Mama Kiryła – Jula mówi, że tej podróży nie planowali. Kiedy Putin najechał ich ojczyznę, w desperacji wzięli to, co mieli pod ręką i zaczęli uciekać z rodzinnego miasta. Nie mogli kierować się na Kijów, bo droga była pełna uciekających ludzi i trudno było o paliwo. Zadzwonili do koleżanki Juli – Natalii, która mieszka w Pleszewie od trzech lat (przeprowadziła się tu z Ługańskoj obłasti) i postawili ją przed faktem dokonanym. Przyjeżdżamy do Was bo nie mamy dokąd – usłyszała Natalia w telefonie. I co, miała powiedzieć, że koleżanki nie przyjmie?
Pleszew przyjmuje uchodźców z Ukrainy
Przyjeżdżajcie…
Sama też przeżywała. Rodziców w starszym wieku zostawiła na Ukrainie. Wiedziała, że wojna rozdzieliła matkę i ojca. Potem przed wiele godzin nie miała kontaktu z ojcem, który w piwnicy przeczekiwał naloty. Znajomi przysyłali filmiki i zdjęcia z jej rodzinnej miejscowości a te mroziły krew w żyłach.
Więcej: Wojna w Ukrainie przeraża Ukraińców w Pleszewie
Ale powiedziała Juli: przyjeżdżajcie i czekała na rodzinę koleżanki z dzieciństwa. I przez cały czas utrzymywała z uciekinierami kontakt telefoniczno – internetowy. Wiedziała, że jadą przez Wiedeń do Warszawy. W niedzielę odbierała ich z mężem na dworcu w Kaliszu.
Sołtyska, która lubi pomagać
W poniedziałek okazało się, że dzięki grupie Pleszew dla Ukrainy – POMOC uda się znaleźć dla rodziny dach nad głową. W Kowalewie u sołtyski – Beaty Mofiny i jej męża. Jest tu umeblowany pokój, kuchnia z wyposażeniem, łazienka z pralką. I gospodarze z sercem na dłoni. Możecie sobie tu mieszkać bezterminowo. Mieszkanie stoi puste, dlaczego więc nie pomóc – mówi Beata Mofina w imieniu swoim i męża.
Znana jest z tego, że lubi działać, ma naturę społecznika i kiedy tylko zaczęto poszukiwać mieszkań dla uchodźców, postanowili z mężem przyjąć ich pod swój dach. Wszystko przygotowali, tapczany z pościelą i zebrane w Kowalewie produkty żywnościowe.
Odessę mają w sercu
Jula i Oleg ucieszyli się z oferty państwa Mofinów – otwartych i serdecznych ludzi. Chociaż w sercu wciąż mają swój dom w Odessie, gdzie się urodzili, poznali, pokochali, założyli rodzinę. I spokojnie żyli do czwartku 24 lutego. Nikt nie wierzył, że ktoś czy coś może ten spokój naruszyć. Bardzo trudno jest – 13 – letniemu Kiryłowi, który nie może odnaleźć się w sytuacji. Mówi, że będzie uczył się on-line ze swoimi kolegami w Odessie. Tymczasem od poniedziałku powinien uczyć się w szkole w Kowalewie.
Dzieci ze statusem uchodźców
Tak powiedział Zbigniew Duszczak – pełnomocnik ds. uchodźców w Pleszewie, podczas rejestracji „odessitow”. Towarzyszyłam im, jako tłumaczka. Nie znają polskiego.
W biurze komendanta Straży Miejskiej spotkaliśmy panie, które pracują w Pleszewie od jakiegoś czasu, teraz przyszły zarejestrować swoje dzieci. One mają już status uchodźców.
Trzeba będzie je przyporządkować do klas. A co zrobić z dziewczynką, która w swojej ojczyźnie była uczennicą X klasy w jedenastolatce, kiedy u nas system oświaty jest inny?
Zbygniew Duszczak odnotowuje, co któremu dziecku trzeba kupić. Książki czekają na nich w szkole ale zeszyty i inne przybory szkolne muszą dostać od gminy. O tym, że dzieci nie rozumieją polskiej mowy, nie znają liter, nie czytają, nie mówią, na razie nikt nie myśli.
Z Odessy przez Wiedeń do Pleszewa
Siedząc na tapczanach w pokoju, który od środy będzie ich tymczasowym miejscem na ziemi, Oleg i Jula opowiadają o swojej podróży. Wyruszyliśmy z Odessy w kierunku granicy z Mołdawią autem. Tam musieliśmy je zostawić. Granicę z Mołdawią przeszliśmy już pieszo, bo mnóstwo ludzi było na drodze. Jedni jechali, poruszali się bardzo wolno drudzy szli pieszo – wspomina Oleg. Mołdawię przejechali, ktoś ich podwiózł do granicy z Rumunią. Tam 12 godzin nocnych spędzili pod gołym niebem przed stacją paliw. W końcu rano udało się im złapać samochód do miasta Jassy tuż przy granicy.
Tam kupili bilety na pociąg prosto do Warszawy. Tak im poradziła pani w kasie.
Jechali z przesiadką w Wiedniu do Warszawy przez Czechy. Wieczorem Jurij i Natalia odbierali ich na dworcu w Kaliszu. Droga kosztowała nas prawie 1000 euro – mówi Oleg.
Wdzięczni za pomoc
Jula i Oleg mówią, że ich myśli przez cały czas biegną do rodzinnego miasta. Zostawili tam wszystko – mieszkanie, rodzinę. Ich bliscy żyją w piwnicach, bo Odessa jest ostrzeliwana. Nie są pewni ani dnia ani godziny. Przeżywamy bardzo i czasem mamy ochotę natychmiast wrócić do swoich. Kochamy swoje miasto i nie chcieliśmy z niego wyjeżdżać. Naszym marzeniem jest powrót do Odessy – mówią uchodźcy w Pleszewie. Jula jest wdzięczna swoim przyjaciołom, że ich przyjęli. I pleszewianom za to, że się nimi zaopiekowali, dając dach nad głową i to co najpotrzebniejsze.
Pleszew dla Ukrainy – ludzie pomagają ludziom
Pleszew z Ukrainą – demonstracja poparcia na Rynku
Pleszewianin z Moskwy o ataku na Ukrainę