Miałam zaszczyt osobiście poznać hrabinę Elżbietę z Brzozowskich herbu Belina po mężu Gozimirską herbu Bończa. Było to 1 sierpnia 1998 roku w Słupi podczas intronizacji Króla Kurkowego Jana Klauzy.
Rok 1998 – Słupia – intronizacja Króla Kurkowego Jana Klauzy : pierwsza z prawej hrabina Elżbieta Gozimirska, druga z lewej Ewa Lis
Elżbieta Gozimirska była gościem honorowym. A ja byłam pod wrażeniem tej 89 – letniej damy, do której Jan Klauza zwracał się z szacunkiem „pani hrabino”. Wtedy spotkałam ją po raz pierwszy. Ale nie ostatni.
Kilka dni później zostałam zaproszona do pałacu w Kowalewie. Zawsze mnie fascynował pałac ukryty wśród drzew przy jednym z kowalewskich zakrętów. Słyszałam nawet, że „tam mieszka prawdziwa hrabina”, ale dopóki pani Elżbiety nie poznałam, nie wierzyłam.
Towarzyszyła mi Ewa Lis, przyjaciółka domu, koleżanka z licealnej ławy szkolnej córki Elżbiety Gozimirskiej, także Elżbiety. Zadzierzgnięte w czasach liceum więzi, przetrwały. Ewa bywała w pałacu i bywa do tej pory. Po śmierci hrabiny – kolejna Elżbieta odziedziczyła pałac.
Elżbieta Gozimirska z Ewą Lis w pałacu w Kowalewie w styczniu 2003 roku
Kilka dni temu spotkałam się z Ewą i zaczęłyśmy wspominać zmarłą mieszkankę kowalewskiego pałacu. A ja wróciłam do zapisków sprzed 19 prawie lat, kiedy to Elżbieta Gozimirska, przy kawie, opowiedziała mi o swoim życiu.
Mimo, iż minęło tyle lat od naszego spotkania najpierw w Słupi u Jana Klauzy a potem w pałacu w Kowalewie, do dziś mam przed oczami starszą panią w kapeluszu (w Słupi), w kolczykach, z makijażem i bransoletami na rękach.
W rysach twarzy i całej sylwetce miała w sobie coś bardzo szlachetnego i dostojnego, chociaż to co przeżyła, wystarczyłoby na kilka ludzkich życiorysów.
Urodziła się w roku 1909 w majątku Brzozowo na Podolu pod zaborem rosyjskim. Ojciec Karol Brzozowski był herbu Belina. Matka Zofia była z domu Krasińska. Rodzice byli spokrewnieni z Czartoryskimi, Potockimi, Zamoyskimi.
Po rewolucji bolszewickiej, Brzozowscy musieli porzucić wszystko i uciekać. W 1920 roku przez Odessę i Morze Czarne dotarli do Rumunii a stamtąd do Warszawy.
Jednak ojciec pani Elżbiety – Karol szukał jakiejś posiadłości na wsi. I znalazł w Wielkopolsce, gdzie w 1885 roku Komisja Kolonizacyjna rozparcelowała majątek ziemski, pozostawiając resztówkę, która należała do Bruggemannów.
To tę resztówkę zakupił w 1927 roku ojciec Elżbiety – Karol Konstanty Józef Brzozowski herbu Belina. Wybuch II wojny światowej zastał rodzinę w Warszawie.
Foto Robert Rydwelski – pałac w Kowalewie
Ze wspomnień pani Elżbiety wynikało, że uczestniczyła w Powstaniu Warszawskim jako sanitariuszka. Straciła w powstaniu matkę i siostrę.
Po wojnie przyjechała do Kowalewa. Jednak nie do całego pałacu, w którym w czasie okupacji Niemcy zorganizowali ośrodek dla panien, które kształciły się na dobre gospodynie i odbywała praktyki u okolicznych Niemców. W 1942 roku – jak mówi Ewa Lis, Karola Brzozowskiego z pałacu wyrzucono. Po wojnie do pałacu, opuszczonego przez niemieckie dziewczyny, wprowadzili się mieszkańcy Kowalewa.
W parku Niemcy pozostawili drewniane baraki, które zbudowali dla ośrodka dla panien. Później jeden z baraków służył jako kościół parafialny (spłonął w 1945 roku), drugi przeniesiono koło szkoły i służył jako tymczasowa szkoła.
Wracając do pani Elżbiety, z Warszawy przywiozła do Kowalewa dużo złych wspomnień, mały garnuszek oraz … narzeczonego – Konstantego Gozimirskiego herbu Bończa.
Nazwisko i koligacje zarówno Elżbiety z Brzozowskich herbu Belina jak i Konstantego Gozimirskiego herbu Bończa znalazłam w Wielkiej Genealogii Minakowskiego. Wiele wskazuje na to, że są Potomkami Posłów Sejmu Czteroletniego, który 3 maja 1791 roku uchwalił Ustawę Rządową, zwaną Konstytucją 3 maja.
Ślub Elżbiety z Konstantym odbył się w roku 1947, rok później przyszła na świat jedyna córka pary – Elżbieta – koleżanka wspomnianej już Ewy Lis. Małżonkowie mieli dwa pokoje z kuchnią. Tak było jeszcze w 1964 roku, kiedy Ewa Lis zaczęła bywać u swojej przyjaciółki.
Żył jeszcze wtedy ojciec pani Elżbiety – Karol Belina Brzozowski, którego pieszczotliwie nazywano „dziaduniem”, co także pamięta Ewa Lis.
Warto przypomnieć, że po wojnie nie było w Kowalewie kościoła. Zbudowany w 1939 roku kościół, spłonął w roku 1944 , a Niemcy zburzyli nadpalone mury. Do 1954 roku parafia korzystała z kaplicy – baraku przy pałacu.
Historię kowalewskich kościołów można przeczytać w tym linku.https://irenakuczynska.pl/ciagu-dwudziestu-wybudowal-kowalewie-koscioly/
Elżbieta Gozimirska podjęła pracę w przedszkolu w Kowalewie. Była intendentką. Zżyła się z mieszkańcami Kowalewa. Podczas naszej rozmowy w pałacu wspominała, jak ludzie ją wspierali, szczególnie w czasach trudnych dla członków rodzin ziemiańskich. Nie raz, kiedy już owdowiała, podrzucali jej do domu węgiel.
Pani hrabina, bo tak mówiono o mieszkance pałacu w Kowalewie, też pomagała ludziom. Jeździła rowerem i zawsze miała w bagażniku skrzyneczkę z czerwonym krzyżem. Robiła zastrzyki, wzywano ją do rodzących kobiet. Znała się na tym, bo w Powstaniu Warszawskim była sanitariuszką.
Pani Gozimirska przez wiele lat była przewodniczącą Koła Gospodyń Wiejskich w Kowalewie. Mówiła, że nie miała się gdzie nauczyć gotowania, bo nikt nie przypuszczał przed wojną, że „panienka z dobrego domu będzie musiała gotować”. Dlatego nie tylko sama uczestniczyła w kursach gotowania i pieczenia, ale i swoją córkę Elżbietę na kursy wysyłała.
Z biegiem czasu z pałacu wyprowadzili się lokatorzy. Kiedy odwiedziłam panią hrabinę w pałacu w 1998 roku, przyjęła mnie w pokoju umeblowanym stylowymi meblami, pełnym zdjęć, książek i bibelotów.
W pałacu było też mieszkanie pań Bnińskich – przedwojennych właścicielek pałacu w Witaszycach, które mieszkały na Florydzie, a jak przyjeżdżały do Polski, zatrzymywały się w Kowalewie.
Elżbieta Gozimirska była bardzo aktywna. Ewa Lis mówi, że rowerem przyjeżdżała do Pleszewa, a zanim doczekała się telefonu własnego, codziennie o 10.00 zajeżdżała na pocztę w Kowalewie, żeby porozmawiać z córką.
Po siedemdziesiątce wybrała się do Ameryki w odwiedziny do pań Bnińskich. Po dziewięćdziesiątce pojechała z pielgrzymką do Wilna, bo chciała zobaczyć obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej.
Obraz zobaczyła, ale się potknęła i tak nieszczęśliwie upadła, że złamała nogę w biodrze. Wracała z Litwy karetką pogotowia, wysłaną po nią specjalnie z Warszawy. W szpitalu w Puszczykowie przeprowadzono staruszce operację.
Po operacji i rehabilitacji poruszała się na wózku. Ewa Lis, która przez te wszystkie lata bywała w kowalewskim pałacu, podziwiała Elżbietę Gozimirską za umiejętność radzenia sobie z przeciwnościami życia.
Nie mówiła o przeszłości, żyła tym co się działo aktualnie. Interesowała się polityką, czytała książki i gazety. Była dobrym człowiekiem – mówi Ewa Lis.
Do 95. urodzin pani Elżbiety przygotowywała się nie tylko rodzina ale i społeczność Kowalewa. Jubilatka miała jechać do kościoła na mszę św. karetą. Miały grać Pleszewioki, a panie z KGW miały przygotować biesiadę.
Jednak los chciał inaczej. Pani Elżbieta urodzin nie doczekała. Zmarła w roku 2006. Spoczęła na cmentarzu w Kowalewie obok ojca Karola oraz męża Konstantego, którego przeżyła o 31 lat.
Mszę świętą, na którą oprócz córki Elżbiety z rodziną, wnuczki Elżbiety z prawnuczką Elżbietą, zjechali przedstawiciele rodziny Potockich, Brzozowskich, przyszli mieszkańcy Kowalewa i okolicy, koncelebrowali trzej kapłani, którzy bywali gośćmi Elżbiety Gozimirskiej: ks. prałat Wiesław Kondratowicz – proboszcz parafii w Kowalewie, ks. kanonik Tadeusz Pietrzak – proboszcz parafii św. Floriana w Pleszewie, ks. Jerzy Siwik – rezydent w parafii w Kowalewie.
Pałac w Kowalewie – co potwierdza Ewa Lis, należy do córki Gozimirskich. Być może zamieszka w nim po przejściu na emeryturę. I będzie chronić pamięć o swojej wspaniałej matce, której tytuł hrabiowski nie przeszkadzał w byciu człowiekiem.
Hrabina Elżbieta Gozimirska powinna znaleźć swoje miejsce w historii Miasta i Gminy Pleszew. Wszak była ostatnią utytułowaną mieszkanką gminy Pleszew.