Syn opowiedział o ojcu
Ciekawą historię, ze swoim ojcem Franciszkiem Prędkim w roli głównej, opowiedział mi dr Ryszard Prędki, absolwent pleszewskiego liceum, od lat mieszkający i pracujący w Poznaniu. A zainspirował mnie do tej rozmowy Ryszard Belak – kolega Ryszarda Prędkiego z ławy szkolnej. Będąc u przyjaciela – lekarza na badaniach okresowych, dostrzegł na jego biurku zdjęcia broni i amunicji. Wysłał je do mnie z numerem telefonu przyjaciela. I tak powstała opowieść o miejscu i ludziach, zwłaszcza o jednym człowieku – st. sierżancie Franciszku Prędkim, żołnierzu zawodowym 57 pułku piechoty 14 dywizji wielkopolskiej i 70 pułku piechoty, a w czasie okupacji hitlerowskiej żołnierzu Armii Krajowej. Ale o jego niezwykłych czynach najmłodszy syn, urodzony w 1945 roku Ryszard, dowiedział się dopiero kiedy był licealistą.
Pieszo do domu z niewoli francuskiej
St. sierż. Franciszek Prędki urodził się w 1900 roku w Piekarzewie. W czasie I wojny był żołnierzem armii pruskiej, pieszo wrócił do domu z francuskiej niewoli. Dobrze w pruskiej armii wyszkolony, postanowił w wojsku zostać. Współtworzył wspomniany już 57 pułk piechoty 14 dywizji wielkopolskiej. Walczył w wojnie polsko – bolszewickiej latach 1919/1920 roku. Niżej zdjęcie dowództwa 57 pułku piechoty wielkopolskiej.
Brawurowa akcja pod Berezyną
Syn podkreśla z dumą, że ojciec zdobył aż 6 krzyży walecznych, z tego 4 za udział w wojnie polsko – bolszewickiej. Jeden z nich dostał za akcję nad rzeką Berezyną. W rodzinie przetrwała relacja Franciszka Prędkiego z tej brawurowej akcji. W czteroosobowej grupie zaczaili się na pociąg pancerny, który nadjeżdżał zza Berezyny, z którego ostrzeliwano polskie pozycje. Czterech ochotników z niewielkim działkiem przyczaiło się na zakręcie, gdzie zwykle pociąg zwalnia. Strzelili w tłok, unieruchomili pociąg, w kłębach pary z uszkodzonego tłoka, uciekła załoga pociągu. Tymczasem do czterech ochotników dotarli żołnierze z pułku i wynieśli z niego amunicję. Uruchomili lokomotywę i na wstecznym biegu ruszyła ona w kierunku mostu, który saperzy wysadzili. Pusty pociąg wpadł do Berezyny – relacjonuje Ryszard Prędki. Dodaje, że piąty krzyż otrzymał ojciec za Kampanię Wrześniową, szósty za działalność w Armii Krajowej.
W pułku i w gospodarstwie
Tymczasem wracamy do roku 1920. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, Franciszek Prędki zostaje w wojsku w Poznaniu w 12 pułku piechoty wielkopolskiej.
W 1930 roku przeniósł się z Poznania do Pleszewa do 70 pułku piechoty i przejął w spadku po bezdzietnym stryju gospodarstwo przy ul. Glinki 8. (Teraz posesja jest oznaczona nr 21 – dop. IKA). Był szefem kompanii i jednocześnie prowadził swoje małe gospodarstwo – wspomina syn. Pomagała mu żona Stanisława, którą poślubił 4 lata wcześniej. Z tego związku urodził się w 1928 roku syn Tadeusz i w 1937 córka Zofia. Na zdjęciu niżej Franciszek i syn Tadeusz.
Śmierć pierwszej żony…
Niestety, w 1938 roku żona zmarła. W połowie sierpnia 1939 roku Franciszek Prędki powtórnie wstąpił w związek małżeński. Jego wybranką została Janina – córka piekarza z ulicy Tyniec. Ale i druga żona odeszła przedwcześnie i to w tragicznych okolicznościach.
… i drugiej żony w Komarnie pod Lwowem
1 września 1939 roku, wraz z dziećmi swojego męża z pierwszego małżeństwa – Zofią i Tadeuszem, wsiadła na stacji w Kowalewie do pociągu, który zmierzał na wschód pod Lwów, gdzie rodziny żołnierzy 70 Pułku Piechoty – 288 osób, miały „bezpiecznie przeczekać wojnę”.
Kilka dni wcześniej oficerowie i podoficerowie służący w 70 pułku piechoty zostali zmobilizowani i poszli na wojnę z nadzieją, że ich bliscy będą na wschodzie Polski bezpieczni. Tymczasem 9 września 1939 roku, pociąg z cywilami, został ostrzelany na stacji w Komarnie koło Lwowa. Podczas nalotu dywanowego zginęło ponad 100 osób. Nazwiska zabitych 113 pasażerów pociągu można odczytać na tablicach na wspólnym grobie ofiar w Komarnie na Ukrainie. Na jednej z nich wyryto nazwisko Janiny Prędkiej. Miała 29 lat.
Tę historię, pełną tragicznych wydarzeń, opisałam już na blogu na podstawie wspomnień Halinki Jezierskiej, która nalot przeżyła ale straciła mamę i ciocię.
Czytaj: Ponad 100 pleszewian zginęło w Komarnie 9 września 1939 roku
Na zdjęciu niżej Halina Jezierska
Szukał we Lwowie córki
Pani Halinka nie zagubiła się, dzięki cioci, która przeżyła nalot. Wśród dzieci zaginionych była m.in. dwuletnia córka Franciszka Prędkiego. Po powrocie z Kampanii Wrześniowej, wyruszył do Lwowa szukać Zosi. Towarzyszył mu st. sierżant Franciszek Baran, który w nalocie stracił żonę i dwoje dzieci. Ryszard Prędki z dumą opowiada o swoim ojcu, który odnalazł we Lwowie nie tylko swoją córkę Zofię ale też 13 innych dzieci.
Odnalazł też cudze dzieci
Wśród nich były dwie siostry Peślówny, których matka zginęła w nalocie a ojciec na wojnie. Ryszard Prędki mówi, że jedna z sióstr, dowiedziawszy się o jego istnieniu, nawiązała z nim kontakt. Przy spotkaniu pokazała mi dokument przewozowy w języku polskim i niemieckim, którym posługiwał się ojciec. Na pierwszym miejscu jest nazwisko mojej siostry Zofii Prędkiej, bo brat Tadeusz przyjechał do domu wcześniej z innymi wracającymi spod Lwowa – wspomina syn Franciszka Prędkiego.
Przyjechały do mnie i zapytały, czy jestem synem st. sierżanta Franciszka Prędkiego i pokazywały mi dokument przewozowy w języku polskim i niemieckim. Na pierwszym miejscu była moja siostra Zofia Prędka – podkreśla dr Prędki, z trudem ukrywając wzruszenie.
Trzecia żona Franciszka Prędkiego
I dalej snuje rodzinną historię. W 1941 roku jego tata ożenił się po raz trzeci. Znalazł żonę za przysłowiową miedzą. Aniela pracowała w gospodarstwie u baldendeutscha, który sprowadził się na gospodarstwo wysiedlonych Czajków. Franciszek Prędki pomagał sąsiadowi Fuhrowi i tam przyszłą żonę spotykał. Pobrali się i mieli jeszcze troje dzieci, dwie córki: Zdzisławę i Joannę oraz syna Ryszarda. Urodził się w 1945 roku, więc o działalności konspiracyjnej ojca dowiedział się od rodziców, kiedy trochę podrósł.
Znoszono broń do stodoły przy ul, Glinki 8
Mama wspominała, że w czasie okupacji ojciec często znikał z domu. Chodził w lasy w kierunku Kotlina i Zawidowic. Nocami do stodoły przy ulicy Glinki 8 znoszono broń, która pochodziła z różnych źródeł. Franciszek Prędki, ze względu na bezpieczeństwo, nie we wszystko mamę wtajemniczał. Ale ona, jak się później okazało, dużo widziała i się domyślała.
Broń zakopano w ziemi w styczniu 1945
Około 23 stycznia 1945 roku, kiedy każdego dnia spodziewano się wejścia Armii Czerwonej, Franciszek Prędki postanowił zmagazynowaną w stodole broń zakopać w ogródku. Razem z żoną i synem Tadeuszem oliwili karabiny, zawijali w papę dachową i oddawali na przechowanie ziemi. Kiedy wojna się kończyła i wchodzili na ziemie polskie czerwonoarmiści, dowódcy Armii Krajowej przewidywali, że „wkrótce broń może się przydać, aby pogonić Rosjan z Polski”.
Syn poznał tajemnicę kiedy był studentem
Usłyszał to od rodziców Ryszard Prędki, wiele lat później, już jako student Akademii Medycznej.Wspomina sytuację, kiedy ojciec odmierzył kilka kroków od stodoły do ogródka i kazał mu kopać. Wydobyliśmy z ziemi koszyk pełen nabojów. Wtedy też rodzice mi zdradzili, że w styczniu 1945 roku, ukryto w ziemi broń – wspomina Ryszard Prędki.
Czytaj też:Wyzwolenie Pleszewa z wybuchem wraku sowieckiego czołgu w tle
Broń wykopano w latach 90.
W ciągu 25 lat wyrosło i wydoroślało kolejne pokolenie rodziny Prędkich. Rozebrano stodołę a w ogródku siostrzenica pana Ryszarda planowała budowę domu. Jej mąż Janusz, wtajemniczony przez rodzinę, wykopał z ziemi broń ukrytą tam w styczniu 1945 roku. Był to początek lat 90. Franciszek Prędki nie doczekał tej chwili. Odszedł w 1973 roku. Jego żona, która dożyła 90. roku życia, mogła być świadkiem tego wydarzenia. Podobnie jak najstarszy Prędki – Tadeusz, który w zakopywaniu broni uczestniczył.
Trafiła do Muzeum Regionalnego
Oczom wykopujących ukazało się 10 długich karabinów dla piechurów – każdy innego typu, w tym 1 niemiecki ręczny karabin maszynowy z podpórką na lufę MG34 , 6 skrzyń wyładowanych taśmami z nabojami – wymienia Ryszard Prędki. Dodaje, że mnóstwo amunicji leżało luzem, zebrano tego 2 worki. Były też lufy zapasowe, naboje z płaskim czubkiem do polskiej rusznicy przeciwpancernej, 1 skrzynka granatów ręcznych niemieckiej produkcji – wszystko skorodowane, przerdzewiałe, kruszyło się w rękach, drewno zgniło ale części metalowe przetrwały – mówi dr Prędki. Wszystko to oddałem do Muzeum Regionalnego w Pleszewie, dołączając kartkę z opisem. Chętnie to wzięli – podkreśla.
Magazyn broni w stodole
Myślę, że magazyn broni w stodole był ewenementem na szerszą skalę – mówi Ryszard Prędki. I jeszcze raz wraca do ojca, z którego jest bardzo dumny. Mówi, że z krzyżami walecznych za udział w wojnie z bolszewikami miał on kłopoty jeszcze po II wojnie światowej, kiedy dręczono go coraz wyższymi kontyngentami. Potem to uspokoiło się, ale st. sierżant Franciszek Prędki do wojska nie wrócił. Pracował na gospodarstwie, był skromnym człowiekiem z ulicy Glinki.
Broń zardzewiała ale zabezpieczona
Kustosz Muzeum Regionalnego w Pleszewie Witold Hajdasz potwierdza, że w muzealnych magazynach leżą oddane przez rodzinę Prędkich w depozyt destrukty, bo broń, która 50 lat przeleżała w ziemi, jest pordzewiała i się rozlatuje przy dotknięciu. Ale jest zabezpieczona. Karabin maszynowy MG 34 był kiedyś wystawiony na wystawie związanej z 70 pułkiem piechoty. Był też rekwizytem podczas pikniku historycznego organizowanego przez Drużynę Tradycji 70 Pułku Piechoty. Co pamięta i wspomina historyk Michał Kaczmarek – pasjonat historii pleszewskiego pułku.