W poniedziałkowy wieczór sala widowiskowa Zajezdni Kultury była pełna. Na spotkanie z dwoma podróżnikami – polarnikami przyszli nie tylko ich bliscy ale też osoby ciekawe świata. I na pewno nikt nie żałował, bo podróżnicy opowiadali, pokazywali, demonstrowali zdjęcia na filmie a nawet składali autografy na pocztówkach upamiętniających wyprawę.
Spitsbergen i Kazachstan
Zarówno Adam Włodarczyk jak i Jarek Niemann są znani w środowisku podróżników pleszewskich, morsów, biegaczy. Ta aktywność na pewno ułatwiła im przeżycie 10 dni w ekstremalnych warunkach. Byli już razem w tundrze na Spitsbergenie, dwa lata temu – towarzyszył im Tristan Szymański.
Trekking w towarzystwie reniferów, niedźwiedzi, lisów i wielorybów
Adam Włodarczyk podróżował już wcześniej – to typowy obieżyświat. Sześć lat temu wybrał się z synem do Kazachstanu, o czym mi opowiedział. A ja wrażenia z podróży opisałam.
Czas na Grenlandię
Wkrótce po powrocie ze Spitsbergena podróżnicy zaczęli przygotowywać się do kolejnej, tym razem zimowej wyprawy do Grenlandii. Adam Włodarczyk opowiedział o tym krótko przed wyjazdem.TUTAJ
Fotki na Facebooku
Z wyprawy podróżnicy przysyłali zdjęcia, które publikowałam w social mediach ( w galerii niżej). Tak było na początku i na końcu wyprawy czyli w Sisimiut i Kangerluusaq. Przez 10 dni trekkingu Arctic Circle Trail – Drogą Arktyczną podróżnicy byli poza zasięgiem.
Sprzęt na sankach
Na spotkanie przybyli do Zajezdni Kultury przygotowani. Na scenie rozbili namiot, w którym nocowali kiedy nie zdołali dotrzeć do jednego z domków na trasie. Przywieźli z sobą sanki, na których każdy z nich wiózł wszystko, co było potrzebne na trasie – wspomniany już namiot, śpiwór, materac dmuchany, kuchenkę gazową ale też kuchenkę na benzynę, która miała zadziałać wtedy, kiedy gazowa, ze względu na temperaturę – nawet – 36 st. C, nie nadawała się do użytku. W bagażu była też odzież na 2 tygodnie, jedzenie – przede wszystkim takie w torebkach, które po wsypaniu do wrzątku, stawało się posiłkiem. Mieli też chlebek i suche kiełbaski, orzeszki i inne przekąski, termosy na kawę.
Do sanek trzeba było się zaprząc, co Adam Włodarczyk demonstrował. Podobnie jak buty z kolcami, dzięki którym przejście zamarzniętego jeziora nie było problemem. Na scenę w Zajezdni podróżnicy weszli w kurtkach i czapkach – można było ich dotknąć sprawdzić, czy są lekkie i ciepłe.
Wymyślił Grenlandię
Okazuje się, że pomysł wyprawy na Grenlandię zrodził się w głowie Jarosława Niemanna, który na Targach Podróżniczych w Poznaniu spotkał Adama Jarniewskiego, który od 2006 roku mieszka w Sisimiut na Grenlandii. Będąc w Sisimiut podróżnicy odwiedzili Polaka, który na Grenlandii założył rodzinę, jest nauczycielem języka angielskiego i niemieckiego w szkole średniej, organizuje wycieczki po Grenlandii i z życia jest zadowolony.
Dorzucę Wam!
Ale wracamy do początków wyprawy Adama i Jarosława na Grenlandię w zimie. Zadbali o promocję – na czapeczkach mieli logo Pleszewa – miasta kompaktowego, mieli też promocyjne gadżety powiatu pleszewskiego, który m.in. zakupił polarnikom paczki z liofilizowaną żywnością. Na namiocie były loga pleszewskich firm, które wsparły wyprawę na zasadzie, „ja nie mogę jechać, ale Wam dorzucę się” – mówił Adam Włodarczyk zapytany o koszty wyjazdu. Jarek Niemann zdradził, że koszt biletu z Kopenhagi do Kangerluusaq, gdzie lądują duże samoloty, kosztował ponad 3000 zł.
– 36 st. C
I trzeba było do tej Kopenhagi dojechać. Czym? Z Pleszewa pociągiem do Poznania i dalej autobusem przez Niemcy do stolicy Danii. Z lotniska w Kangerluusaq – największym mieście Grenlandii niewielkim samolotem polecieli do Sisimiut, skąd wyruszyli Drogą Arktyczną do Kangerlussuaq. Przed nimi było ponad 160 km drogi, na której można było spotkać psie zaprzęgi i ludzi, którzy podobnie jak Adam i Jarosław chcieli poznać Grenlandię w zimie. Chociaż, kiedy wyruszali na wyprawę, nie przypuszczali nawet, że na początku marca temperatura na kole podbiegunowym spadnie nawet do – 36 st. C.
Woda ze śniegu
W takiej temperaturze nie działają powerbanki, telefony komórkowe a nawet kuchenka na gaz z butli. Wokół biel i cisza. Do przejścia ok. 20 km dziennie. Nocleg w jednej z chatek usytuowanych dla wędrowców albo w namiocie. Trzeba się przebierać, ugotować wodę, pozyskaną z roztopionego śniegu, sporządzić posiłek z torebki, sparzyć kawę do termosu na drogę, spakować bagaż na sanki, zaprząc się do nich i wyruszyć w drogę. I tak mijał dzień za dniem. Biel i cisza.
GPS nie działał
Czym wypełniali czas, przebywając we dwójkę przez 24 godziny na dobę ? – takie pytanie zadał podróżnikom jeden z uczestników spotkania. Odpowiedzieli, że trochę rozmawiali, trochę milczeli. Chłonęli ciszę i krajobraz. – Czym się kierowali w drodze, wszak GPS nie działał w takiej temperaturze ? Okazuje się, że Arctic Circle Trail jest oznakowana. Panowie mieli też przy sobie urządzenie, dzięki któremu w sytuacji niebezpiecznej, mogli kontaktować się z opiekunką trasy. Mieli też mapę.
Na szczęście, Jarosław i Adam nie musieli z tego korzystać. Udało im się szczęśliwie i w dobrej kondycji przewędrować z Sisimiut do Kangerluusaq, gdzie Droga Arktyczna się kończyła.
Market i plac zabaw
Podczas spotkania polarnicy wyświetlili film, który udało im się nagrać. Trochę komórką, trochę kamerą, dopóki sprzęt nie zaczął zamarzać. Na filmie mogliśmy obejrzeć miasteczko Sisimiut, gdzie mieszka około 5000 mieszkańców. Domki – z granatową i czerwoną elewacją, widoczne na tle bieli śniegu. Rodzice z dziećmi zmierzający do przedszkola z zaśnieżonym placem zabaw, jedni pieszo, inni na skuterach. Na filmiku był też lokalny market – całkiem podobny do marketu w Pleszewie – towar „przylatuje” samolotem, bo dróg na Grenlandii nie ma.Trzeba mieć w domu zapasy jedzenia – gromadzone latem – np. mięso pozyskiwane w czasie polowań i zamrażane na zimę. Są też w barze fastfoody – kebaby z mięsem z piżmowołu – Adam i Jarosław ich próbowali.
Zdjęcia, autografy
Po filmie, który częściowo objaśniał Adam Włodarczyk, był czas na pytania i odpowiedzi najpierw z sali a potem pojedynczo, przy stoliku, gdzie polarnicy podpisywali na pamiątkę okolicznościowe kartki ze zdjęciami, rozmawiali, demonstrowali sprzęt. Ale wcześniej Szymon Furmankiewicz uwiecznił na zdjęciach uczestników spotkania.
I jeszcze pytanie o podróżnicze marzenia? Mówią, że chcieliby do Jakucji ale na razie się tam nie dojedzie…
Fotki przysyłane z trasy
–