanię, w której oprócz proboszcza mieszkał też ekonom dworski Sebastian Stawiński.
Wyszli oni na dwór z bronią, a bandyci mieli się na nich rzucić. Ale słysząc pierwszy wystrzał, rzucili się do ucieczki. Pozostał jeden rosły chłop – Ignacy Dolata – prawdopodobnie pijany. Rzucił się na proboszcza i zginął. Pochowano go za dzwonnicą – czytam w książce Agnieszki Słupianek – Winkowskiej.
Sebastian Stawiński do końca życia miał wyrzuty sumienia, że zabił człowieka. Mimo, iż zrobił to w obronie własnej – jak pisał ksiądz Stawicki.
Ekonom chciał być pochowany w progu kościoła, żeby ludzie po nim deptali. Prośba została spełniona – taką informację uzyskała autorka od Antoniny Grzębki.
Tymczasem wracam do proboszcza Siwickiego. W 50 – lecie kapłaństwa radca ziemski Gregorowicz, w imieniu króla pruskiego, wręczył proboszczowi Order Orła Czarnego. W uroczystym obiedzie uczestniczyły 64 osoby w tym Skoroszewscy z Turska, Taczanowscy z Kuczkowa, Miłkowscy z Macewa.
Umierając w 1870 roku, zapisał proboszcz kościołowi w Brzeziu 1000 talarów. Określone procenty od tej sumy miał być przeznaczone: na lampę przed Najświętszym Sakramentem, utrzymanie figury Najświętszej Bogurodzicy, „na okrywanie sierot parafialnych lub pleszewskich”.
Ks. Jan Jakub Siwicki spoczął przy kościele, wbrew swojemu życzeniu. Agnieszka Słupianek pisze, że chciał być pochowany skromnie na parafialnym cmentarzu.
W czasie Kulturkampfu księdza w Brzeziu nie było. Kościołem opiekowała się ostatnia polska dziedziczka – Maria Siemińska. Ksiądz wrócił dopiero w roku 1900.
Wtedy majątek tamtejszy znalazł się w rękach niemieckiej rodziny Beckerów. Nowy właściciel – Herman Becker odmawiał współpracy z parafią.
Nawet w odpustach Serca Jezusowego i Matki Boskiej Opieki – tradycyjnie przygotowywanych przez dwór, nie uczestniczył.
W 1910 roku nastał w Brzeziu nowy proboszcz ks. Adam Iwiński, który pracował tu 37 lat, czyli do roku 1947. Oczywiście z przerwą na lata okupacji niemieckiej, kiedy został wywieziony.
To ks. Iwiński, bez pomocy finansowej dziedzica Beckera, zamówił dla kościoła dwa nowe dzwony w pleszewskiej firmie Feliksa Ligęzińskiego.
Na szczęście nowa dziedziczka Brzezia – Irmgard von Lessen wyłożyła 2/3 kwoty na pokrycie cynkiem wieży i naprawę krzyża.
W czasie okupacji kościół i cmentarz był zamknięty. Zmarłych z Brzezia chowano w Tursku, z Chorzewa w Kuczkowie. Śluby i chrzty odbywały się na Rypinku w Kaliszu. Na plebanii mieszkali świeccy.
Po wojnie kościół był zaniedbany, trumny w podziemiach porozbijane. W roku 1952 nie było proboszcza na stałe, dojeżdżał dwa razy w tygodniu.
Kolejny proboszcz ks. Julian Malinowski w 1959 roku opisał stan moralny parafii. Podkreślał niezgodę wśród parcelantów, złe zachowanie młodzieży i rozwiązłość seksualną, brak wkładów pieniężnych na cele kościelne.
To za księdza Malinowskiego zelektryfikowano w roku 1960 kościół i uporządkowano podziemia, o czym wspominałam wyżej. Niestety, przenosiny zwłok odbywały się pod nieobecność proboszcza i nie sporządzono żadnej dokumentacji.
Agnieszka Słupianek – Winkowska wysłuchała relacji naocznych świadków ekshumacji. Trumny miały być w dobrym stanie, a zwłoki były zabalsamowane. Jan Smoliński mówił, że „W jednej z trumien leżał pan z bródką, miał wysokie buty ze spiczastymi czubkami. Ciała były zabalsamowane, ale kiedy ich się dotykało, unosił się pył, niczym mąka. W jednej małej metalowej trumience, umieszczonej w drugiej trumnie z napisem „Siemińska” leżała dziewczynka w wieku około 12 lat”.
Także wspomnienie Wandy Kordylas zamieszcza w swojej książce pani Agnieszka. "Wyciągnięto zwłoki pana z wąsem a także dziewczyny w wieku około 16 lat , która była ubrana w niebieską sukienkę a białe włosy - splecione w warkocze, miała związane złotymi wstążkami".Prócz tego z podziemia wyniesiono ciała trzech młodych dziewczyn z obrączkami, jedna miała założony welon, tej trzeciej trumny w ogóle nie otworzyli. Zamknięta na klucz była też trumna małego dziecka, które miało co najwyżej 3 lata. Widziałam też zwłoki wysokiego mężczyzny z podkurczonymi nogami oraz rycerza ubranego w zbroję i wyposażonego w miecz. Wiem również, że trzy trumny były zwykłe - blaszane - relacjonowała Wanda Kordylas.
Świadkowie ekshumacji podkreślali, że niektórzy mieszkańcy Brzezia kradli cen niejsze przedmioty z trumien.
Agnieszka Słupianek – Winkowska przejrzała księgi parafialne i ustaliła tożsamość niektórych osób pochowanych w podziemiach kościoła i 14 maja 1960 roku przeniesionych do zbiorowej mogiły na cmentarzu.
Są to: Andrzej i Elżbieta Bogdańscy, ich syn Piotr, prawnuk Edmund, Edmund i Romana Mikorscy, ich córka Anna Franciszka, mąż i syn ostatniej właścicielki Brzezia Marii Siemińskiej – Tomasz i Kazimierz, Napoleon Taczanowski, oraz ksiądz Paszkowski. Prawdopodobnie rycerz – to pierwszy dziedzic Brzezia Jan Lutek i być może jego żona Dorota? – pisze pani Agnieszka.
Przez lata grób zarastał trawą i pewnie byłby zapomniany gdyby nie Maria Wiatr zd. Cieśla, potem uczniowie miejscowej szkoły oraz rodzina Słupianek – z której pochodzi Agnieszka .
Od lat 80. na grobie znajduje się metalowy krzyż z tabliczką, która informuje, że spoczywają w mogile fundatorzy kościoła od 1410 roku.
Niestety, smutek serce ściska, że zasłużeni dla Brzezia ludzie , zostali potraktowani w tak bestialski sposób… Miejmy nadzieję, że uda się w przyszłości wznieść dla nich pomnik – pisze autorka książki.
Tymczasem do Brzezia przybył kolejny proboszcz Stanisław Zakrzewski. Parafianie negatywnie go oceniali, mieli pretensje, że „przebywa na parafii od sobotniego popołudnia do ostatniej mszy w niedzielę, używa wulgarnego słownictwa a w wielu przypadkach, trzeba wzywać księdza z Lenartowic”. Jednak biskup proboszcza nie zmienił, mimo iż parafianie prosili o to w 1978 roku.
Dwa lata później ksiądz zmarł i parafia znów była bez proboszcza. Posługę sprawowali księża z pleszewskiej fary.
W 2004 roku proboszczem został ks. Marek Kulawinek, który zachęcił Agnieszkę Słupianek do spisania dziejów parafii w Brzeziu oraz wsi Brzezie.
Ks. Marek Kulawinek remontował, naprawiał ale też tworzył wspólnotę parafialną. To za niego urodziło się w parafii nowe powołanie – pierwsze od 600 lat czyli od czasów Jana Lutka z Brzezia. Święcenia kapłańskie w 2005 roku przyjął mieszkaniec Brzezia ks. Marcin Jurga.
Próżno jednak w świątyni w Brzeziu szukać tablicy upamiętniającej najważniejszego syna tej parafii – Jana Lutkowica z Brzezia – syna Jana Lutka – owego rycerza spod Grunwaldu, który pierwszy kościół w Brzeziu pobudował.
Urodzony około 1405 roku w Brzeziu syn Jana Lutka i Doroty herbu Doliwa był prawdziwym mężem stanu. I to nie tylko na skalę Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego, ale na skalę europejską.
Mając 15 lat rozpoczął studia na Akademii Krakowskiej, najpierw na wydziale sztuk wyzwolonych, potem na wydziale prawnym. Prawdopodobnie był pierwszym studentem – Polakiem, który zrobił doktorat na uniwersytecie w Rzymie.
Był sekretarzem w kancelarii Wielkiego Księcia Litewskiego Witolda w Wilnie, a potem sekretarzem króla Władysława Jagiełły w Krakowie. Miał stanowisko podkanclerza koronnego. „Wykazywał dużo inicjatywy i przebiegłości dyplomatycznej” – napisała Agnieszka Słupianek, powołując się na źródła.
W 1433 roku Jan Lutek był posłem na Sobór w Bazylei. Był współpracownikiem, kapelanem i doradcą papieża Mikołaja V. W 1454 roku na Sejmie Rzeszy w Ratyzbonie bronił majestatu króla polskiego. Bronił polskich praw do Prus przed Zakonem Krzyżackim.
Z woli króla Kazimierza Jagiellończyka został biskupem warmińskim. Był też biskupem kujawsko – pomorskim a w 26 maja 1465 roku odbył ingres do katedry wawelskiej jako biskup krakowski.
Walczył w wojnie trzynastoletniej. A w 1460 roku w Bytomiu, w imieniu króla Kazimierza Jagiellończyka, zawarł sojusz z królem czeskim Jerzym Podiebradem.
W 1469 roku w imieniu króla Polski w Piotrkowie Trybunalskim odebrał hołd wielkiego mistrza Zakonu Krzyżackiego. „Prowadził życie nieskazitelne, nie splamił się żadną podłością” – pisze Agnieszka Słupianek, powołując się na źródła historyczne.
Zmarł w Krakowie 24 maja 1471 roku na udar mózgu. Spoczął w katedrze na Wawelu.
Jest jedyną osobą wywodzącą się z okolic Pleszewa, która tyle osiągnęła i tak wysoko zaszła. Nikt przedtem ani potem takiego sukcesu nie osiągnął.
Warto o nim pamiętać podczas uroczystości 600 – lecia wsi Brzezie i nie tylko. Może warto TAKĄ POSTAĆ uhonorować tablicą pamiątkową w kościele?